"Zadowolony z wyniku". "FT" pisze o teście Putina nad Polską
"Jeśli Władimir Putin chciał przetestować system obrony powietrznej NATO, to byłby bardzo zadowolony z wyniku" - pisze "Financial Times" na temat wtargnięcia rosyjskich dronów w przestrzeń powietrzną Polski. Dziennik zwraca uwagę, że wschodnia flanka Sojuszu nie jest przygotowana na takie ataki.
Brytyjski dziennik, zastanawiając się nad planem Putina na wschodnią flankę NATO, podkreśla, że po raz pierwszy od rozpoczęcia przez Moskwę pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, NATO bezpośrednio zaangażowało się w działania przeciwko Rosji. "To niebezpieczny nowy rozdział w trwającym ponad trzy i pół roku konflikcie" - podkreślono.
Jednocześnie eksperci oraz analitycy zwrócili uwagę, że Europa nie jest przygotowana na tego typu naloty, z którymi Ukraina mierzy się każdej nocy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy alert RCB był wysłany za późno? Rzecznik odpowiada
- Moskwa z pewnością zauważyła, że nadal nie wyciągnęliśmy wniosków z tego, z czym Ukraina boryka się od lat - powiedział Ben Hodges, były dowódca armii amerykańskiej w Europie, cytowany przez "FT". - Nie jesteśmy na to absolutnie przygotowani... a teraz oni są u naszych drzwi - dodał.
W opinii 67-letniego Hodgesa na Starym Kontynencie w ramach NATO powinien pojawić się zintegrowany system obrony powietrznej. System ten powinien "ocenić skalę nadchodzącego ataku i skierować odpowiednie zasoby, w przeciwieństwie do reakcji ze środy, kiedy wysłano cenne myśliwce, takie jak holenderskie F-35, aby zestrzelić tanie drony".
Hodges uważa, że "nie był to wypadek, biorąc pod uwagę liczbę dronów". - Była to próba generalna. Miała ona na celu sprawdzenie, jak dobre są nasze systemy wczesnego ostrzegania i jaki jest nasz czas reakcji - kontynuował amerykański wojskowy.
"FT" przypomina, że kraje NATO zgodziły się inwestować w zbrojenia w wysokości 5 proc. PKB. Teraz rosyjskie drony zostały po raz pierwszy zestrzelone, chociaż już wcześniej dochodziło do incydentów, gdy samoloty bezzałogowe przekraczały na chwilę granicę NATO.
Były to głównie wabiki i drony typu Gerbera, które zaprojektowano w Iranie. Te samoloty bezzałogowe nie są wyposażone w głowice bojowe i są wykorzystywane przez Rosjan jako przynęta podczas rzeczywistych ataków rakietowych na Ukrainę. - Myślę, że ta dzisiejsza prowokacja ma też na celu sprawdzenie takiej społecznej reakcji, tego, jak my jako społeczeństwo reagujemy na tego typu zagrożenia. Jak reagują politycy, czy są spójni, jeśli chodzi o narrację. Myślę, że takie prowokacje nie będą czymś nadzwyczajnym, że Rosjanie będą próbowali nas dalej sprawdzać. Dla Rosjan to żaden koszt. Takie 20 Gerberów to jakieś 200-300 dol. kosztów. A proszę zobaczyć, jakie są straty społeczne - wyjaśniał na antenie TVN24 Mariusz Marszałkowski, zastępca redaktora naczelnego portalu Defence24.
Drony nadleciały z Białorusi
Premier Donald Tusk mówił w środę w Sejmie, że "pierwsze naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej odnotowano około godz. 23.30 we wtorek, a ostatnie około godz. 6.30 w środę. Ta operacja trwała dokładnie całą noc".
Po raz pierwszy w czasie tej wojny (drony nadleciały) nie znad Ukrainy, jako efekt błędów, dezorientacji dronów, czy małych rosyjskich prowokacji na minimalną skalę. Po raz pierwszy spora część tych dronów nadleciała nad Polskę bezpośrednio z Białorusi - zaznaczył szef rządu.
Zdaniem przedstawiciela polskiego przemysłu zbrojeniowego, który rozmawiał z "FT" rosyjska prowokacja miała na celu "wywołanie podziału w NATO między osobami, które twierdzą, że muszą zareagować i pomóc Polsce", a tymi, które twierdzą, że był to test i nie stało się nic wielkiego.