Pod koniec tygodnia Ryanair ogłosił partnerstwo z polskim ośrodkiem szkolenia pilotów Bartolini Air. Bez opuszczania Polski (w Łodzi i Olsztynie) i taniej niż za jej granicami będzie można zostać pilotem liniowym. Trzeba się tylko spieszyć.
- W czwartek ogłosiliśmy rozpoczęcie programu i telefony się urywają. Jednego dnia otrzymaliśmy co najmniej setkę szczegółowych zapytań. Dzwonią też osoby z zagranicy. W Europie zachodniej ceny zaczynają się od 80 tys. euro - mówi money.pl prezes i założyciel szkoły Bartolini Air Bartłomiej Walas.
W Bartolini Air kurs kosztuje niecałe 60 tys. euro, czyli 255 tys. zł. Jednak, jak zauważa Walas, jest sporo unijnych programów wsparcia, z których można uzyskać część potrzebnych środków. Program partnerski i szkoła spełniają kryteria dofinansowań unijnych. Zostawmy na chwilę z boku wyzwanie związane ze sfinansowaniem kursu. Zapewne łatwiej będzie przełknąć te ponad 200 tys. zł, które trzeba wysupłać z własnej kieszeni, kiedy pomyśli się o przyszłości pilota.
Zobacz: Sprzedaż startupu spółce skarbu państwa? "Byliśmy pierwsi"
Gigantyczne zarobki jak na dwudziestolatka
- Zarobki zależą od bazy, do której trafią piloci. Jednak celem, który jest do osiągnięcia przez każdego kapitana Ryanaira, są zarobki na poziomie 200 tys. euro rocznie. Początkujący zarabiają od kilku do kilkunastu tysięcy euro miesięcznie. Mając np. dwadzieścia lat, trudno o lepiej płatne zajęcie. Stopień kapitana w liniach Ryanair osiąga się po 3-4 latach - mówi Bartłomiej Walas.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że wprawdzie zarobki wysokie, ale prestiż zawodu niższy niż przed laty. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że współczesny pilot to teraz taki kierowca lepszego autobusu.
- Na pewno zawód spowszechniał. Nadal jest trudny do zdobycia, trzeba wiele wysiłku, by zdobyć tę posadę, ale liczba miejsc pracy się zwielokrotniła. Kiedyś to było marzenie wąskiej elity. Dziś każdy może spróbować je spełnić. Warunki zdrowotne też nie są aż tak nadzwyczajne. Pilotem można zostać nawet z wadą wzroku. Wielu pilotów lata w okularach. Przeciętny zdrowy człowiek przejdzie takie badanie - zapewnia Bartłomiej Walas.
Co więcej, od kandydatów nie wymaga się żadnego doświadczenia lotniczego. Trzeba tylko mieć przynajmniej wykształcenie średnie, zaświadczenie o niekaralności i ukończone 18 lat. Górnej granicy wieku nie ma. Kandydaci są też sprawdzani przez straż graniczną pod kątem bezpieczeństwa państwowego, a szkoła testuje online predyspozycje psychologiczne.
Matma z ogólniaka
Jeśli wszystko jest ok, dochodzi do spotkania w siedzibie szkoły w Łodzi. Tam weryfikowana jest biegłość w języku angielskim i matematyce. Jednak nie trzeba być omnibusem. Jak zapewnia założyciel szkoły, wystarczy, że angielski pozwala na zdawanie egzaminów i naukę, a matematyka jest na poziomie szkoły średniej.
- Zajęcia testowe odbywają się również w grupach. Podczas nich obecny jest psycholog, który na podstawie obserwacji ocenia kompetencje do wykonywania tego zawodu wśród kandydatów. Tu brane są już pod uwagę wymogi Ryanaira. Ci, którzy pomyślnie przejdą wszystkie etapy, zostają przypisani do 12-osobowych grup, w których są szkoleni - opowiada Bartłomiej Walas.
Najpierw pięć miesięcy w szkolnej ławie. Zajęcia teoretyczne kończą się egzaminami państwowymi z 14 przedmiotów wykładanych podczas tych zajęć. Pozwala to na zdobycie tzw. zamrożonej licencji pilota liniowego. Potem zaczyna się upragnione latanie.
- Uczestnicy zaczynają od małych maszyn i to ich pierwszy kontakt z samolotem podczas szkolenia. Po opanowaniu podstawowych umiejętności przechodzimy na samoloty dwusilnikowe, gdzie ćwiczy się radzenie sobie z awariami. W szkoleniu nie używa się samolotów pasażerskich, to nieuzasadnione ekonomicznie, a fizyka latania w każdej maszynie jest taka sama. Różnica jest tylko w wyposażeniu - przekonuje Walas.
Jak w biurze?
Kursanci w powietrzu spędzają około 150 godzin. Zajęcia odbywają się również w symulatorach samolotów pasażerskich, wtedy przyszli piloci uczą się pracy w załodze dwuosobowej.
Po kursie w Bartolini Air swoje szkolenie rozpoczyna Ryanair. Zajmuje to kolejne trzy miesiące. Ćwiczy się na Boeingach i ich symulatorze. Ten etap finansuje Ryanair. Uczestnicy, którzy dojdą tak daleko, podpisują z firmą tzw. lojalkę obligującą do pracy w tych liniach przez określony czas uzależniony od kontraktu.
Warto mieć w tyle głowy, że wyobrażenie o zawodzie pilota może nie odpowiadać rzeczywistości.
- Współczesne lotnictwo jest inne. Bardziej przypomina pracę gdzieś w biurze. Piloci wykonują kilka lotów w ciągu dnia i wracają do domu. Nie pracuje się więcej niż 12 godzin. Na krótkich trasach oznacza to maksymalnie cztery loty, na dłuższych dwa. Przykładowo pilot z warszawskiej bazy leci do Rzymu, po 25 minutach postoju wraca do stolicy. Skąd leci np. do Walencji, tam znów ma tylko 25 minut i wraca do Warszawy. Na tym kończy się jego dzień pracy - opowiada Bartłomiej Walas.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl