Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Budżet na 2016. Eksperci zapowiadają problemy, rząd - sfinansowanie obietnic

0
Podziel się:

W dokumencie zapisano między innymi wzrost PKB o 3,8 procent i średnioroczną inflację na poziomie 1,7 procent. Deficyt budżetowy ma być nie wyższy niż 54 miliardy 700 milionów złotych.

Budżet na 2016. Eksperci zapowiadają problemy, rząd - sfinansowanie obietnic
(Jacek Dominski/REPORTER)

Rząd przyjął ostatecznie projekt znowelizowanej ustawy budżetowej na 2016 rok. W dokumencie zapisano między innymi wzrost PKB o 3,8 procent i średnioroczną inflację na poziomie 1,7 procent. Deficyt budżetowy ma być nie wyższy niż 54 miliardy 740 milionów złotych. Główne jego założenia budzą poważne wątpliwości wśród ekonomistów, a te związane ze wzrostem cen nie są zgodne z prognozami NBP i mogą stanowić w przyszłym roku spore wyzwanie dla rządzących.

Wicepremier Mateusz Morawicki mówił niedawno, że "jeśli deficyt zapisany w budżecie na 2016 rok będzie większy o pół procenta, to nie stanie się żadna tragedia". Okazało się jednak, że rząd PiS nie zamierza pogłębiać dziury budżetowej i zdecydował się na utrzymanie go poniżej 3 proc. PKB. Taka decyzja jest kluczowa ze względu na wymogi Komisji Europejskiej, która niedawno zdjęła z Polski procedurę nadmiernego deficytu. Jej powrót mógłby być dla naszego kraju bardzo niekorzystny.

Budżet na 2016 rok oczami PO i PiS
Budżet 2016 Projekt PO-PSL Projekt PiS
Źródło: money.pl na podstawie ustawy budżetowej
Dochody 296 879 mln zł 313 788 mln zł
Wydatki 351 499 mln zł 368 528 mln zł
Deficyt (proc. PKB) 54 620 mln zł (2,8 proc. PKB) 54 740 mln zł (2,8 proc. PKB)

Pozornie więc niewiele powinno się zmienić w stosunku do wcześniejszych założeń rządu PO. Przyjęty projekt budżetu zakłada, że deficyt w 2016 r. nie powinien przekroczyć 54,7 mld zł. Dochody zaplanowano na niemal 314 mld zł (wobec 297 mld 252 mln zł zaplanowanych na 2015 rok), a wydatki na trochę ponad 368 mld zł (wobec 343 mld 332 mln zł przewidzianych na ten rok), czyli w obu przypadkach o około 17 miliardów więcej, niż zakładał rząd koalicji PO-PSL.

Ale to tylko pozory. Duże wątpliwości ekonomistów budzą przewidywane na potrzeby ustawy budżetowej wskaźniki makroekonomiczne, które zdaniem ekspertów mogą być zbyt optymistyczne. - Utrzymanie deficytu na poziomie 2,8 proc. PKB jest uwarunkowane założeniem, że gospodarka będzie wzrastać w tempie 3,8 proc., a inflacja w przyszłym roku wyniesie 1,7 proc. - komentuje Damian Słomski, analityk money.pl. - To bardzo optymistyczne podejście, bo w rzeczywistości wskaźniki te mogą być o wiele niższe.

Potwierdza to listopadowa projekcja Narodowego Banku Polskiego, w której analitycy banku przewidują, że ceny wzrastać będą w tempie 1,1 proc., a Produkt Krajowy Brutto - 3,3 proc. Te wartości dość znacznie rozmijają się z tymi, których spodziewają się w Ministerstwie Finansów.

Z kolei według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego listopad był już siedemnastym miesiącem z rzędu, gdy ceny w Polsce spadały. Tym razem ogólny wskaźnik cen był niższy o 0,6 procent wobec tego samego miesiąca ubiegłego roku. Najwyraźniej deflację widać w cenach paliw, które w listopadzie były o prawie 13 procent niższe niż przed rokiem. Mniej płacimy również za energię (-0,7 procent). Z kolei ceny żywności utrzymują się na poziomie zbliżonym do ubiegłorocznego (+0,1 procent). Informacje, które cieszą konsumentów, stanowią dla rządzących nie lada wyzwanie.

Ceny mogą nie rosnąć tak szybko

Dlaczego wysokość inflacji ma takie znaczenie dla przyszłorocznego budżetu? - Rosnąca inflacja w przyszłym roku będzie efektem wzrostu cen. To będzie mieć wymierny wpływ na ściągany do budżetu VAT. Utrzymujący się na wysokim poziomie wzrost gospodarczy, choć niższy od życzeń rządu, będzie sprawiał, że społeczeństwo będzie się bogacić, na czym także rząd uszczknie coś dla siebie poprzez podatki dochodowe - tłumaczy Damian Słomski, analityk money.pl.

- Jeśli rząd przestrzeli swoje założenia, to pod koniec przyszłego roku może się okazać, że w budżecie brakuje kilku, a nawet kilkunastu miliardów złotych i mogą pojawić się problemy z procedurą nadmiernego deficytu.

Rzeczywiście to właśnie rozbieżności w ocenie inflacji mogą sprawić dla rządu poważny kłopot. - Wychodzenie z deflacji zdecydowanie się wydłuży, co dla budżetu państwa obarczonego znacznie wyższymi wydatkami będzie problemem, bo wpływy z VAT nie wzrosną w przewidzianej wielkości - tłumaczy Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomista Konfederacji Lewiatan.

Uszczelnienie ściągalności podatków na ratunek

Rząd zapowiada, że będzie dążył do tego, by ściągalność podatku VAT była wyższa, a to miałoby pozwolić na bezpieczne "domknięcie się" tego budżetu. Zresztą nie tylko rząd, ale również ekonomiści są zgodni co do tego, że co roku znaczna część środków, które powinny trafić do kasy państwa, jest ukrywana przed skarbówką.

Według najnowszego raportu firmy konsultingowej PwC prognozowana na ten rok wartość tzw. luki w podatku VAT to około 53 miliardy złotych, czyli 3 procent PKB. Tymczasem jeszcze w 2014 roku ta wartość była szacowana na 41 miliardów złotych, czyli 2,4 procent PKB. PwC przypomina, że najniższą wartość luki w podatku VAT odnotowano w 2007 roku, gdy spadła ona do 0,6 procent PKB. "Gdyby udało się ten sukces powtórzyć, redukcja wyłudzeń do poziomu z 2007 roku może przynieść budżetowi państwa ponad 42 miliardy złotych dodatkowych wpływów" - zauważają analitycy PwC.

Na razie, obok obietnic dotyczących większej ściągalności podatku VAT, rząd planuje wprowadzić nowe podatki sektorowe, które mają przynieść budżetowi dodatkowe miliardy złotych. Mowa tu m.in. o podatku bankowym, a także o podatku, który będą płacić sklepy wielkopowierzchniowe. Pierwszy ma przynieść budżetowi około 5 miliardów rocznie, drugi - 3 miliardy złotych. Dodatkowo rząd na razie nie zamierza wywiązać się z obietnicy zniesienia podatku od kopalin, który przynosi około 2 miliardy złotych.

Eksperci jednak przestrzegają, że zarówno banki, jak i duże sieci detaliczne zawsze mogą znaleźć sposób na optymalizację obciążeń. W efekcie wprowadzenie nowych danin może przynieść niższe wpływy niż tego oczekuje rząd.

PiS jednak, jak się wydaje, nie ma innego wyjścia przy konstruowaniu budżetu. Założenia muszą pozwolić na realizację przedwyborczych obietnic. - Ten dokument realizuje nasz sztandarowy projekt Rodzina 500+ dający pieniądze na dzieci, a zarazem jest stabilny pod względem finansów publicznych - mówił prezentujący go minister finansów Paweł Szałamacha, który dodał jeszcze, niejako na kontrze do krytyków jego założeń, że w kontekście wzrostu PKB mogą być one nawet niedoszacowane.

Impulsem propopytowym ma być rządowy program Rodzina 500+. - Te 3,8 proc. wzrostu PKB to dobry start. Mamy nadzieję na więcej - mówił minister jednocześnie przypominając, że za poprzedniego rządu PiS wzrost gospodarczy przekraczał 5 proc.

Zobacz także: Beata Szydło o podatku bankowym: to jest wiarygodność opozycji - czy stoi po stronie obywateli, czy korporacji

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)