Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Tomasz Żółciak,Grzegorz Osiecki
|
aktualizacja

Szef Sieci Badawczej Łukasiewicz dla money.pl: codziennie na jaw wychodzą nowe sprawy

233
Podziel się:

Do wiosny 2024 roku funkcjonował proceder, w efekcie którego zawyżano dziesięciokrotnie poziom przychodów z tytułu komercjalizacji - alarmuje w rozmowie z money.pl Hubert Cichocki, prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz. Zabiera też głos ws. byłego już wiceministra sprawiedliwości Bartłomieja Ciążyńskiego, który został odwołany po materiale WP.

Szef Sieci Badawczej Łukasiewicz dla money.pl: codziennie na jaw wychodzą nowe sprawy
Na zdjęciu Hubert Cichocki, prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz, oraz siedziba Łukasiewicz - PORT we Wrocławiu, gdzie zatrudniony był Bartłomiej Ciążyński (Sieć Badawcza Łukasiewicz, wikimedia commons, CC BY 3.0, Sławomir Milejski)

Po dymisji wiceministra sprawiedliwości Bartłomieja Ciążyńskiego ruszył szeroko zakrojony audyt w kolejnym miejscu, w którym polityk pracował - instytucji działającej pod nazwą Sieć Badawcza Łukasiewicz. Sprawdzane będzie między innymi to, jak korzystano ze służbowych aut i kart paliwowych, a także jak rozliczano delegacje.

Obecny prezes Łukasiewicza Hubert Cichocki zarzuca poprzednikom stosowanie kreatywnej księgowości, polegające na wielokrotnym zawyżaniu poziomu przychodów z tytułu komercjalizacji innowacji. - To robienie żartów z wydatków na badania i rozwój - ocenia prezes w rozmowie z money.pl.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - relacja dzień 1

W Sieci Łukasiewicz miało dochodzić do zatrudniania na stanowiskach dyrektorskich osób, które nie pozostawiły po sobie efektów prac. Sieć ma być teraz bardziej nastawiona na realną komercjalizację innowacyjnych rozwiązań. Po raz pierwszy stworzono instrument finansowania prac badawczych z dotacji celowej. - Przekazujemy więc środki finansowe na projekty, które już mają pewien potencjał i są gotowe do wdrożenia - tłumaczy prezes.

Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl: Wiceminister sprawiedliwości Bartłomiej Ciążyński podał się do dymisji po tym, jak dziennikarze Wirtualnej Polski ujawnili, że pojechał na wakacje służbową limuzyną i płacił za paliwo służbową kartą. Minister nauki Dariusz Wieczorek poinformował też, że Ciążyński złożył rezygnację z funkcji zastępcy dyrektora wrocławskiej placówki, działającej pod nazwą Łukasiewicz - PORT. Czy pan, jako szef całej Sieci Łukasiewicz, ma pewność, że pan Ciążyński nie dopuszczał się innych nadużyć? I czy przekonują pana jego tłumaczenia?

Hubert Cichocki, prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz: Jest mi przykro, że taka sytuacja zaistniała. Rozpoczęła się już kontrola w zakresie sposobu nabycia i wykorzystania samochodów służbowych, wykorzystania służbowych kart paliwowych oraz rozliczania delegacji przez wszystkie Instytuty Sieci Badawczej Łukasiewicz oraz ich oddziały.

Jakie są wnioski systemowe po całej sytuacji? Minister Wieczorek zapowiedział audyt w Sieci Łukasiewicz pod kątem wykorzystywania transportu służbowego oraz służbowych kart płatniczych.

Już w czwartek rozpoczęła się kontrola, wnioski w formie raportu zostaną przedstawione po jej zakończeniu.

Ostatnio o Sieci Łukasiewicz głośno się zrobiło także za sprawą publikacji w mediach, m.in. w "Pulsie Biznesu" i "Gazecie Wrocławskiej", o burzy kadrowej w waszych instytutach. Jak pan się do tego odniesie?

Decyzje personalne, które są podejmowane, zawsze poprzedzone są czynnościami nadzorczymi. Zwykle mają one charakter kontroli wewnętrznych, w wyniku których decyzje kadrowe muszą być podejmowane. Niestety, ale natrafiamy także na sytuacje trudne, np. w obszarze realizacji zamówień publicznych.

Są także sytuacje anegdotyczne, jak sprzedaż bez zgody Rady Ministrów udziałów w spółce Skarbu Państwa. Niemniej, chcę zaznaczyć, że proces wdrożenia tych decyzji nie odbija się w sposób negatywny na codziennej działalności operacyjnej instytutów.

Ale pani profesor Alicja Bachmatiuk z Wrocławia twierdzi, że wywierał pan na nią presję w sprawach kadrowych, by zatrudniać osoby, wskazywane de facto partyjnie czy politycznie. Chodzi m.in. o Bartłomieja Ciążyńskiego, który najpierw został jej zastępcą, a potem wiceministrem sprawiedliwości.

Między percepcją rzeczywistości pani doktor a rzeczywistością jest duża odległość. Łukasiewicz - PORT, mimo ustawowych zobowiązań, prowadzi głównie badania podstawowe, projekty na niskim poziomie gotowości technologicznej. Posiada także jeden z najniższych wskaźników efektywności wykorzystania subwencji w całej Sieci.

W zeszłym roku otrzymał z niej 50 mln zł, tymczasem dla Łukasiewicz - Instytutu Lotnictwa, w ramach którego ostatnio dokonał się udany start rakiety Bursztyn i który zatrudnia 1,6 tys. osób, a więc 10 razy więcej, subwencja wyniosła niewiele ponad 60 mln zł. We Wrocławiu przychody z tytułu komercjalizacji za rok 2023 wyniosły zaledwie ok. 60 tys. zł.

Czego to dowodzi w takim razie?

Konieczności korekty personalnej związanej z zarządzaniem Łukasiewicz - PORT. Dlatego zaproponowaliśmy prof. Jarosława Bosego, byłego rektora i prorektora Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, wybitnego naukowca o statusie międzynarodowym, prowadzącego m.in. granty dla Europejskiej Agencji Kosmicznej. Dziś jego dorobek próbuje się deprecjonować, co jest niesmaczne.

Ale co z panem Ciążyńskim? Tam jest zarzut, że próbowano przymusić panią profesor do jego przyjęcia.

Przecież wystarczy pobieżne spojrzenie na ustawę, żeby zauważyć, że pani doktor nie mogła przyjąć do pracy zastępcy dyrektora instytutu, bo nie ma takiej delegacji ustawowej.

Zarzut jest taki, że to powinno się odbywać w drodze konkursu, jakiejś formy selekcji kandydatów, a nie żeby to było zasugerowane z góry.

Ustawa nie wprowadza konkursowego trybu powołań. Sama pani doktor również nie została dyrektorem, a wcześniej zastępcą dyrektora w trybie konkursowym. Faktycznie od wielu miesięcy na stronie instytutu wisiało ogłoszenie o pracę, którego pani doktor nie finalizowała.

Pani profesor zarzuciła panu bycie czynnym politykiem, a konkretnie wiceprezesem partii Centrum dla Polski.

Nie słyszałem jeszcze, aby w sektorze nauki ktoś czynił zarzuty z tytułu zaangażowania społecznego. To normalne w naszym środowisku. Profesorowie, rektorzy, adiunkci angażują się w życie publiczne. Niemniej jakiś czas temu zrezygnowałem z aktywnego członkostwa w CdP.

Nie żal panu, że pani profesor odchodzi?

Chcieliśmy dokonać płynnej korekty i nie skreślając osiągnięć pani doktor w obszarze naukowym, zaproponowaliśmy jej powrót na wcześniej zajmowane stanowisko zastępcy dyrektora Łukasiewicz - PORT ds. badawczych. Pani doktor propozycji nie przyjęła, nad czym ubolewam.

Drogi pana i pani Bachmatiuk się rozchodzą. Czy się nie skrzyżują na sali sądowej?

Nie planuję pozywać pani doktor, choć jest mi bardzo przykro z powodu deprecjonowania przez nią uznanych naukowców.

Jaka jest generalnie skala zmian kadrowych w Sieci Badawczej Łukasiewicz?

Ma ona charakter ewolucyjny. Każda ze zmian jest efektem albo wyników kontroli wewnętrznych i czynności nadzorczych, albo składanych rezygnacji.

Porozmawiajmy zatem, czym ma być Sieć Łukasiewicz. Wydatki Polski na badania i rozwój to niespełna 1,5 proc. PKB, w tym jest rosnący udział wydatków prywatnych. Średnio wydajemy 93 euro na jednego mieszkańca, podczas gdy średnia unijna to 275 euro. A średni poziom unijnej innowacyjności w obecnym tempie dogonimy za około 20 lat. Mamy ewidentny problem. Jak w jego rozwiązaniu miałaby pomóc Sieć Badawcza Łukasiewicz, istniejąca w tej formule od 2019 roku?

Należy tutaj wziąć pod uwagę dwa obszary. Pierwszy to całkowita wielkość wydatków na badania i rozwój, które faktycznie w skali unijnej są niewielkie. Nie mniej ważny pozostaje jednak drugi aspekt, a więc efektywność tych wydatków, które obecnie realizujemy. Środki publiczne, które przekazywane są do instytutów Sieci, służyć mają realizacji działalności wdrożeniowej.

No i właśnie z tym wdrażaniem mamy problem. Na przestrzeni ostatnich lat były nagłaśniane polskie innowacje, jak grafen czy niebieski laser, tyle że pojawił się problem z ich skomercjalizowaniem i szerokim zastosowaniem.

To jest wyzwanie, które stoi przed polską polityką publiczną. Naszym zadaniem jest wytworzenie mechanizmów organizacyjnych i instytucjonalnych, które umożliwią realną komercjalizację wyników prac badawczych i rozwojowych. Łukasiewicz jest więc tym miejscem w polityce naukowej państwa, które specjalizować ma się właśnie w działalności z zakresu komercjalizacji.

Mówimy o 22 instytutach naukowo-badawczych, rozsianych w 12 miastach. Czyli z jednej strony mamy jedną z największych sieci badawczych w Europie, a z drugiej - ciągle jesteśmy w innowacyjnym ogonie.

Dlatego tak ważna jest specjalizacja poszczególnych aktorów polityki naukowej państwa. Jeżeli spojrzymy na pełen obraz, to zauważymy, że każda z tych organizacji ma inne zadania, inny typ specjalizacji. Dla uczelni działalność dydaktyczna będzie zawsze najistotniejsza, niesieciowe instytuty badawcze czy instytuty Polskiej Akademii Nauk zajmują się realizacją badań podstawowych, zaś instytuty Łukasiewicza służą państwu jako miejsce specjalizacji w zakresie komercjalizacji.

Innymi słowy, powinniśmy posiadać realne zdolności do podnoszenia tzw. poziomów TRL, czyli gotowości technologicznej projektów badawczych, które kończą się wdrożeniem do gospodarki. Niestety, w Łukasiewiczu mieliśmy do czynienia z funkcjonowaniem mechanizmu prawno-księgowego, którego istotą była próba zafałszowania realnego poziomu przychodów z tytułu komercjalizacji.

To znaczy?

Do wiosny 2024 roku funkcjonował proceder, którego istotą było zaliczanie do przychodów z tytułu komercjalizacji zdarzeń gospodarczych, które nie są komercjalizacją, np. sprzedaży szkoleń dla spawaczy czy puszek z ekstraktami chmielu.

W efekcie funkcjonowania tego procederu zawyżano dziesięciokrotnie poziom przychodów z tytułu komercjalizacji. Nie muszę panom mówić, z jaką aferą mielibyśmy do czynienia, gdyby coś takiego wydarzyło się np. w spółce notowanej na giełdzie. Do tego za wszelką cenę próbowano ten mechanizm ukryć, nie publikując sprawozdań z działalności Łukasiewicza.

To robienie żartów z wydatków na badania i rozwój. Prawdziwy poziom przychodów z tytułu komercjalizacji w skali całej Sieci wynosi niewiele ponad 1 proc. W perspektywie realizacji strategii czteroletniej chcielibyśmy wynik ten zwiększyć do 5-6 proc., zaś w perspektywie strategii dziesięcioletniej - do ok. 9-10 proc.

Na ile Sieć Badawcza Łukasiewicz jest posadowiona prawidłowo w strukturze gospodarki? Mówimy o sieci państwowych instytutów, które mają brać udział w wyścigu technologicznym i komercjalizować wynalazki czy różnego rodzaju innowacje. Tylko czy jest odbiorca? Czy nie jest tak, że duża część tej innowacyjnej aktywności jest generowana dla siebie i dużo z tego zewnętrznie nie wynika?

To wprowadzanie w błąd w zakresie realnego poziomu komercjalizacji Sieci miało także praktyczną konsekwencję, tzn. nie budowano realnych zdolności w tym zakresie. No bo skoro wyniki są tak dobre, po co cokolwiek zmieniać? W Centrum Łukasiewicz nie powstały żadne realne zespoły zdolne do wsparcia instytutów w komercjalizacji. Departament, który za to odpowiadał, liczył trzy osoby.

Obecnie pracujemy nad budową zdolności w tym zakresie. Ważnym elementem jest budowa zespołu analityków ekonomicznych, którzy bardzo dobrze znają branże, w których specjalizują się instytuty Sieci, trochę jak analitycy w funduszach typu private equity lub domach maklerskich. Tacy analitycy będą wiedzieć, które technologie generowane przez instytuty Sieci w danej branży mogą być wykorzystane na rynku, nawet jeśli dla samych firm nie jest to jeszcze do końca jasne.

Pan mówi o zainteresowaniu branży jakimiś innowacjami, a czy może to działać w drugą stronę, tzn. że przedstawiciel branży przychodzi do was, mówi, czego potrzebuje i wy to mu dostarczacie lub wspomagacie go?

Dotychczas w Łukasiewiczu funkcjonował tzw. system wyzwań.

Na czym to miało polegać?

Firmy miały zgłaszać się z problemem technologicznym do rozwiązania, w ramach Centrum Łukasiewicz dokonywano selekcji instytutów, które mogły podjąć się danego wyzwania. Problem polega na tym, że realizując audyt otwarcia, okazało się, że w roku 2023 przychody Sieci z tytułu systemu wyzwań to ok. 900 tys. złotych, a więc 0,0005 przychodów.

Czyli Sieć Badawcza Łukasiewicz była, ale nie wiadomo po co? I czy obecna ekipa rządząca odpowiedziała sobie na to pytanie?

Proszę pamiętać, że Sieć to przede wszystkim instytuty, zasłużone i z tradycjami. Mają więc swój dorobek, często bardzo znaczący. Są silne jakością badaczy i inżynierów, którzy tam pracują. Nie ma jednak wątpliwości, że w ramach Sieci nie wytworzono, także przez zaniedbania menadżerów, mechanizmów budujących realne synergie między instytutami, a przede wszystkim nie ustanowiono wysokich jakości praktyk zarządzania i kompetencji w samym Centrum Łukasiewicz. Centrum, mimo pięciu lat funkcjonowania, jest w istocie w fazie zalążkowej.

Czyli teraz będziecie bardziej ofensywni rynkowo?

Wydaje się, że nie ma innej drogi, także zważywszy na strumienie zewnętrznych środków na innowacje, które mogą trafić do firm w Polsce.

Co jeszcze chcecie zmienić?

Niestety, ale ciągle zmagamy się z koniecznością dzielenia naszego zaangażowania także na wyjaśnianie nieprawidłowości, które w Sieci miały miejsce w ostatnich latach. Codziennie na jaw wychodzą nowe sprawy, a każda z nich wymaga wnikliwej analizy i oceny. Cały czas zgłaszają się także sygnaliści z wewnątrz organizacji, alarmujący o nieprawidłowościach, które miały miejsce. Są już pierwsze zawiadomienia do prokuratury, dziś z całą pewnością można stwierdzić, że będą kolejne.

Jak to możliwe?

Zidentyfikowaliśmy charakterystyczne dla innych instytucji przed październikiem 2023 roku zjawiska związane z zatrudnianiem na stanowiskach dyrektorskich osób, które nie pozostawiły po sobie efektów prac czy umów, które zostały zapłacone, a nie ma efektów ich realizacji.

W okresie wakacji przed wyborami 2023 roku wprowadzono także klauzule umowne dla dyrektorów, które miały im zagwarantować "złote parasole" w wysokości nawet pół miliona złotych w przypadku odwołań, tzn. nieuzasadnione przedłużenia okresów wypowiedzeń i obowiązkowe odprawy. To te same praktyki, o których z oburzeniem alarmują media w kontekście np. Polskiej Fundacji Narodowej czy Agencji Rozwoju Przemysłu.

Jeżeli Sieć Badawcza Łukasiewicz zostanie właściwie ustawiona, jaka będzie jej rola i potencjał dla gospodarki?

W ramach prac nad strategią Sieci, której nie dorobiliśmy się jeszcze mimo pięciu lat funkcjonowania, przyjęliśmy właśnie założenia strategiczne. W ich ramach określiliśmy cztery obszary gospodarki, w których instytuty Sieci mają realny potencjał wynikający z poziomu przychodów. Nie ma bowiem innowacji bez superspecjalizacji, jej istotą jest "dokładanie" niewielkich elementów do dobrze rozpoznanych procesów. Nie ma innowacji tam, gdzie brakuje specjalizacji, gdzie próbuje się zaczynać działalność od początku.

Na bazie tej analizy wyodrębniliśmy cztery obszary, w których instytuty Sieci mają realny dorobek potwierdzony poziomem przychodów. Są to technologie sektora obronnego i transportowego, chemia dla przemysłu, technologie dla gospodarki obiegu zamkniętego i technologie dla transformacji energetycznej.

Widzi pan potencjał innowacyjny, jeżeli chodzi o obszary obronnościowe?

Jako Sieć mamy wiele technologii, które jesteśmy w stanie zaproponować szeroko rozumianemu sektorowi obronnemu. Widzimy potencjał w kilku obszarach związanych z obronnością, w szczególności transportowym, materiałowym, chemicznym, elektronicznym. Mówimy zarówno o możliwościach opracowania i wdrożenia konkretnych produktów, jak i poszczególnych technologii.

Podstawą przygotowywanej przez nas strategii jest położenie szczególnego nacisku na komercjalizację i wdrażanie do gospodarki konkretnych rozwiązań technicznych i technologicznych. Dotyczy to również, a może nawet przede wszystkim, rozwiązań przeznaczonych dla sektora obronnego. Projekty te mogą stać się kołem zamachowym rozwoju Łukasiewicza.

Mówimy o sprzęcie i technologiach wytwarzanych przez Sieć Badawczą Łukasiewicz do zastosowywań defensywnych czy także jakichś rozwiązaniach ofensywnych?

Konkretne produkty i technologie oferowane przez Instytuty Sieci, potencjał badawczy oraz już realizowane projekty odnoszą się do bardzo szerokiego zastosowania, poczynając od wyposażenia osobistego żołnierzy, przez rozwiązania amunicyjne i rakietowe, technologie transportowe i komunikacyjne, domenę morską, aż po technologie lotnicze i kosmiczne.

A głównym partnerem będą spółki z udziałem Skarbu Państwa czy prywatne?

W kwestii prowadzenia projektów badawczo-rozwojowych wydaje się, że skala działalności instytutów Sieci pozwala na prace z uczestnikami rynku bez względu na ich strukturę własności. Już w chwili obecnej niektóre instytuty Sieci współpracują zarówno z podmiotami wchodzącymi w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A., jak i z prywatnym przemysłem.

A jak wygląda taka współpraca? Przychodzi do was MON i mówi: tego potrzebujemy, czy możecie nam to opracować?

Wspólnie z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego jesteśmy w dialogu z MON-em w tej kwestii. Mamy wyselekcjonowane technologie, które zaproponowaliśmy, ta lista ma kilkadziesiąt pozycji. Rozwiązania te dotyczą zarówno konkretnych produktów, jak i zaawansowanych technologii składających się na określone produkty finalne. W tym pierwszym zakresie chciałbym w szczególności wymienić rozwiązania z zakresu robotyki, które już w chwili obecnej są z sukcesem wykorzystywane przez służby mundurowe w Polsce i wielu innych państwach.

To dotyczy też dronów?

Tak, jeśli chodzi o wyniki naszych prac badawczo-rozwojowych w tym zakresie, trzeba stwierdzić, że mamy potencjał, i to na poziomie gotowości technologicznej, który umożliwia myślenie o komercjalizacji. Można w tym zakresie wymienić system HAASTA, wykonany przez Łukasiewicz - Instytut Lotnictwa. Kompetencje w zakresie bezzałogowych statków powietrznych posiadają także inne instytuty Sieci.

Jeden z tych czterech elementów, obszarów, o których pan wspomniał, to transformacja energetyczna, chyba obecnie wyzwanie numer jeden. Można odnieść wrażenie, że rządzący działają zrywami. Na czym miałby polegać wasz udział w tym procesie?

W zakresie transformacji energetycznej uczestniczymy w szeregu projektów badawczych i rozwojowych, dotyczących m.in. wykorzystania wodoru czy rolniczego biogazu jako paliwa, stabilizacji systemów magazynowania energii np. z wodoru czy transportu skroplonego lub sprężonego wodoru.

Ile przeciętnie czeka się na wdrożenie innowacji?

Proces przejścia od badań podstawowych, czyli rozpoczęcia badań, do dziewiątego poziomu gotowości technologicznej, czyli możliwości wdrożenia do produkcji, to najczęściej okres od sześciu do 10 lat, choć oczywiście okresy te różnią się zasadniczo z uwagi na obszar prowadzenia badań.

Co do zasady najtrudniejszym momentem wydaje się przejście z poziomu posiadania tzw. instalacji pilotowej, gdzie można zastosować technologię w małej skali, do próby jej realizacji w warunkach operacyjnych. Procesy te są nieliniowe, może się więc okazać, że wyliczenia realizowane w skali pilotowej są nieaktualne w momencie, kiedy ta instalacja ma działać w większej skali.

Czy potrzebne są jakieś zmiany regulacyjne?

W mojej ocenie można pomyśleć o zmianie regulacyjnej, która np. ułatwiałaby nabywanie projektów badawczych zakończonych w innych jednostkach polityki naukowej, np. uczelniach czy instytutach PAN, na niższym poziomie gotowości technologicznej do instytutów Łukasiewicza.

Warto zaznaczyć, że po raz pierwszy w historii Łukasiewicza stworzyliśmy instrument finansowania prac badawczych z dotacji celowej, którego istotą jest finansowanie projektów na poziomach gotowości technologicznej umożliwiających myślenie o komercjalizacji w przewidywalnej przyszłości. Przekazujemy więc środki finansowe na projekty, które już mają pewien potencjał i są gotowe do wdrożenia.

Czyli zwracalibyście się do zewnętrznych instytucji, np. uczelni, po to, żeby od nich odkupić projekty?

Tak. Powiedzmy, że instytut X prowadzi badania do trzeciego, czwartego poziomu gotowości technologicznej. W rozwiązaniu modelowym ten projekt mógłby być odkupiony przez Łukasiewicza, aby podnosić jego poziom gotowości technologicznej z myślą o komercjalizacji.

To na koniec - na czym ma polegać rola Łukasiewicza, jeśli chodzi politykę gospodarczą?

Na ułatwieniu przeniesienia polskich przedsiębiorstw na wyższy poziom jakości, aby dzięki nowym liniom technologicznym, innowacjom, procesom badawczym i rozwojowym mogły operować w bardziej marżowych elementach łańcucha wartości.

Co to oznacza w praktyce?

Silniki rozwojowe polegające na niskim poziomie kosztów pracy wyczerpują się i firmy, które operowały w takim modelu, jak np. różnego rodzaju centra usług wspólnych, będą dokonywać dezinwestycji, innymi słowy, przeniosą się dalej, tam, gdzie są niższe koszty pracy. Można zrobić to bardzo szybko, wystarczy wypowiedzieć umowę najmu, leasingu komputerów etc. Zaczynamy już powoli obserwować ten proces.

I tutaj pojawia się pytanie, czy polskie przedsiębiorstwa będą zdolne do tego, żeby zastąpić te miejsca pracy etatami w wysokomarżowych elementach łańcucha wartości. To ma duże znaczenie z punktu widzenia rozwoju gospodarczego w ogóle. I tutaj rola organizacji, która posiada realne kompetencje w zakresie transferu technologii, jest niezwykle istotna. Łukasiewicz musi pomagać firmom przez ten proces przechodzić.

Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(233)
WYRÓŻNIONE
Prezydent2025
3 miesiące temu
Nowa Władza weszła w 50 000 par butów Starej Władzy. Przypastowała, wyglancowała i powiększyła rozmiar. Reszta to Igrzyska dla Wyborcy w celu zadymienia obszaru "noszenia i wykorzystywania obuwia". Dodam, że oczywiście w zakupie nowe coraz droższe buty i wszystko na koszt Podatnika.
Pytanie
3 miesiące temu
Ten młodzieniec się na czymś zna?
Julian
3 miesiące temu
Ale pokrętne tłumaczenia. Tak naprawdę komu i w jakim celu potrzebne są takie twory firmowe, którym trudno przypisać jakieś konkretne efekty ich pracy?
NAJNOWSZE KOMENTARZE (233)
Haha
4 tyg. temu
W Łukasiewiczu w Warszawie bez znajomości da się zostać kierownikiem, dyrektorem, wicedyrektorem lub głównym księgowym ??? Wątpię. Także po znajomości wyżej wymenionych są zatrudniani pracownicy w administracji nieroby i bez wiedzy co od razu dostają pensje po 6000 czy 7000 zł netto za 3 dni pracy. Resztę dni siedzą w Internecie i na kawkach. Ręka rękę myje jak w PRL-u.
XXX
2 miesiące temu
WSZYSTKIE osoby,które nie są badaczami-naukowcami a a osiągnęły wiek emerytalny należy NATYCHMIAST wysłać na emeryturę i tak nie pracują tylko ściemniają: biorą pensję a pracują parę godzin w tygodniu reszta godzin to chodzenie na plotki: spotkania towarzyskie po pokojach i w palarniach. Czy się stoi czy się leży 4000 zł się należy. To wiara biurw emerytek.....
Jerzy51
2 miesiące temu
Ja mam jedno konkretne pytanie. Jakie dokonania technologiczne, naukowe ma "ta" Sieć. I z czego oni żyją. Za co dostają te granty. Bo kiedyś Jasło, Chorzów, Toruń itp to BYLI fachowcy. A dzisiaj?
Gall
2 miesiące temu
jedna wielka ściema - gładkie słówka , chwytliwe terminy i koszenie kasy za nic nie robienie - gdyby nie ten wywiad to nikt by nie wiedział ,że w ogóle istnieją takie perły byznesu - do likwidacji od zaraz
Mychajlo
2 miesiące temu
Przecież to proste: "Pomnij Lasze, po San nasze....".
...
Następna strona