Ceny nawozów niemal od dwóch lat rosną. Jeszcze w połowie 2021 r. rolnicy płacili za tonę przeciętnie 1,5 tys. zł. Dziś z pocałowaniem ręki wzięliby ofertę dwa razy droższą.
Ceny są zdecydowanie wyższe. Saletra amonowa kosztuje między ok. 3,6 tys. a 3,65 tys. zł za tonę, gdzie rok temu była to cena 1 tys. zł. A cena podstawowego składnika azotu w saletrze amonowej wzrosła trzykrotnie –przyznaje w rozmowie z money.pl Piotr Godlewski, dyrektor biura zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obsługi Rolnictwa "Polsor", zrzeszającego m.in. sprzedawców nawozów.
Towaru nie brakuje, ale nie ma chętnych
Jak przekonuje, choć cena podlega mechanizmom rynkowym, to dystrybutorzy robią wszystko, co w ich mocy, by towaru nie zabrakło. – Warto wspomnieć, że współpraca dystrybutorów z krajowymi producentami nawozów opiera się na systematycznych odbiorach ustalonych wcześniej ilości nawozów. Zapewnia to producentom płynność produkcji, a dystrybutorom odpowiednią ilość towaru, która zaspokoi przewidywane zapotrzebowanie rolników – mówi nasz rozmówca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zresztą towar obecnie znajduje się na składach sprzedawców. Problem w tym, że nikt go nie chce kupić ze względu na jego cenę. Piotr Godlewski pod koniec listopada na posiedzeniu sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi zapewniał, że "w magazynach towarów jest po brzegi". Podkreślał też wtedy, że boli go narracja, że pośrednicy celowo skupują nawozy, by windować ich ceny. Tłumaczył, że robią to, gdyż do tego zobowiązują ich umowy z producentami.
Bardzo bolesne dla dystrybucji jest nazywanie ich spekulantami, wmawianie rolnikom, że dystrybutorzy-spekulanci kupują nawozy i czekają na lepszą cenę. Nasze firmy mają po 20 tys. ton nawozów tj. towar za 60 mln zł. Kogo stać na finansowanie i przetrzymywanie towaru w nadziei, że cena wzrośnie? A jak spadnie? – pytał w Sejmie Godlewski.
Państwo włącza się w dystrybucję
Jak jednak słyszymy w nieoficjalnych rozmowach ze sprzedawcami, rolnicy nie chcieli kupować od nich nawozów, bo czekali, aż w ich sprzedaż włączy się państwowa spółka, czyli Krajowa Grupa Spożywcza. Taki krok zapowiadał kilkukrotnie wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk.
– Problem ceny nawozów, mimo że na wiosnę były dopłaty, nie zniknął. We wrześniu dramatyczny wzrost cen gazu spowodował, że zakłady nawozowe albo próbowały wystawiać ceny rzędu 7-8 tys. zł za tonę, albo zawieszały lub ograniczały produkcję. To nie jest już cena akceptowalna dla rolników, wiele wysiłku wkładamy w to, żeby ta cena była na w miarę stabilnym, umiarkowanym poziomie rzędu 3,5-4 tys. zł za tonę – zapewniał polityk pod koniec listopada na VII Forum Rolników i Agrobiznesu w Poznaniu.
Zapytaliśmy Krajową Grupę Spożywczą o jej plany dotyczące rynku nawozów. Na odpowiedź nadal czekamy.
Włączenie się państwowego giganta do sprzedaży, póki co jednak nie poprawiło sytuacji cenowej, na co zwrócił uwagę prezes łódzkiej Izby Rolnej Bronisław Węglewski. W jego piśmie do prezesa Krajowej Rady Izb Rolniczych czytamy m.in. że "ani zapowiedzi dofinansowania zakładów azotowych pomocą publiczną, ani też koncepcja dystrybucji nawozów poprzez Krajową Grupę Spożywczą (KGS) nie przynosi, na razie, nadziei na zakup nawozów po cenach gwarantujących opłacalność produkcji". Dlatego Izba domaga się wprowadzenia "skutecznego systemu" gwarantującego dostęp do nawozów "po akceptowalnych cenach".
Te akceptowalne ceny są dla rolników kluczowe. Już przy pierwszym kryzysie na rynku nawozów – gdy państwowi giganci wstrzymali ich produkcję z powodu wysokich cen gazu – eksperci ostrzegali, że wpłynie to na ceny żywności. A to oznacza, że kolejny kryzys odczujemy wszyscy – przy sklepowych kasach i na bazarach. Problemy z tak kluczowym produktem dla rolnictwa zawsze przekładają się na ceny żywności.
Portal Farmer.pl w połowie listopada przeanalizował oferty w punktach dystrybucyjnych współpracujących z KGS. Jak informował, ceny "okazały się faktycznie nieco niższe od średniej rynkowej". Jednak autorzy zastrzegli, że udało im się znaleźć nawozy na rynku w niższych cenach niż te oferowane przez sprzedawców związanych z państwową spółką.
W przyszłym roku pojawią się nowe problemy
Zwłoka rolników z kupowaniem nawozów może odbić im się czkawką wiosną, przed czym przestrzegają i dystrybutorzy, i producenci. Jeżeli bowiem częściowo nie zaopatrzą się teraz, to ruszą gromadnie na zakupy wiosną, a to doprowadzi do zatorów i problemów z dostawami. W odpowiedzi na pytania Polskiej Agencji Prasowej Grupa Azoty – czołowy producent nawozów – zaleciła rolnikom "rozkładanie zakupów w czasie".
Odkładanie zakupów na chwilę przed rozpoczęciem sezonu wiosennego, kiedy obserwowana jest kumulacja zamówień i związane z tym wzmożone dostawy produktów – w tym roku dodatkowo węgla i zboża z walczącej Ukrainy – mogą skończyć się zatorami logistycznymi niezależnymi od Grupy Azoty, uniemożliwiającymi dostawy na czas zamawianego nawozu – czytamy w stanowisku spółki wysłanym do PAP.
Osobną kwestią jest stawka VAT na nawozy. Do końca 2022 r. obowiązuje zerowy podatek – niemożliwy do utrzymania w 2023 r. Zgodnie z rozporządzeniem minister finansów w przyszłym roku poziom opłaty wzrośnie do 8 proc.
A wpływ na ostateczną cenę nawozów będzie mieć również VAT na gaz potrzebny do ich produkcji. – Jeszcze nie chciałbym tego w tej chwili deklarować, jaki to będzie poziom VAT-u. Natomiast musimy przywrócić VAT – mówił wicepremier Jacek Sasin w Sejmie pod koniec listopada. Dodał, że ostateczną stawkę podatku na błękitne paliwo poznamy do końca roku.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.