Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Bartman
|

Strajk generalny po wakacjach? Związkowcy rozłożą rządowi zaległości na dwie raty

1146
Podziel się:

We wtorek rząd podniósł ciśnienie ponad czterem milionom Polaków, dla których państwo jest pracodawcą. Proponuje im 7,8 proc. podwyżki inflacyjnej, a nie jak chcą tego związkowcy – 20 proc. Nawet sprzyjająca do tej pory politykom PiS "Solidarność" mówi "dość" i zapowiada, że jedyne, na co się zgodzi, to rozłożenie rządowi należności na dwie raty: w tym roku 10 proc. i w przyszłym tak samo. I ani grosza mniej.

Strajk generalny po wakacjach? Związkowcy rozłożą rządowi zaległości na dwie raty
Premier Mateusz Morawiecki i minister finansów Magdalena Rzeczkowska zapowiadają, że rząd będzie oglądał każdą złotówkę przed jej wydaniem. Proponują budżetówce podwyżki poniżej prognozowanej przez siebie na przyszły rok inflacji (PAP, Marcin Obara)

Wtorkowa decyzja rządu o waloryzacji płac w strefie budżetowej o 7,8 proc. zamiast 20 proc. – czego domagają się trzy największe centrale związkowe w kraju – rozsierdziła ludzi.

– To skandaliczny przejaw pogardy i lekceważenia wobec setek tysięcy pracowników budżetówki. Poziom inflacji wynosi już prawie 14 proc., a pod koniec roku może przekroczyć 20 proc. Nie ma też żadnego powodu, by zakładać, że w przyszłym roku wzrost cen będzie niższy – mówi ostro Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Czekają nas zimne kaloryfery? "Ciepłownictwo jest w trudnej sytuacji. Firmy będą bankrutować"

Jego związek, podobnie jak inne centrale związkowe w Polsce, szykuje się po wakacjach na wojnę z rządem. Grożą strajkiem generalnym i paraliżem państwa.

– Jeśli władza radykalnie nie zwiększy w tym roku płac w sferze budżetowej i utrzyma plan podwyżki płac w przyszłym roku o 7,8 proc., będziemy przekonywać wszystkie związki zawodowe do przeprowadzenia strajku generalnego. Skoro rząd nie potrafi zarządzać kluczowymi instytucjami, w tym dbać o godne warunki pracy, to powinien w trybie natychmiastowym podać się do dymisji – uważa związkowiec.

Związkowcy grają "va banque"

Podobne wypowiedzi słyszeliśmy też z ust związkowców należących do Forum Związków Zawodowych czy Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, a nawet "Solidarności". Wszyscy mówią to samo: nie ustąpimy rządowi.

– Podwyżka na poziomie 7,8 proc. jest dla "Solidarności" nie do przyjęcia. Zakładamy, że jest to jakiś punkt wyjścia do dalszych negocjacji z rządem – mówi anonimowo pracownik jednego z urzędów centralnych i związkowiec NSZZ "Solidarność".

Według naszego rozmówcy "Solidarność" nie zgodzi się na mniej niż 20 proc., ale rozłoży państwu płatność na dwie raty kredytowe. – W tym roku 10 proc. i w przyszłym tyle samo. Ani grosza mniej – zapowiada.

Z kolei Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, gryzie się mocno w język i zastanawia, jak skomentować "ofertę rządu", by można było ją zacytować w mediach.

– Właściwie to z powodu niecenzuralnych słów, które cisną mi się na usta, powinny być w tym zdaniu same kropki… – mówi i dodaje, że niech za odpowiedź posłuży historia, którą opowiedziała mu w środę rano młoda nauczycielka z Sokółki na Podlasiu.

– Rodzice tej młodej kobiety również są nauczycielami. W środę rano bank poinformował ich, że nawet razem nie mają już zdolności kredytowej, więc nie mogą pomóc swojej córce w uzyskaniu kredytu mieszkaniowego. Cała trójka nauczycieli nie ma zdolności kredytowej, by kupić mieszkanie w Sokółce, tak to wygląda – opowiada prezes ZNP.

Przypomina, że oświata dostała w tym roku na podwyżki inflacyjne nieco ponad 1 mld zł. – Może niech ten rząd od razu wyda nauczycielom kartki na żywność i paliwo? – mówi związkowiec.

Przypomina też, że posłowie, senatorowie i wiceministrowie kilka miesięcy temu dostali podwyżki o 60 proc., a ministrowie, premier i prezydent o 40 proc. – Nikomu nie żałuję tych dodatkowych pieniędzy: ani prezydentowi, ani premierowi, ale państwo jest też pracodawcą m.in. dla 600 tysięcy nauczycieli i proponowanie nam w tym roku 4,4 proc., a w przyszłym 7,8 proc. w ramach tzw. podwyżki inflacyjnej nie ma nic wspólnego z zasadami sprawiedliwości. Ten rząd nie myśli o nikim innym, jak tylko o sobie i swoim elektoracie – kwituje nasz rozmówca.

Największy pracodawca to i największe protesty?

Państwo jest największym pracodawcą w Polsce. Na 16,5 mln osób pracujących co piąty Polak jest zatrudniony w tzw. strefie budżetowej. To ponad 4 mln ludzi. Z czego aż 2/3 z nich nie osiąga dochodów wyższych niż 5,3 tys. zł brutto (ok. 3,8 tys. zł na rękę), a 7,8 proc. według danych GUS z 2020 r. nie osiągało nawet minimalnego wynagrodzenia.

– Również na Poczcie Polskiej ponad 50 proc. szeregowych pracowników nie dostaje nawet płacy minimalnej (tj. 3010 zł brutto). Należąca do Skarbu Państwa spółka dopłaca pracownikom premiami i dodatkami wyrównawczymi – mówi nam Piotr Moniuszko, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty.

Podkreśla, że nie ma urzędu pocztowego w kraju, w którym nie byłoby braków kadrowych. Twierdzi, że ludzie są sfrustrowani, rozgoryczeni i z sarkazmem komentują podwyżkę inflacyjną w kwocie 50 zł brutto miesięcznie na etat (na pół etatu to 25 zł brutto) oraz dopłaty do kilometrówki w kwocie 26 groszy brutto za kilometr, z czego odprowadzane są jeszcze składki na ZUS i zaliczka na podatek dochodowy.

– Około 20 tysięcy listonoszy używa w pracy prywatnych aut do rozwożenia przesyłek. Średnio na jednego listonosza przypada ok. 60 do 80 km. Pracodawca – z powodu podwyżek cen paliwa – podniósł tzw. kilometrówkę z ustawowych 83 groszy za kilometr do 1,10 zł, ale od tej nadwyżki, gdyż jest to kwota ekstra, listonosze muszą opłacić ZUS i PIT – opowiada związkowiec i kwituje: Wychodzi na to, że listonosze dopłacają spółce za to, że pracują.

Rzecznik prasowy Poczty Polskiej Daniel Witowski w reakcji na nasze pytania informuje, że odpowiedź na pytanie o liczbę wakatów wśród listonoszy nie jest możliwa. Ponadto wyjaśnia, że z powodu "nadzwyczajnych okoliczności", które determinują wzrost cen paliw i wychodząc naprzeciw potrzebom pracowników, zarząd Poczty Polskiej zdecydował się pierwszy raz w historii firmy na wprowadzenie specjalnego dodatku paliwowego.

Dzięki tej decyzji listonosze, którzy wykorzystują swoje samochody dla celów służbowych, otrzymują o blisko jedną trzecią wyższy zwrot kosztów poniesionych na paliwo. Składki od tej kwoty są odprowadzane zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa – podkreśla rzecznik.

Planowana zaś od lipca tego roku podwyżka wynagrodzeń w kwocie 50 zł brutto na etat to część podwyżek objętych podpisanym w ubiegłym roku porozumieniem z pocztową "Solidarnością". Od stycznia 2022 r. – licząc z lipcową podwyżką – pracownicy Poczty Polskiej dostaną więc w tym roku średnio o 405 zł brutto wyższe płace.

Jak mówi Daniel Witowski, Poczta Polska jest największym pracodawcą w kraju (zatrudnia ok. 65 tys. pracowników – przyp. red.) i oferowana pracownikom podwyżka inflacyjna jest "nieporównywalnie wyższa, niż środki przeznaczone na ten sam cel w innych podmiotach funkcjonujących na rynku".

Emeryci nie wytwarzają PKB, ale głosują

Zapytaliśmy cenionego ekonomistę i eksperta ubezpieczeń społecznych, dlaczego państwo oferuje swoim pracownikom podwyżkę w wysokości 7,8 proc., twierdząc, że wyższa podwyżka nakręciłaby spiralę płacowo-cenową i doprowadziła do dalszego wzrostu inflacji, gdy tymczasem:

– jest ona nie tylko poniżej planowanego wzrostu płac na rynku – obecnie jest to według GUS ok. 10 proc., w przyszłym roku będzie to już – zdaniem Polskiego Instytutu Ekonomicznego – ponad 13 proc.;

– jest ona również poniżej prognozowanej przez rząd w Planie Konwergencji (czyli dokumencie opisującym budżet, który rząd wysłał w kwietniu do Unii Europejskiej) przyszłorocznej inflacji, którą oszacowano na 8 proc.

I w końcu, jak to jest, że dodatkowe świadczenia (tzw. 13. i 14. emerytura z ZUS), na które wydano w tym roku łącznie 24 mld zł, nie nakręcają – zdaniem rządu – inflacji?

Prof. Paweł Wojciechowski, były minister w rządzie PiS, a obecnie dyrektor Whiteshield Partners w Londynie, przypomina, że rząd już od sześciu lat dokonuje redystrybucji środków publicznych od grup aktywnych do biernych zawodowo, zwłaszcza do emerytów i rencistów.

Niewątpliwie jest to rezultat kalkulacji politycznej, ponieważ bierni zawodowo w dużo większym stopniu uzależnieni są od wsparcia państwa – uważa prof. Wojciechowski.

Dodaje też, że część transferów takich jak 13. i 14. "emerytura z ZUS" mają charakter świadczeń jednorazowych, a więc w trudnych czasach można je cofnąć, np. już po wyborach.

Minister finansów Magdalena Rzeczkowska w czasie wtorkowej konferencji, odpowiadając na pytania dziennikarzy, dlaczego rząd zaniża wskaźnik inflacji, odpowiedziała, że przyjęte przez rząd wskaźniki nie są ostateczne. Do prac nad budżetem (do których dojdzie we wrześniu – przyp. red.) będą już inne, gdyż w tzw. międzyczasie spłyną dane gospodarcze na drugi kwartał roku.

Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1146)
ale numer
2 lata temu
zapraszam na poczte, wyrównali pensję do najniższej krajowej i nazwali to podwyżką
Emeyt
2 lata temu
Bzdura !!!! tzw 13 jest na stałe My nie musimy dostawać żadnej 13 czy 14 , my żądamy likwidacji skutków finansowych inflacji , którą wy stworzyliście. Wielu z nas nie zobaczy tzw 14 stki , nasze emerytury idą cały czas w dół a za to ceny wgórę. Już w momencie waloryzacji marcowej 7% - towej świadczenia oberwały gdyż inflacja za styczeń i luty była powyżej 10 %. Tak , że Solidarność winna widzieć wszystkie grupy społeczne i z wielką determinacją walczyć o właściwy poziom życia Polaków.
Jola
2 lata temu
Ja jestem zadowolona ze swoich zarobków i z tego co robię. Uczęszczanie na kierunek który ukończyłam - technik dentystyczny w Studium Pracowników Społecznych i Medycznych, było świetną decyzją.
Jajco
2 lata temu
Zapomnieliście już jak rządziło Peło !
Povlak
2 lata temu
Jak się głosuję na polskojęzycznych syjonistów to takie są efekty.Głupi lud a raczej ciemny wszystko kupi.
...
Następna strona