Po spotkaniu na Alasce. Tym razem Trump jak Zełenski. "Nie miał kart"
Spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem na Alasce nie przyniosło przełomu w sprawie wojny w Ukrainie. Jak ocenia opozycjonista Władimir Ponomariow, Putin wykorzysta je propagandowo, a dopóki Rosja odnosi sukcesy na froncie, szanse na pokój pozostają minimalne.
Spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem na Alasce nie przyniosło przełomu w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie. Zdaniem rosyjskiego opozycjonisty prof. Władimira Ponomariowa, dla Kremla było to jednak wydarzenie korzystne propagandowo.
– Na pewno Putin jest bardzo zadowolony. Potrafi bowiem sprzedać to spotkanie jako przełamanie swojej izolacji w oczach społeczności międzynarodowej. Może to także wykorzystać wobec własnych obywateli, Rosjan, którzy cenią przywódców odnoszących zwycięstwa – mówi w rozmowie z money.pl Ponomariow.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szczyt na Alasce. "Putinowi zaczyna palić się grunt pod nogami"
Opozycjonista dodaje, że miał okazję obserwować Putina z bliska w różnych sytuacjach.
Widzę po jego gestach, po wyrazie twarzy, że on rzeczywiście jest zadowolony. Trump przyjął go jak honorowego gościa.
Kto miał tym razem karty?
Według Ponomariowa, tym razem to prezydent USA nie miał atutów w ręku.
– Używając słów samego Trumpa, kiedyś skierowanych do prezydenta Zełenskiego – tym razem to prezydent USA nie miał kart. Jest absolutnie oczywiste, że Putin powtarza dokładnie to, co mówił rok temu na posiedzeniu kolegium Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Nie poszedł na żadne kompromisy. Rok temu mówił to samo, co teraz. To znaczy, że propozycje, które padły podczas spotkania z Trumpem, były dla niego mniej warte niż jego częściowe sukcesy na froncie wojny przeciw Ukrainie – ocenia.
Ponomariow podkreśla, że sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż się wydaje.
Gdyby Rosja była sama, łatwiej byłoby z nią rozmawiać. Niestety dla świata, a na szczęście dla Rosji, Putin ma bardzo ważnego sojusznika – Chiny. Dla Trumpa wojna w Ukrainie jest sprawą drugorzędną, dla niego głównym wrogiem są Chiny. On stara się rozwiązać problem wojny w Ukrainie tak, żeby odciągnąć Rosję od Chin, próbując zainteresować Putina współpracą Rosja–USA. Obawia się zmuszać Putina do rozejmu czy zawieszenia broni, używając sankcji, które uderzałyby w Chiny.
Ekspert zaznacza, że to właśnie Pekin daje Rosji możliwość kontynuowania wojny w Ukrainie. Według rosyjskiego opozycjonisty Chiny są dla Rosji kluczowe. Tak jak Ukraina nie może prowadzić wojny bez wsparcia Europy i kiedyś Stanów Zjednoczonych, tak samo Rosja nie może prowadzić jej bez pomocy Chin. Zdaniem Ponomariowa rosyjska gospodarka nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować bez pieniędzy, które otrzymuje ze sprzedaży ropy i gazu do Chin.
Korea Północna żyje z dotacji Pekinu, a jeśli sprzedaje pociski Rosji i zwiększa ich produkcję, to zawsze musi to uzgadniać z Chinami. Chiny kupują większość rosyjskiej ropy i gazu, wspierają przemyt i dostarczają zamienniki technologiczne objęte embargiem ze strony Europy.
Ponomariow w rozmowie z money.pl porównał także podejście administracji Donalda Trumpa i administracji poprzedniego prezydenta USA Joe Bidena.
– Kiedy prezydentem był Biden, Stany Zjednoczone były częścią cywilizacji euroatlantyckiej, opartej na prawach jednostki i wolności. Dla Trumpa te wartości są niemal pustymi hasłami. Dla niego liczą się układy, transakcje, pozycja i siła. Pod tym względem jest bardzo podobny do Putina – ocenia.
Trump nie chce, ale będzie musiał?
Opozycyjny wobec Putina Rosjanin zwraca uwagę, że Trump przyjmował rosyjskiego przywódcę z wyraźną sympatią. Jego zdaniem stwarza to wewnętrzny kłopot dla prezydenta USA, który z jednej strony nie chciałby zrobić nic złego dla Putina, a z drugiej podjął się roli zmuszającej go do działania.
Ponomariow podkreśla, że dopóki Rosja odnosi sukcesy na froncie, szanse na trwały pokój pozostają minimalne. W takich warunkach, gdy Putin nie widzi dla siebie żadnych korzyści w przerwaniu wojny, będzie ją kontynuował. Według niego moment na zawarcie porozumienia przyjdzie dopiero wtedy, gdy Kreml uzna to za konieczne. Do tego czasu, podkreśla opozycjonista, możliwości na trwały pokój, rozejm czy zatrzymanie walk są bardzo małe.
Michał Krawiel, dziennikarz WP Finanse i money.pl