Czy jazda "elektrykiem" się opłaca? Rząd pokazał nowe dane
Według rządowego raportu jazda "elektrykiem" jest droższa niż autem na benzynę, olej napędowy, a tym bardziej LPG. Ale to tylko część obrazu. Bo jak podkreśla Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności, o kosztach eksploatacji samochodu elektrycznego decyduje jeden czynnik, który jest w stanie wywrócić zestawienie do góry nogami.
Oficjalne kwartalne porównanie średnich cen paliw alternatywnych i tych konwencjonalnych opublikowano w sierpniu jeszcze pod szyldem Ministerstwa Przemysłu. Wynika z niego, że za przejechanie 100 km najmniej płacą tankujący autogaz LPG (22,85 zł), a posiadacze aut elektrycznych - niemal dwa razy tyle.
Ekologia nie musi iść w parze z ekonomią
Czy to oznacza, że jazda "elektrykiem" przestała się opłacać? - Koszty eksploatacji pojazdów elektrycznych zależą przede wszystkim od sposobu ładowania - podkreśla dr inż. Maciej Gis z Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności (PSNM), w odpowiedzi na pytania money.pl.
Od dłuższego czasu podnosiły się głosy, że publikowane cyklicznie opracowanie ministerialne pokazuje zafałszowany obraz kosztów eksploatacji auta elektrycznego. Dlatego od IV kwartału 2024 r. resort publikował także drugą tabelkę, pokazującą średni koszt przejechania 100 km autem elektrycznym, ale ładowanym w domu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Benzyna E5 vs. E10 - bez panikowania oraz propagandy
Najważniejsze jest źródło prądu
Z ministerialnego zestawienia wynika, że koszt pokonania 100 km samochodem elektrycznym jest wyższy niż przejechanie tej samej odległości autem na benzynę Pb95 albo Diesla. Jeśli jednak głównym źródłem energii do "elektryka" jest prąd z domowej instalacji elektrycznej, wówczas koszty mogą być niższe nawet niż w przypadku tankowania LPG. Według ostatnich danych kwota ta waha się od 17,81 zł dla "elektryków" z segmentu C do 19,04 zł dla średnich SUV-ów i crossoverów na prąd.
Segment C | Średnie SUV-y i crossovery | |
|---|---|---|
Benzyna Pb95 | 33,99 zł | 39,26 zł |
Olej napędowy | 27,63 zł | 34,69 zł |
LPG | 22,85 zł | 22,85 zł |
Energia el. - stacje ładowania | 41,50 zł | 44,37 zł |
Energia el. - dom | 17,81 zł | 19,04 zł |
Ceny w przeliczeniu na 100 km jazdy. Źródło: Ministerstwo Przemysłu, dane za II kw. 2025 r. | ||
W ocenie PSNM najbardziej ekonomicznym rozwiązaniem jest złącze siłowe 3-fazowe albo instalacja tzw. wallboxa, czyli ładowarki ściennej. Przeciętny samochód elektryczny ma dziś baterie o pojemności około 60 kWh.
- Przy założeniu posiadania taryfy energetycznej G11, koszt naładowania takiej baterii od 0 do 100 proc. wynosi około 65 zł. W taryfie G12 i ładowaniu nocnym jest to już tylko około 48 zł. Jeszcze taniej można ładować auto elektryczne, wykorzystując taryfy dynamiczne. W okresie niskich cen na giełdzie energii koszty spadają do kilku złotych lub nawet niżej - wyjaśnia Maciej Gis.
Komu opłaca się jazda "elektrykiem"?
Jego zdaniem to właśnie tacy kierowcy mogą ekonomicznie "ugrać" najwięcej w porównaniu z eksploatacją auta spalinowego. - Jeżeli ładujemy samochód elektryczny segmentu B w domu i w taryfie nocnej, przejechanie 100 km może kosztować nas zaledwie około 13 zł. W przypadku podobnego auta z silnikiem spalinowym, zużywającego około 7,5 litra benzyny na 100 km, przejedziemy taki dystans za 45 zł - wylicza Gis.
To różnica 32 zł, ale po pokonaniu 10 tys. km urasta do 3200 zł oszczędności. Po 50 tys. km to już około 16 tys. zł, i tak dalej. - Zatrzymanie takich kwot w portfelu dla wielu nabywców może stanowić naprawdę poważny argument przy wyborze nowego pojazdu - dodaje.
Trzeba też przypomnieć o beneficie w postaci rządowych dopłat do samochodów elektrycznych. W programie "NaszEauto" jest to nawet 40 tys. zł bezzwrotnej dotacji dla osób fizycznych i jednoosobowych działalności gospodarczych.
Szybkie ładowarki mogą być pułapką
Jeśli jednak ktoś skusi się na tańszego "elektryka", ale głównym sposobem ładowania miałyby być publicznie dostępne szybkie ładowarki, to ekonomika zostanie daleko w tyle.
Osoby korzystające z publicznej sieci ładowania muszą być świadome różnic w cennikach za kilowatogodzinę. Te mogą sięgać nawet 300 proc. Szczególnie kosztowne jest ładowanie ad hoc (płacąc kartą płatniczą, bez rejestracji u operatora - przyp. red.).
Powołując się na ranking cen energii na publicznych ładowarkach wydawany przez EV Klub Polska i elektromobilni.pl podaje, że różnica w cenie 1 kWh na stacjach Shell Recharge to od 2,99 zł do 3,59 zł, a już w sieci Ekoen przy stawkach dynamicznych - od 0,9 zł do 2,49 zł.
- To oznacza, że naładowanie baterii 60 kWh może kosztować od 54 zł (przy stawce 0,9 zł/1 kWh) do ponad 215 zł (przy stawce 3,59 zł/1 kWh) w najdroższych punktach - podkreśla dr inż. Maciej Gis.
Dodaje, że publiczne stacje są domyślnym źródłem ładowania jedynie dla nielicznych posiadaczy aut elektrycznych, a przez pozostałych są wykorzystywane głównie w dłuższej trasie. - Bo bardzo częstą praktyką jest uzupełnianie energii wyłącznie (lub niemal wyłącznie) ze źródeł prywatnych, w domu lub w pracy. Na podstawie badań to najczęstszy model ładowania dla ponad 80 proc. kierowców "elektryków" - wyjaśnia nasz rozmówca.
Elektromobilność w liczbach
Według Licznika Elektromobilności na koniec czerwca w Polsce zarejestrowane było 89 tys. 605 aut elektrycznych (BEV) i niemal drugie tyle hybryd plug-in (PHEV), które w myśl prawa nie są traktowane jak auta elektryczne, m.in. nie mogą jeździć buspasami czy parkować za darmo w miejskich strefach.
Z kolei liczba ogólnodostępnych punktów ładowania (liczonych jako każda wtyczka, a nie stacja ładowania) to 3395 w przypadku szybkich ładowarek (DC, prąd stały) i 6860 wolniejszych ładowarek (AC, prąd przemienny). Łącznie to 10 tys. 255 "wtyczek" w całym kraju, nie licząc prywatnych źródeł energii, np. wallboxów w garażach i blokach.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl