Rząd dogadał się w sprawie kamienia milowego z KPO? Znamy szczegóły
Jest zielone światło dla ustawy wzmacniającej Państwową Inspekcję Pracy. Rządowy projekt trafi do Sejmu w łagodniejszej wersji. Planowana przez resort pracy reforma od tygodni budziła ostre podziały w koalicji. Dotyczą one wyjściowej propozycji ministry Dziemianowicz-Bąk, ale te pomysły są łagodzone. Jest szansa na przełom?
Chodzi o wielokrotnie opisywaną przez nas ustawę reformującą Państwową Inspekcję Pracy (PIP). Stanowi ona kamień milowy KPO, a zakłada wzmocnienie roli inspekcji.
W praktyce miałoby to wyglądać tak, że do wytypowanych na podstawie danych ZUS i KAS firm zawitałby inspektor PIP i wydawał decyzje przekształcające z dnia na dzień umowy zlecenia czy B2B w etaty, o ile uzna na miejscu, że to zatrudnienie spełnia definicję stosunku pracy.
Rządowe różnice zdań
Projekt ustawy w tej sprawie, przygotowany przez resort Dziemianowicz-Bąk, od dłuższego czasu budzi emocje. Największe różnice zdań budzą takie kwestie jak daleko idące uprawnienia inspektorów pracy w postaci wydawania decyzji administracyjnej nakazującej zmianę fikcyjnej (zdaniem inspektora) umowy zlecenia, umowy o dzieło czy umowy typu B2B w umowę o pracę. Kontrowersja dotyczy też tego, że decyzja miałaby walor natychmiastowej wykonalności i działałaby wstecz (ostatnia propozycja mówi o okresie rocznym, wcześniej proponowano nawet kilka lat wstecz).
Emerytura olimpijska i sportowa? Mówi o konkretnych kwotach
Do tej pory jednak główny spór był na linii resort pracy - Rządowe Centrum Legislacji (RCL). Ta druga instytucja, działająca przy Kancelarii Premiera, ostro krytykuje założenia projektu, wskazując na nieprzewidywalne skutki wynikające z działania wstecz decyzji inspektorów pracy. RCL zwraca uwagę na problem zaległych składek, urlopów czy benefitów (np. nagród jubileuszowych) wynikających z przekształcenia kontraktów w umowy o pracę.
A jeśli mamy kobietę, której wcześniej przysługiwałyby przerwy na karmienie piersią, to czy po przekształceniu jej umowy B2B w etat dalej te przerwy mają jej przysługiwać, nawet jeśli dziecka już dawno nie karmi w ten sposób? - pyta retorycznie rozmówca z RCL.
W uwagach do projektu RCL zwracał też uwagę, że pracodawca po decyzji inspektora będzie musiał od razu przeszkolić pracownika, wysłać go na badania lekarskie, wysłać na zaległy urlop, a może to być urlop z kilku lat. W zależności od tego, jak daleko w tył będzie sięgała decyzja inspektora.
Z tego względu RCL przyjął ostre stanowisko, że nie będzie jego zgody na projekt zakładający wsteczność decyzji administracyjnych inspektorów sięgającą choćby jednego dnia.
Nowe pole konfliktu koalicji
Ale nad zmianami zbierają się ciemne chmury także w koalicji rządowej, bowiem ludowcy kolejny raz postanowili wystąpić w roli adwokatów przedsiębiorców. Zorganizowali w Sejmie konferencję prasową z udziałem przedstawicieli środowisk pracodawców.
Dziewięć dużych organizacji, które reprezentują pracodawców, jasno wyraziło swoje stanowisko, że absolutnie żadna kosmetyka, żadne drobne zmiany nie zmienią negatywnego postrzegania tego projektu - wskazuje w rozmowie z nami Krzysztof Paszyk, szef klubu PSL i były minister rozwoju.
Polityk nie kryje się z pretensjami w kierunku resortu Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. - Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej niestety zupełnie zignorowało głos środowiska, którego ta reforma bezpośrednio dotyczy. Czas skończyć z tą XIX-wieczną koncepcją odwiecznego konfliktu między pracodawcą a pracownikiem - namawia Paszyk.
Na odpowiedź przedstawicieli Lewicy, z którą związana jest Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, długo nie trzeba było czekać.
W Sejmie właśnie trwa konferencja lobbystów biznesu przeciwko ustawie Lewicy, która pozwoli Państwowej Inspekcji Pracy zmieniać śmieciówki w etaty. Organizatorem jest nie kto inny jak Krzysztof Paszyk i Jacek Tomczak, którzy zasłynęli już z bliskich relacji z biznesem - napisał na platformie X jeszcze w trakcie konferencji ludowców i pracodawców Łukasz Michnik, rzecznik Lewicy.
Jego ugrupowanie nie może liczyć na poparcie także ze strony Polski 2050. "Reforma PIP tak. Ale rozsądna, wyważona i zgodna z kamieniami milowymi. Nie idźmy dalej. Nie dobijajmy przedsiębiorców. Oni naprawdę mają już ciężko" - zaapelował Paweł Śliz, szef klubu Polski 2050.
Przedsiębiorcy także punktują ustawę i zawarte w niej rozwiązania. Im też nie podoba się zwłaszcza rygor natychmiastowej wykonalności decyzji inspektora, a także możliwe skutki tej decyzji wstecz.
Mówimy o tym, żeby ustawa była zgodna z Konstytucją i zgodna z prawem. Ta ustawa jest w jakiś sposób wymierzona w przedsiębiorców i to, o czym się mówi najgłośniej, to jest wierzchołek góry lodowej. A wiele jej konsekwencji jest pod spodem - podkreśla Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Wylicza możliwe konsekwencje: co się stanie w momencie, kiedy inspektor przekształci umowę B2B na umowę o pracę, a człowiek zatrudniony na B2B miał leasing, płacił podatek VAT, co z jego zobowiązaniami z tych tytułów. A co jeżeli sąd po kilku latach podważy decyzję inspektora - kto za to poniesie odpowiedzialność? Przedsiębiorcy są zaniepokojeni, że ustawa ma wejść z marszu. W projekcie wpisano 1 stycznia 2026 r., co już jest nierealne, ale wiadomo, że rząd będzie dążył, by ustawa zaczęła obowiązywać jak najszybciej.
Akurat Federacja Marka Kowalskiego od początku była zwolennikiem innego rozwiązania, które było pierwotną treścią kamienia milowego w KPO, czyli pełnego ozusowania umów zleceń.
- Takie rozwiązanie jest konieczne, żeby nie było zapaści w ZUS. Jeżeli dzisiaj nie wpływają pieniądze do ZUS-u, to za kilka lat z naszych wynagrodzeń będziemy dopłacali do emerytur socjalnych. Więc ten system trzeba uporządkować, ale nie wolno go porządkować kijem, siekierą - podkreśla szef FPP.
Obrona w tej kwestii interesów przedsiębiorców w Sejmie to kolejny front, jaki otwiera w tej sprawie PSL, ponieważ już w trakcie konsultacji ustawy w rządzie resorty kierowane przez ludowców zgłosiły sporo uwag. Podbijanie problematycznych rozwiązań przez jedną z partii koalicyjnych może wróżyć kłopoty z uchwaleniem ustawy w Sejmie.
Kompromis: jak wygląda?
W tej sytuacji najważniejsze pytanie dotyczy tego, jak może wyglądać kompromis. Widać, że najgorętszy spór dotyczy trzech elementów: działania przepisów wstecz, rozstrzygnięcia jako decyzji administracyjnej z rygorem natychmiastowej wykonalności oraz przypadków zamiany umów wbrew woli obu stron.
I na czwartkowym posiedzeniu komitetu stałego rządu udało się porozumieć w najważniejszych kwestiach. - To porozumienie idzie w bardzo dobrym kierunku - mówi nam jeden z uczestników posiedzenia.
Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, to ostatecznie przyjęto rozwiązanie, że przepisy nie mogą działać wstecz. Już w trakcie konsultacji resort Agnieszki Dziemianowicz-Bąk dwukrotnie zmieniał zdanie, raz zmniejszając efekty wstecz do trzech lat, a potem do roku.
Jest brak zgody na działanie wstecz, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie, gdyby to działało nawet o jeden dzień do tyłu - zauważa rozmówca z rządu.
Chodzi m.in. o skutki dotyczące z jednej strony uprawnień pracowniczych, jak prawo do zaległego urlopu, czy dotyczące wysokości składek i konieczności ich uzupełnienia i przez pracodawcę i pracownika.
W drugiej sprawie - rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji i tego, by nie była decyzją administracyjną - był większy kłopot. Mniej więcej w taki sposób został opisany kamień milowy i resort pracy mógł bronić tego punktu, argumentując, że inaczej Bruksela może nałożyć na nas kary za zignorowanie reformy.
Ostatecznie uzgodniono, że pojęcie natychmiastowego rygoru wykonalności znika z projektu. Natomiast inspektor będzie mógł się powołać, ale na ogólnych zasadach wynikających z Kodeksu Postępowania Administracyjnego.
- Jeśli inspektor będzie chciał nadać taki rygor, to będzie musiał powołać się na KPA - podkreśla nasz rozmówca z rządu.
Jeśli chodzi o rozwiązanie trzeciego problemu, czyli sytuacji, w której inspektor uznaje, że umowa zlecenia lub B2B to faktycznie etat, ale strony, do których się odnosi decyzja, nie zgadzają się z nią, to tu może nastąpić jeszcze doprecyzowanie zapisów. Na razie ustawa ma dawać w takich przypadkach obu stronom czas do namysłu, żeby uzgodniły warunki etatu. - Jeśli tego nie zrobią to inspektor będzie mógł skierować sprawę do sądu, jak dziś lub wydać decyzję administracyjną, ale możliwe, że pojawią się kryteria takiej decyzji - podkreśla nasz rozmówca.
Resort rodziny i pracy, pytany od początku o takie przypadki, powoływał się na to, że prawo definiujące, co to jest stosunek pracy, się nie zmienia. Dlatego - wg ministerstwa - jeśli inspektor podejmie taką decyzję, to trudno.
Ale nasi rozmówcy z rządu zwracają uwagę, że w tej regule na wyłom pozwoliła sama minister Dziemianowicz-Bąk, bowiem kiedy ZUS miał problemy z chętnymi na etat lekarza orzecznika, zezwoliła, żeby w takim przypadku można było zatrudniać lekarzy także na kontraktach. Wygląda na to, że w takich przypadkach podejście inspektora będzie mniej restrykcyjne i decyzja nie będzie wdrażana od razu, o ile w ogóle zostanie wydana.
Do tej pory wymiana zdań w tych kwestiach na posiedzeniu komitetu stałego rządu była intensywna, ale proces uzgodnień bardzo przyspieszył w ostatnich dniach. Po uzgodnieniach na posiedzeniu KSRM projekt zapewne szybko trafi na rząd.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl