Trump chce spisu powszechnego. W tle walka o kolejne mandaty republikanów
Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump polecił w czwartek przeprowadzenie nowego spisu powszechnego. Podkreślił, że nielegalnie przebywający w USA imigranci mają być pominięci. Plan budzi kontrowersje, ponieważ kryje się za nim walka o dodatkowe mandaty republikanów w Izbie Reprezentantów.
"Poleciłem naszemu ministerstwu handlu natychmiastowe rozpoczęcie prac nad nowym i niezwykle dokładnym spisem powszechnym, opartym na współczesnych faktach i liczbach i co ważne, na wynikach i informacjach uzyskanych w wyborach prezydenckich w 2024 roku" - napisał Donald Trump na swoim portalu społecznościowym Truth Social.
"Osoby przebywające w naszym kraju nielegalnie nie zostaną wliczone do spisu ludności" - podkreślił prezydent USA.
Polityk nie podał więcej szczegółów, ale plan ten wywołał kontrowersje w USA, bo kryje się za nim walka o powiększenie przewagi republikanów na demokratami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Praca przyszłości. Jakie kompetencje dają przewagę? Piotr Nowosielski w Biznes Klasa Young
Spis powszechny w USA
Konstytucja Stanów Zjednoczonych zobowiązuje władze do przeprowadzania spisów co 10 lat. Kolejny był planowany w 2030 r.
Po co ten pośpiech? Na podstawie jego wyników dokonuje się rozdział miejsc w Izbie Reprezentantów według ludności poszczególnych stanów. W spisie liczeni są wszyscy mieszkańcy, niezależnie od obywatelstwa.
Donald Trump już w pierwszej kadencji próbował zmienić sposób przeprowadzania spisu ludności, dodając do kwestionariusza pytanie o obywatelstwo. Nie udało się, ponieważ zmianę tę ostatecznie zablokował wówczas sąd najwyższy.
Polecenie prezydenta zostało ogłoszone w momencie, gdy z jego inicjatywy republikanie w Teksasie usiłują doprowadzić do zmiany granic okręgów wyborczych, co potencjalnie może dać republikanom dodatkowe pięć mandatów w Izbie Reprezentantów. Według doniesień m.in. dziennika "Washington Post", prezydent z Partii Republikańskiej rozważa też podobne zmiany w innych stanach, m.in. w Indianie.
Próba realizacji tego planu może doprowadzić do eskalacji napięć w USA. Władze stanów, którym rządzą demokraci - Kalifornii, Illinois, czy Nowego Jorku - zapowiedziały odwet, jeśli Republikanie w Teksasie zrealizują swój plan.