Masz podwyżkę, nie martw się inflacją? Obnażamy półprawdy premiera
Ostatnio mieliśmy inflacyjny rekord dekady. Premier zbagatelizował sprawę, tłumacząc, że wzrost pensji przebił wzrost inflacji, zatem wszystko jest w porządku. Jednak w tym roku ani grosza podwyżki nie dostanie budżetówka, mniej pieniędzy trafi do kobiet i pracowników po 50. roku życia. Jeśli to uwzględnimy, sytuacja nie jest już tak piękna, jak ją władza maluje.
Rząd chwali się wzrostem pensji rzędu 5,4 proc. Miałby on rekompensować inflację, która sięgnęła 3,4 proc. Mowa o danych za rok 2020, dość dokładnie pod tym względem zbadany. Problem w tym, że to wszystko statystyka, która nie do końca odpowiada szarej rzeczywistości.
Wzrost płac, o którym opowiada premier, nie jest ani przez rząd finansowany, ani nie dotyczy wszystkich pracowników. Najnowsze dane o niemal 10-proc. podwyżkach dotyczą jedynie ok. 6 spośród 16,6 mln pracowników. Reszta dostała mniej albo nic.
Wzrost płac liczy Główny Urząd Statystyczny. I robi to na różne sposoby. Wspomniane 5,4 proc. zanotowano w tzw. gospodarce narodowej. Chodzi o firmy zatrudniające powyżej 9 osób oraz budżetówkę.
Ostro o pensjach w budżetówce. "Za takie pieniądze nikt tam pracować nie będzie"
W budżetówce pracuje łącznie ok. 3,8 mln ludzi. Sektor prywatny (płacący lepiej) zatrudnia ponad 12,5 mln osób. GUS nie liczy jednak pensji osób pracujących w mniejszych firmach. W praktyce badane są pensje jedynie 9 mln z ponad 16,6 mln zatrudnionych w Polsce osób.
Kto dostał podwyżkę?
Z kolei z badania firmy Sedlak&Sedlak wynika, że podwyżki w 2020 r. otrzymała nieco ponad połowa pracujących, zarobki niemal 40 proc. osób nie drgnęły, a niecałe 7 proc. zarabiało mniej. Podwyżki dostały głównie osoby w wieku 26-30 lat (zadeklarowało to 60 proc. osób w tej grupie wiekowej). Większe pensje dostali mężczyźni oraz kadra średniego szczebla. Im niższe stanowisko, tym mniejszy procent osób, które dostały podwyżkę.
Warto jednak zauważyć, że badanie Sedlak&Sedlak również nie prezentuje pełnej rzeczywistości. 70 proc. badanych ma wyższe wykształcenie, 54 proc. mieszka w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców.
- Bazujemy na niepełnych danych, ale wydaje się, że wzrost wynagrodzeń dotyczy tylko części zatrudnionych. Z pewnością wzrosły dochody osób zarabiających najmniej, jest to zasługa zwiększenia o 200 zł płacy minimalnej – mówi money.pl socjolog Hubert Gieliński.
W 2020 r. minimalna pensja wynosiła 2600 zł brutto (1921 zł netto), obecnie nie może być niższa niż 2800 zł brutto (2062 zł netto). To wzrost o 7,7 procent.
Gieliński dodaje, że zauważalny jest też wzrost płac specjalistów. Potwierdzają to dane dotyczące programistów. Część z nich zażądała od pracodawców (i dostała) pensje wyższe nawet o 40 proc. Mowa jednak o ludziach zarabiających dziś od kilkunastu do nawet 20 tys. zł, głównie starszych programistach i menedżerach IT.
Dominika Opozda z firmy Devire podaje za przykład stanowisko Data Engineera.
- Jeszcze w 2020 roku średnie zarobki takiego specjalisty były na poziomie 17 tys. zł brutto. Teraz jest to już 24 tys. zł brutto, co oznacza 40-procentową podwyżkę. Taka osoba, współpracując w oparciu o kontrakt B2B, może otrzymać jedno z większych wynagrodzeń na rynku pracy IT, sięgające 30 tys. zł netto lub więcej – mówi ekspertka.
Budżetówka z podwyżkami?
W zeszłym roku podwyżki udało się wywalczyć pracownikom sfery budżetowej - m.in. nauczycielom i pielęgniarkom. Ci pierwsi dostali wzrost tzw. kwoty bazowej o 6 proc., pielęgniarki o 17 proc. Mimo wszystko, jak mówi przewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski, płace w budżetówce są średnio o 900 zł niższe od średniego wynagrodzenia w Polsce.
Podstawowym problemem budżetówki jest właśnie brak podwyżek. Zeszłoroczna była wyjątkiem, w tym roku rząd nie przewiduje kolejnej. To zaś może stać się zarzewiem potężnego protestu prawie 4 milionów pracowników. Rząd na propozycje związkowców (12 proc. podwyżki kwoty bazowej w tym roku) odpowiada wymijająco.
Emeryci – gdyby nie trzynastka, byłoby ciężko
W Polsce mamy ponad 6 mln emerytów. W 2020 r. ich świadczenia wzrosły o 3,56 proc. – odrobinę więcej niż inflacja. Sytuację seniorów delikatnie poprawiło wypłacenie tzw. 13. emerytury, dodatkowe świadczenie przełożyło się na 1025 zł rocznie, co w przeliczeniu na miesiące daje nieco ponad 85 zł.
W 2021 r. waloryzacja emerytur sięgnęła 4,24 proc. Dodatkowe, 13. świadczenie wyniosło 1066 zł.
Inflacja – ile zabiera?
Kolejnym problemem jest też interpretacja inflacji. Oznacza ona spadek wartości pieniądza, ale możliwości jej liczenia jest mnóstwo. Obowiązujący wzór opiera się na szeregu różnych czynników, wiele z nich ma realny wpływ na poziom życia obywateli, inne są słabiej zauważalne.
Wszystkich dotyka za to wzrost cen żywności. Co więcej, najbardziej uderza on w najsłabiej zarabiających. Im mniejszą pensję dostajemy, tym większą jej część musimy poświęcić na jedzenie. W latach 2019 i 2020 ceny żywności szły w górę o mniej więcej 5 proc. – o wiele bardziej, niż inflacja i prawie tak samo, jak oficjalne wynagrodzenia.
Co przyniesie nam końcówka roku?
Rok 2021 jak na razie oznacza gospodarczo-ekonomiczną huśtawkę. Bardzo szybko rośnie inflacja. W tej chwili jest szacowana na 5 proc. Według GUS przeciętne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej w pierwszym kwartale 2021 roku wyniosło 5681,56 zł (4094 zł netto). To wzrost w porównaniu do pierwszego kwartału ubiegłego roku o 6,6 proc. Wciąż jednak mowa o mniejszej części przedsiębiorstw w Polsce.
Co więcej, premier Morawiecki komentując 5-procentową inflację pochwalił się rosnącą dynamiką wzrostu płac. Według najnowszych danych sięgnęła ona w tym roku 9,8 proc. Sęk w tym, że te dane odnoszą się do tzw. sektora przedsiębiorstw, a więc wyłącznie firm zatrudniających powyżej 9 osób, z wyłączeniem budżetówki. Mowa więc o nieco ponad 6 milionach pracowników. Pozostałe 10 mln może dostanie podwyżki, może nie. A na pewno mniejsze, niż badani przez GUS.