Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Koronawirus w Polsce i na świecie. Francja bije rekordy, Czechy wciąż bez poprawy

360
Podziel się:

Jeden dzień i 30 tys. infekcji we Francji. To europejski rekord, którego od początku epidemii nie widziało żadne państwo. Polska wciąż jest daleko od tak krytycznej sytuacji. A i tak niemieckie media mówią o zapaści służby zdrowia w naszym kraju. I wypominają wypowiedzi polityków z kampanii wyborczej.

Koronawirus w Polsce i na świecie. Francja bije rekordy, Czechy wciąż bez poprawy
Wirus bije rekordy w całej Europie (PAP, EPA)

W czwartek 8 tys. infekcji, w piątek 7,7 tys. infekcji. To dane polskiego Ministerstwa Zdrowia za ostatnie 48 godzin. W ciągu ostatniego tygodnia nasze służby sanitarne potwierdziły ponad 41 tys. przypadków koronawirusa. To oznacza, że w każdym milionie Polaków w ciągu ostatnich siedmiu dni pojawiło się 1089 zakażonych.

Niewiele? Wręcz przeciwnie. W każdej losowej grupie tysiąca osób powinna znaleźć się przynajmniej jedna osoba, która usłyszała w ciągu ostatniego tygodnia pozytywny wynik testu.

Gdyby wziąć pod uwagę wszystkich potwierdzonych zakażonych (od marca do października), to na każdy milion Polaków przypada już 4 tys. osób z pozytywnym wynikiem. Doskonale jednak wiemy, że większość nosicieli koronawirusa nigdy wykryta nie jest. Według ekspertów zaledwie 20 proc. zakażonych ma objawy. Gdyby ta proporcja sprawdziła się w ostatnim tygodniu, to realna liczba nosicieli koronawirusa w ciągu 7 dni wynosi blisko 200 tys.

Zobacz także: Obejrzyj też: Kiedy koniec kryzysu w Polsce? "Powinniśmy być dobrej myśli"

Nie tylko w Polsce można zaobserwować wzrost wykrywanej liczby zakażeń. W Niemczech ostatnia doba przyniosła 7,3 tys. infekcji. To liczba nieco mniejsza niż w Polsce, choć warto zauważyć, że jesteśmy dwukrotnie mniej licznym krajem.

Ostatni tydzień w Niemczech to 33 tys. infekcji. W przeliczeniu na milion mieszkańców daje to 408 infekcji, czyli ponad dwa razy mniej niż w Polsce. Nie uszło to uwadze niemieckich dziennikarzy.

"Berliner Zeitung" przypomina słowa Andrzeja Dudy z kampanii wyborczej o nieobowiązkowych szczepieniach. I wskazuje, że Polacy mogli odnieść wrażenie, iż najgorsze za nami. Berliński dziennik zwraca też uwagę, że okres przygotowań do drugiej fali epidemii nad Wisłą oznaczał głównie okres przygotowań nowego rządu.

Jeszcze dalej w ocenach idzie "Sueddeutsche Zeitung", który już mówi o zapaści całego systemu. I przypomina niechlubną polską statystykę - na 100 tys. mieszkańców mamy tylko 238 lekarzy. A to stawia nas w ogonie Unii Europejskiej.

Nie jest jednak tak, że Niemcy żyją głównie wieściami o zakażeniach w naszym kraju. Sami mają dużo problemów. W ciągu ostatniej doby zanotowali rekordowy poziom zakażeń, niewidziany od początku epidemii w tym kraju. Jednocześnie coraz częściej niemieccy eksperci mówią, że wynalezienie szczepionki nie oznacza końca restrykcji.

Niemiecki Instytut Roberta Kocha, który przygotowuje rządowe informacje i strategie walki z wirusem, sugeruje wprost: obostrzenia zostaną na dłużej. Wśród nich wymienia się maseczki i konieczność zachowywania dystansu.

Rekord zbiegł się z kolejnymi obostrzeniami, które wprowadza kanclerz Angela Merkel i premierzy krajów związkowych. Tam, gdzie wirus rozprzestrzenia się najbardziej, jest znacznie ograniczona dopuszczalna liczba osób na prywatnych imprezach. W jednym miejscu może być maksymalnie 10 osób.

Dramat na południe od Polski

To, co się dzieje w Polsce i Niemczech, nie jest jednak nawet blisko sytuacji w Czechach. W tym niewielkim kraju ostatni tydzień przyniósł 48 tys. infekcji (w przeliczeniu na milion mieszkańców daje to 4,8 tys.). To więcej niż w Polsce - a przecież Czechy są prawie 4 razy mniejszym krajem. W ciągu ostatnich dwóch dni wyniki przekraczały próg 9 tys. zakażeń i zbliżały się do bariery 10 tys.

Żaden z europejskich krajów nie miał tylu infekcji podczas pierwszej fali epidemii. Nawet Włochy i Hiszpania, dla których zaraza okazała się bardzo dotkliwa.

Sytuację można zobrazować w jeszcze jeden sposób. Żeby sytuacja w Czechach, Polsce i Niemczech była taka sama pod względem zakażeń, u nas musiałoby się pojawić około 30 tys. infekcji. W Niemczech musiałoby to być 65 tys. infekcji w ciągu doby.

Czeskie Ministerstwo Zdrowia w najczarniejszym scenariuszu zakłada, że pod koniec miesiąca w kraju może pojawiać się ponad 20 tys. infekcji dziennie. I to doskonale tłumaczy tak ostre działania czeskich władz. Od środy 14 października zamknięte są tam wszystkie szkoły, a powrót do nauki możliwy jest dopiero 3 listopada. Zamknięte zostały restauracje, gospody i bary, a na ulicach pojawił się zakaz picia alkoholu.

Co ciekawe, Czesi zakładają testowanie całej populacji. Pomóc przy testach mają studenci - w sumie do punktów pobrań może być skierowanych 17 tys. osób (to zarówno studenci medycyny, jak i innych kierunków). Pomoc zadeklarowały już Niemcy - są w stanie przyjąć najbardziej chorych pacjentów.

Trudna sytuacja jest również u naszych drugich południowych sąsiadów - na Słowacji. Ostatnie siedem dni to blisko 8,5 tys. infekcji, czyli 1559 zakażeń na każdy milion mieszkańców.

Rekord epidemii we Francji

W tej chwili bardzo dużo nowych infekcji jest również we Francji i Wielkiej Brytanii. W obu krajach w ciągu tygodnia pojawiło się ponad 100 tys. przypadków. We Francji było to 138 tys., a w Wielkiej Brytanii 111 tys. To sprawia, że we Francji na każdy milion jest 2 tys. nowych zakażeń, a na Wyspach Brytyjskich 1677.

Francja w ciągu ostatniej doby pobiła europejski rekord liczby zakażeń. W ciągu zaledwie 24 godzin służby tego kraju zaraportowały 30 tys. infekcji. I tu również walka się zaostrza.

W Paryżu i w głównych aglomeracjach wprowadzona została godzina policyjna. Na ulicach nie można przebywać po godzinie 21. Do 6 rano na ulicach mogą być tylko ci, którzy wracają z pracy, mają uzasadnioną potrzebę lub szukają pomocy medycznej.

A co, jeżeli ktoś naruszy godzinę policyjną? Zapłaci mandat w wysokości 135 euro. Takie same kary płacą Francuzi, gdy chodzą po ulicach bez maseczek. Co ciekawe, wyjątkowo dotkliwie karana jest recydywa - za ponowne złamanie nakazów i zakazów płacić trzeba 1,5 tys. euro. I tak wielu paryżan się na to decyduje. Kilka dni temu media donosiły o prawdziwych starciach pomiędzy policją a grupą imprezującą w jednej z knajp.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(360)
Hardert
2 lata temu
Niektórzy to chyba dalej dezynfekują nawet zakupy, podeszwy butów itp.
Logiczny
2 lata temu
Fatalnie napisany artykuł. Przy liczbach nie ma jednostek. Mieszane są liczby wszystkich przypadków z liczbą przypadków na milion mieszkańców.
Borg
2 lata temu
Media nagłośniły grypę i ładnie ją nazwały. Rząd ciągle to podsyca. Już coraz częściej słyszę o mobbingu i zmuszaniem do szczepień. Niesamowity obóz pracy i braku oporu. Ludzie wyłączają myślenie i ufają w dużej mierze propagandowym statystykom opałaconym przez polityków. Taki mamy czas. Media manipulują coraz łatwiej niepotrafiacym myśleć ludem. Ps. W Chinach już 2 lata od zakażenia i nadal nie ma więcej chorych. Kolejna zabawna statystyka.
Wytrwały
2 lata temu
Hm, ile warte są podawane 2, 3 -krotnie zaniżone dane podało Ministerstwo Zdrowia w Niemczech!
Jesli,
2 lata temu
Jesli zrobicie uczciwie tyle testow co robi Francja albo UK to sie okaze ze u nas jest wiecej zakazonych kazdego dnia niz u nich
...
Następna strona