Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wyniki wyborów w Warszawie mogą zaskakiwać, jeśli weźmie się pod uwagę przedwyborcze sondaże. Ostatni z nich (Pollster dla TVP), opublikowany w piątek wskazywał jeszcze, że możliwa jest druga tura wyborów. Zgodnie z opiniami respondentów urzędujący prezydent stolicy Rafał Trzaskowski miałby liczyć na jedynie 49 proc. głosów. Do drugiej tury miałaby wejść z nim kandydatka Lewicy Magdalena Biejat z wynikiem ponad 16 proc.
Wstępne wyniki samego głosowania mocno rozjechały się z badaniami opinii publicznej. Rafał Trzaskowski uzyskał niemal 60 proc. głosów, poprawiając swój ostatni wynik wyborczy. Na drugie miejsce wskoczył Tobiasz Bocheński z wynikiem 18,5 proc. Na trzecim znalazła się Magdalena Biejat, uzyskując niecałe 16 proc. głosów (tu sondażowe dane były najdokładniejsze).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybory samorządowe w Polsce
Interesujące jest też rzucenie okiem na to, jak wyglądały wyniki wyborów parlamentarnych w Warszawie. Dzięki temu możemy stwierdzić, kto "przebił" wyniki macierzystych ugrupowań politycznych. Koalicja Obywatelska w październiku w stolicy zgarnęła ponad 42 proc. głosów, Prawo i Sprawiedliwość 22 proc., a Lewica niecałe 13 proc. Znów więc Bocheński jest daleko poza wynikami swojej partii. Za to Trzaskowski i Biejat wysoko ponad. Wyniki te pokazują, w jaką politycznie stronę idą duże aglomeracje.
Wybory samorządowe są nie tylko starciem partyjnym, ale również starciem kandydatów oraz ich wizji miast. Zasady gry, które obowiązują w wielkiej polityce, nie przekładają się więc na miasta jeden do jednego. Choć "warszawocentryzm" mediów może nieco irytować, to stolica jest w tej układance o tyle istotna, że często przeciera pewne szlaki, którymi później podążają inne duże miasta wojewódzkie. Jakie więc wizje miasta ścierały się w tych wyborach?
O dziwo, jeśli chodzi o trójkę najważniejszych kandydatów (ani kandydat Konfederacji Przemysław Wipler, ani Janusz Korwin-Mikke, ani Romuald Starosielec tak naprawdę się nie liczyli w grze) pomysły na stolicę nie były diametralnie odmienne. To, co odróżniało kandydatów, to rozłożenie akcentów i ich spojrzenie na sprawy związane z mieszkalnictwem i transportem oraz niektórymi usługami publicznymi.
Wybory samorządowe w Warszawie
Dobre porównanie postulatów kandydatów oferował projekt "Mam Prawo Wiedzieć", gdzie politycy odpowiadali na te samy pytania. Zacznijmy od największego przegranego tych wyborów. Z dzisiejszej perspektywy najbardziej anachroniczne pomysły proponował Tobiasz Bocheński. To on uważał, że w stolicy priorytetem powinien być ruch samochodowy.
Dziś w tej sprawie mamy do czynienia z ideologicznym szaleństwem i wojną z kierowcami - pisał w uzasadnieniu swojego stanowiska.
Sprawiedliwie należy jednak oddać, że Bocheński opowiadał się jednocześnie za rozbudowaniem sieci tramwajów oraz budową kolejnych linii metra. W tym aspekcie istotne jest jednak wyżej wspomniane rozłożenie punktów ciężkości. Tymczasem warto pamiętać, że wiele dużych europejskich miast stara się ograniczać ruch samochodowy, zwłaszcza w centrach. Dzieje się tak z wielu powodów. Więcej samochodów to więcej emisji gazów cieplarnianych, więcej zanieczyszczeń, więcej hałasu i mniej przestrzeni dla ruchu pieszego i rowerowego.
Kandydat Prawa i Sprawiedliwości uważał, że pod zabudowę mieszkaniową "w pierwszej kolejności należy wykorzystać przestrzenie na przedmieściach". I znów jest to wizja miasta przeszłości, miasta cechującego się zjawiskiem tak zwanego "urban sprawl", czyli rozlewania się obszarów podmiejskich. Jest ono o tyle problematyczne, że korkuje aglomeracje, ponieważ ludzie mieszkający z dala od centralnych dzielnic muszą do nich jakoś dojechać.
Należy jednak dodać, że kandydat Prawa i Sprawiedliwości prezentował pewne pomysły na to, co zrobić z ostatnimi szalonymi podwyżkami na rynku nieruchomości. Podwyżkami - przypomnijmy - do których przyłożył się PiS swoim programem "Bezpieczny kredyt 2 proc.".
W lutym za metr kwadratowy własnego M w stolicy było trzeba zapłacić średnio ponad 17 tys. zł (cena ofertowa), co według analizy firmy Morizon było 25-proc. wzrostem rok do roku. Bocheński proponował powołanie m.in. Stołecznej Agencji Najmu, która miałaby "cywilizować" najem dla mniej zamożnych i wykluczonych osób, pośrednicząc między nimi a właścicielami nieruchomości.
Bocheński uważa również, że "głównym celem wynajmu miejskich lokali użytkowych powinno być zwiększanie przychodów z czynszów". I znów - jest to postawa raczej nieco "niedzisiejsza", priorytetyzująca rynek, mało miastotwórcza. W ramach takiej koncepcji miasto ogranicza ochronę pewnych działalności, które mogłyby być postrzegane jako pożyteczne z innej niż rynkowa perspektywy. Chodzi np. o drobnych rzemieślników, czy choćby niewielkie tradycyjne cukiernie.
Rafał Trzaskowski chyba niczym nas nie zaskoczył. Mieszkańcy Warszawy znają go przecież już dość dobrze. Rewolucyjne poglądy z jego strony raczej by dziwiły, niż działały na plus. Warszawa zresztą jest liberalna, głównym zadaniem obecnego prezydenta było po prostu utrzymanie wysokiej przewagi i niezrobienie żadnej dużej wizerunkowej wtopy. Choć i takie potknięcie Rafał Trzaskowski zaliczył, publikując filmik z życzeniami świątecznymi z własnej kuchni, gdzie krzątała się jego żona.
Trzaskowski jest zdania, że w Warszawie to nie samochody powinny stanowić priorytet, a inwestycje w transport publiczny. W ankiecie dla projektu "Mam Prawo Wiedzieć" polityk zapowiadał otwarcie, że chce walczyć z zanieczyszczeniem powietrza przez "ograniczenie indywidualnego transportu samochodowego". Widać po wyniku, że zauważalna od pewnego czasu w Warszawie polityka zniechęcania do samochodów dla sporej części mieszkańców nie jest problemem. Rafał Trzaskowski zapowiadał również inwestycje w odnawialne źródła energii, nowy tabor komunikacyjny i termoizolację budynków. Zwłaszcza te dwie ostatnie rzeczy to po prostu więcej tego, co już było.
Wizja stolicy prezentowana przez Magdalenę Biejat była wizją socjaldemokratyczną, wizją miasta bardziej zielonego, które stawia na rozbudowane usługi publiczne (rozbudowa sieci żłobków, podwyżki dla nauczycieli i stworzenie dla tej grupy zawodowej oferty mieszkaniowej z regulowanym czynszem). Jest to również wizja - podobnie jak w przypadku obecnego prezydenta - z pewną nutką niechęci do "samochodozy".
To, co odróżnia polityczkę lewicy od pozostałych kandydatów, to silnie położony akcent na mieszkalnictwo.
Warszawa musi zacząć budować mieszkania na wynajem - tylko poprzez zwiększenie podaży jesteśmy w stanie walczyć z rosnącymi cenami mieszkań - stwierdziła Magdalena Biejat.
Zapowiadała wybudowanie 10 tys. lokali w ciągu pierwszej kadencji. Fundusze na to miałyby popłynąć z KPO. Oczywiście niejeden polityk obiecywał publiczną budowę mieszkań, jednak z tych planów niewiele wynikało.
W przeciwieństwie do Bocheńskiego kandydatka Lewicy stawiała również na pewne ułatwienia dla małego biznesu.
Szczególnie ważne jest wsparcie małych lokali usługowych i rzemieślników, świadczących usługi ważne dla mieszkańców - małych sklepów spożywczych i warzywniaków, szewców czy lokalnych zakładów fryzjerskich - pisała Biejat we wspomnianej ankiecie.
Inną miała również wizję tego, gdzie powinno przybywać mieszkań w stolicy. Lewicowa polityczka opowiadała się za zagęszczeniem zabudowy w centrum.
Warszawa wyznacznikiem dla innych miast
Poparcie dla kandydatów na prezydentów w stolicy można traktować jako pewien papierek lakmusowy tego, w którą stronę nie tylko Warszawa, ale również inne największe miasta (a w następnej kolejności również te średnie) będą podążać. Oczywiście mieszkańcy nie głosują jedynie za wizjami miast. Głosują również na konkretne osoby, jak i oddają głosy "tożsamościowo" - ufają, że polityk z popieranego przez nich ugrupowania będzie robił najlepszą politykę.
Biorąc to wszystko w nawias, wiedząc, że za oddanymi głosami stoją bardzo różne, złożone motywacje, uważam, że same wizje miast nie są bez znaczenia. Wypływają one zresztą częściowo z tego, jak poszczególne stronnictwa polityczne priorytetyzują obszary swojego politycznego zainteresowania. Biorąc pod uwagę wyniki głosowania, obstawiałbym, że w przyszłości miasta będą się "odsamochodawiać". Będą również się pilniej przyglądać kwestii mieszkaniowej.
Na koniec jedna jeszcze rzecz: wszyscy liczący się kandydaci skłaniali się ku wizji miasta, w której władza jest zaangażowana w życie mieszkańców, która ułatwia dostęp do instytucji publicznych i stawia na zrównoważony rozwój. Nawet określający się jako człowiek "wielkomiejskiej prawicy" Tobiasz Bocheński mówił językiem socjaldemokracji. Być może i to jest jakiś prognostyk na przyszłość. Być może polski polityczny mainstream będzie się skłaniał ku socjaldemokracji.
Kamil Fejfer, dziennikarz, analityk rynku pracy i nierówności społecznych