Unia Europejska ugięła się przed USA. Wycofuje kluczowy projekt [OPINIA]
To już oficjalne: Unia Europejska wycofuje się - przynajmniej na razie - z wprowadzenia unijnego podatku cyfrowego. Tym samym Komisja Europejska ugina się przed Stanami Zjednoczonymi w ramach negocjacji dotyczących ceł. I może to być jedna z najgorszych decyzji, jakie podejmuje KE.
Podatek cyfrowy oficjalnie już zniknął z listy proponowanych przez Komisję Europejską nowych źródeł przychodów dla budżetu UE na lata 2028-2034 - choć jeszcze niedawno miał na niej być. To oznacza, że KE de facto wycofuje się z planu nałożenia w tych latach podatku cyfrowego m.in. na amerykańskie big techy. O takim ruchu nieoficjalnie media informowały już w piątek, co spotkało się ze sporą krytyką.
W pokazanym w środę dokumencie Komisja proponuje łącznie pięć nowych źródeł przychodów UE: system ETS (9,6 mld euro); tzw. CBAM - mechanizm dostosowania cen na granicach z uwzględnieniem emisji CO2 (1,4 mld euro); nowa opłata dotycząca elektroodpadów (15 mld euro); podatek od wyrobów tytoniowych (11,2 mld euro) oraz CORE (Corporate Resource for Europe). Ten ostatni to ryczałtowy podatek dla firm - poza małymi i średnimi - z obrotem rocznym co najmniej 100 mln euro. Ma on przynieść ok. 6,8 mld euro rocznie.
Co jednak istotne, zapłacą go firmy niezależnie od branży, w której działają. Tymczasem podatek cyfrowy na poziomie 3 proc., według wyliczeń z 2018 r., miał przynieść Unii przychody na poziomie ok. 4,7 mld euro rocznie. Od tamtej pory jednak zmieniła się sytuacja makroekonomiczna i poziom przychodów big techów. Według wyliczeń European Capital Markets Insititute, w 2026 r. podatek cyfrowy rzędu 3 proc. przyniósłby UE kwotę rzędu 20,6 mld euro.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump stawia ultimatum Rosji. "Zbyt długo dawał wiarę słowom Putina"
Tak się jednak nie stanie - wszystko bowiem wskazuje na to, że pod naporem Donalda Trumpa i jego ceł, Unia Europejska po prostu zmiękła i ugięła kark. Raptem w kwietniu szefowa KE Ursula von der Leyen ostrzegała, że jeśli negocjacje dot. ceł nie będą satysfakcjonujące dla UE, to Komisja może sięgnąć po podatek cyfrowy i nałożyć go na amerykańskie big techy. Teraz świadomie rezygnuje z tego narzędzia. Oczywiście, negocjacje budżetowe będą trwać w UE kolejne 2 lata i nie można wykluczyć, że w jakiś sposób wróci on do rozmów, ale w obecnym stanie Komisja Europejska nie zakłada jego wprowadzenia do 2034 r. Czyli: Donald Trump może odtrąbić zwycięstwo.
Unia Europejska nadstawia drugi policzek Trumpowi
Von der Leyen i cała Komisja niewątpliwie wiedzą więcej niż ja o postępie owych negocjacji i chciałbym wierzyć, że podejmują oni racjonalne decyzje. Ale nie wierzę. Trudno nie odnieść wrażenia, że Europa nadstawia w ten sposób drugi policzek. Donald Trump bowiem, mimo że negocjacje się toczyły, a informacje o odstąpieniu UE od podatku cyfrowego zaczęły krążyć, i tak w minioną sobotę ogłosił nowe cła dla Unii w wysokości 30 proc.
Owszem, von der Leyen zapowiedziała odwet - cła na samoloty Boeinga i samochody z USA. Ale to mały nacisk w porównaniu do podatku cyfrowego. Jest on jednym z najsilniejszych narzędzi, jakiego może użyć Unia Europejska. W bilansie handlowym, w sektorze usług, UE miała deficyt w stosunku do USA rzędu ok. 75 mld dol. w 2024 r. - podawał niedawno "The Wall Street Journal". I to właśnie usługi cyfrowe w dużej mierze odpowiadają za taki stan.
Deficyt ten pokazuje, że wymiana handlowa między USA i UE - wbrew temu, co mówi Donald Trump - nie jest jednoznacznie niekorzystna dla Ameryki. Przypomnę tylko, że według prezydenta Stanów "UE została utworzona, by wykorzystywać pod kątem handlowym USA". - Są bardzo nieprzyzwoici. Są wobec nas niewyobrażalnie źli - mówił Trump w czerwcu.
Owszem, w sektorze towarów i w ogólnym bilansie to Unia ma nadwyżkę (kolejno: 235 mld dol. w towarach i 161 mld dol. ogólnie w 2024 r.), ale USA nie są w tej relacji na przegranej pozycji. My korzystamy na wymianie dóbr materialnych, Stany - na usługach, na które składają się przede wszystkim własność intelektualna (38 proc.), usługi biznesowe (29,1 proc.) oraz usługi komunikacyjno-informacyjne (ICT: 9,7 proc.).
Europa to kluczowy rynek dla big techów z USA
Warto przy tym podkreślić, że w usługach cyfrowych istnieje pewna niewidoczna w tych danych korzyść dla USA, o której na co dzień się nie mówi. Bilans handlowy to bowiem jedno, ale big techy w Europie posiadają bazę użytkowników i tym samym ich dane. Trudno jest policzyć, jakie są z tego wymierne zyski, bo dane te służą do wielu celów: targetowania reklam, są wykorzystywane dalej we współpracy z partnerami czy pomagają trenować sztuczną inteligencję. Korzystamy też z e-commerce'owych rozwiązań gigantów. Tworzą efekt skali i tzw. efekt sieciowy, który dla firm technologicznych jest kluczowy. Ten drugi oznacza, że wartość danej usługi rośnie wraz z liczbą jej użytkowników.
I tak, dla przykładu, Facebook ma w Europie 408 mln miesięcznie aktywnych użytkowników (MAU, dane za IV kw. 2023 r.), podczas gdy w USA i Kanadzie "tylko" 272 mln. Tym samym Europejczycy stanowią 13 proc. wszystkich MAU Facebooka na świecie.
Co prawda, użytkownicy w Kanadzie i Stanach generują dużo wyższy średni przychód na osobę (tzw. ARPU, average revenue per user): 68,44 dol. wobec europejskich 23,14 dol., ale to nie zmienia faktu, że Europa jest razem ze Stanami absolutnie kluczowym rynkiem dla Mety. Dla porównania: region Azji i Pacyfiku to 1,3 mld MAU, ale z ARPU wynoszącym 5 dol. - a więc ponad cztery razy mniejszym niż na Starym Kontynencie.
Podobne dane można przytoczyć dla Google: 401 mln miesięcznie aktywnych użytkowników YouTube, 332 mln użytkowników wyszukiwania Google. I do tego - według różnych szacunków - 65-70 proc. udziału w rynku urządzeń mobilnych w Europie. A przecież to tylko dwie firmy - dalej mamy Apple, Microsoft, X, Snap, Amazon czy Netflix, by wymienić tylko największych.
Trump się nie ugina. Dlaczego robi to UE?
To pokazuje, jak ogromne interesy cyfrowe USA mają w Europie. Dlatego pozbawianie się przez UE dosłownie asa w rękawie, jakim był podatek cyfrowy, przy tak opresyjnym podejściu Donalda Trumpa, wydaje się po prostu niepotrzebną uległością.
Trump wydaje się rozumieć głównie argumenty siły, a uległość potraktuje raczej jako słabość, a nie gest dobrej woli skłaniający do wzajemności. Do tej pory nie słyszeliśmy zresztą, by USA wykonały jakikolwiek krok w tył - poza zawieszeniem ceł - w stosunku do UE. Bo skoro taktyka Trumpa przynosi skutki - i UE wycofuje się z kolejnych działań odwetowych - to co miałoby go powstrzymywać przed dalszym dociskaniem Starego Kontynentu?
Teraz już wiemy, że na pewno prezydenta USA przed stawianiem dalszych żądań nie powstrzyma podatek cyfrowy. Unia Europejska świadomie i z premedytacją pozbyła się najsilniejszej broni, jaką miała w negocjacjach. I teraz, jak to określił na łamach money.pl Piotr Kuczyński, "liczy na łaskawość Amerykanów". Jest tylko jeden problem: o Donaldzie Trumpie i jego administracji można powiedzieć wiele, ale nie to, że są łaskawi.
Michał Wąsowski, zastępca szefa redakcji money.pl