Narodowa kwarantanna. Rząd zamyka hotele, ale nie wszystkie. Drogowcy cieszą się z furtki
Po świętach hotele zamkną się na głucho, gdyż rząd zdecydował się na wprowadzenie "narodowej kwarantanny". Okazuje się, że nie wszystkie placówki się zamkną, na co zwraca uwagę Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.
Ogłoszone restrykcje dla hoteli i pensjonatów mogły wywołać przerażenie wśród pracowników zatrudnionych przy budowach dróg. Budowlańcy bowiem korzystają z hoteli pracowniczych, zlokalizowanych w sąsiedztwie realizowanej inwestycji.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad jednak na Twitterze szybko przekazała "dobrą nowinę" - budowa dróg nie będzie wstrzymana, bowiem restrykcje nie obejmą hoteli pracowniczych.
"Hotele pracownicze nie zostały objęte najnowszymi ograniczeniami w ramach walki z pandemią COVID-19. Dzięki temu inwestycje drogowe będą mogły być kontynuowane! W realizacji jest 100 odcinków z Programu Budowy Dróg Krajowych o długości 1266,3 km" - czytamy na oficjalnym profilu GDDKiA.
"Jesteśmy na czerwonej liście". Hotele nie mają co liczyć na finansowanie z banków
Hotele pracownicze zatem przyjmą gości w dniach 28 grudnia - 17 stycznia. Inną przyszłość zgotował rząd hotelarzom.
- Od 28 grudnia do 17 stycznia wprowadzamy kwarantannę narodową. Dlatego całkowicie zamykamy hotele, również na ruch służbowy - zapowiedział w czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski.
W ramach narodowej kwarantanny nie tylko hotele będą zamknięte. Podobny los spotkał galerie handlowe, te również nie będą mogły działać od 28 grudnia do 17 stycznia. Tak samo w przypadku stoków narciarskich.
Dodatkowo rząd zdecydował się na wprowadzenie zakazu przemieszczania się między miastami w Sylwestra. - Nie będzie można poruszać się z miasta do miasta od godz. 19.00 dnia 31 grudnia do godz. 6.00 dnia 1 stycznia - wyjaśnił Niedzielski.
Wcześniej omyłko wskazał godz. 21 jako początek obowiązywania zakazu.
Za złamanie restrykcji w noc sylwestrową będą groziły mandaty, te policyjne to 500 złotych. Skierowanie wniosku do sanepidu będzie groziło nawet grzywną w wysokości 30 tys. złotych.