Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
oprac. Mateusz Ratajczak
|

Wojna o bon turystyczny. Ciosy zamiast dyskusji [OPINIA]

191
Podziel się:

Polityczne lanie, kopanina, wbijanie szpil, wymiana ciosów i zbijanie kapitału wyborczego. Tyle przyniósł nowy dzień w Zjednoczonej Prawicy. A zaczęło się od deklaracji, że państwo może być nowoczesne, a raz stworzonych systemów nie warto wyrzucać do kosza. Dziś po głowie dostaje wicepremier Jadwiga Emilewicz - pisze dziennikarz money.pl Mateusz Ratajczak.

Wojna o bon turystyczny. Ciosy zamiast dyskusji [OPINIA]
Jadwiga Emilewicz i Beata Szydło (EASTNEWS, Aleksandra Szmigiel, REPORTER)

Są granice nieprzekraczalne. Są słowa nie do wypowiedzenia. Są pomysły nie do zgłoszenia. Dla Prawa i Sprawiedliwości taką granicą są pomysły dotyczące programu "Rodzina 500+". Program jest? Jest. Działa? Działa. Obietnica zrealizowana? Zrealizowana. I nie trzeba dalej drążyć. Koniec tematu, trzeba siedzieć cicho! Pomysły lepiej zostawić dla siebie.

Tak zdaje się myśleć spora część polityków PiS. I nie ma co się temu dziwić. Wszak to właśnie program, który nie tylko napędził kariery wielu z nich, ale je po prostu uratował.

To "Rodzina 500+" przyniosła wyborczą wygraną Zjednoczonej Prawicy w 2015 roku. To program dla rodziców spowodował, że prezydentem jest Andrzej Duda. Po latach wyborczych porażek to właśnie ten sztandarowy program przyniósł zmianę. I władzę tej, a nie innej ekipie. A na pewno znacznie się do tego przyczynił.

Zobacz także: 500+ też w formie bonu. Jadwiga Emilewicz: tą drogą chcemy iść

Jego twórcy też narzekać nie mogą. Beata Szydło była premierem, dziś jest europarlamentarzystką. Elżbieta Rafalska przez wiele lat była nieznaną szerszej publiczności specjalistką polityki rodzinnej z niewielkiego Gorzowa Wielkopolskiego. Znana w regionie, w Polsce nie. Została ministrem rodziny, pracy i polityki społecznej i twarzą programu jednocześnie. Dziś jest w europarlamencie, a swój wynik wyborczy pobiła niemal 4-krotnie.

Dla PiS nieprzekraczalną granicą jest dyskusja na temat programu "500+". Nie, bo nie. Żadnych zmian, żadnych nowości. Granicę przekroczyła właśnie wicepremier Jadwiga Emilewicz, szefowa resortu rozwoju i czołowy polityk Porozumienia.

W programie "Money. To się liczy" zasugerowała, że sukces i mechanizm bonu turystycznego powinien być wykorzystany. Jak? Na przykład przy innych świadczeniach od państwa. - Jest to droga, którą chcemy podążać - powiedziała.

Dziś mamy tylko bon turystyczny, ale może być: bon emerytalny, bon chorobowy, bon rodzinny, bon szkolny lub bon postojowy (za przestój firmy), albo bon dla bezrobotnych. Każdy, jaki państwo wymyśli. Ważny jest mechanizm.

- Realizacja innych świadczeń w ten sposób daje gwarancje, że to, co ustawodawca zaplanował, będzie zrealizowane. Tak, potwierdzam, będziemy chcieli wchodzić w kolejną, większą liczbę realizacji świadczeń właśnie w taki sposób - mówiła. Dodała jednak, że lista takich jeszcze nie istnieje, ale spotkania w tej sprawie będzie przeprowadzać jeszcze w tym miesiącu. A odpowiadała na pytanie, czy to droga, którą może pójść "Rodzina 500+" lub szkolna wyprawka "300+".

I ruszyło. Pierwszy cios wyprowadziła wspomniana już przedstawicielka Prawa i Sprawiedliwości - Beata Szydło. "Aż się ciśnie na usta: Nie idźmy tą drogą!" - rzuciła w mediach społecznościowych. To zły pomysł - tak skomentowała ewentualną możliwość wypłaty "500+" w formie bonu.

Nie minęło kilka godzin, a swoje zdanie wyraził również przedstawiciel innej frakcji Zjednoczonej Prawicy - Zbigniew Ziobro, czyli szef resortu sprawiedliwości i jednocześnie przewodniczący Solidarnej Polski. "Pomysł zamiany wypłat 500+ na bony nie był konsultowany z Solidarną Polską i nigdy nie uzyska naszego poparcia" - dorzucił.

A swoje kilka groszy wtrąciła też minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg. Polskiej Agencji Prasowej powiedziała, że "zmian w 500+" nie będzie.

Polityka górą, proszę się rozejść. I tak, w dyskusji na temat cyfryzacji świadczeń od państwa wcale nie chodzi o ewentualną wygodę, bezpieczeństwo i oszczędności w budżecie (oszczędności nie na liczbie wypłaconych świadczeń, a na kosztach obsługi), a polityczną walkę. Żaden z wypowiadających nie odniósł się merytorycznie do sprawy. Ani słowa. Nic. Znaków w mediach społecznościowych zwykle nie brakuje. Być może zabrakło pomysłu.

Mało kto wie, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych na budowę systemu dla bonu turystycznego wyda 40 mln zł. To koszt realizacji programu - 1 proc. jego wartości (1 proc. z 4 mld zł).

Bon - według wstępnych założeń - ma funkcjonować przez dwa lata. Jeżeli nie będzie kontynuowany, to praca warta 40 mln zł pójdzie do kosza. Pytanie o to, co się z nim dalej stanie, powinno być naturalne. Naturalne, bo wynikające z szacunku do pieniędzy podatników. Bo choć płaci ZUS, to funduje skarb państwa, czyli my. To pierwsza strona tego medalu.

Jest też druga. W rozumieniu Beaty Szydło i Zbigniewa Ziobry bon to bon. Niemal papierowy, a już na pewno ograniczający możliwości skorzystania. Utożsamiany z tymi nielicznymi przypadkami, gdy "500+" zamieniane jest na wsparcie materialne. Stąd panika, stąd zerowa wola dyskusji. I to błąd podstawowy. Lub niechęć zrozumienia możliwości, które daje cyfryzacja świadczeń społecznych.

Wszak cyfrowy bon wcale nie musi korzystać z rozwiązań zarezerwowanych dziś tylko dla "bonu turystycznego". Nie musi być ograniczony tylko do podmiotów zarejestrowanych w systemie.

Może wciąż być bonem cyfrowym i jednocześnie bonem otwartym. Może służyć równie dobrze do płacenia w sklepie, restauracji, hotelu, gdziekolwiek. Może wyglądać dokładnie tak, jak zdobywający uznanie międzynarodowe polski system Blik. Może. Potrzebna jest jednak dyskusja: czy to warte rozwijania narzędzie i jak miałoby wyglądać.

Czy aplikacja ZUSPay, która pozwalałaby płacić zbliżeniowo przyznanymi już środkami od państwa (nazwę wymyśliła J. Emilewicz - red.) jest naprawdę najgorszym pomysłem z możliwych? Może byłaby tylko jedną z opcji wypłaty, ale nie jedyną. To tylko pomysł. Wart dyskutowania. A nie histerii.

Takiej kolejki do dyskusji - składającej się z kolejnych ministrów i byłych premierów - nie ma za to, gdy pojawiają się kolejne dane Głównego Urzędu Statystycznego. Nie pozostawiają wątpliwości, że "Rodzina 500+" to za mało, by rozruszać demografię naszego kraju. Polaków po prostu ubywa. Kolejki do dyskusji nie ma też, gdy przez kolejne miesiące epidemii słyszymy o dzieciach, które nie posiadają komputerów. Są wykluczone z edukacji. A dzieje się to przecież po czterech lata funkcjonowania programu. Wyścigu wpisów w mediach społecznościowych na ten temat nie widać.

W debacie kolejny raz to cep waży więcej niż argumenty. Szkoda.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(191)
Bene
4 lata temu
Przecież jak 500+ zamienią na BON to spadnie dzietność ......
Petroniusz
4 lata temu
...za platformy było łatwiej, nie było programów socjalnych- NIE BYŁO PROBLEMÓW, a jak były- kurtólarnie, przy ośmiorniczkach się omówiło, i sPOkój !
edd
4 lata temu
zdjecie wyraznie 'pokazuje' ze broszka zazdrosci pani jadzi nie tyle pomysla, co figury... oj roztyla nam sie jej nalezytosc-broszkowatosc na europejskim wikcie, jeszcze troche a i gruba danka bedzie zazdrosna...
Emi
4 lata temu
A ja nie chcę zamiany 500+ na bon! Mam jedno dziecko i te pieniądze odkładam jej na konto. A bon będę zmuszona zrealizować, bo przecież nic z tym nie zrobię. Z drugiej jednak strony można stworzyć program, w którym bon działa tylko w sklepach czy instytucjach kierowanych stricte do dzieci, a 500 odkładać samemu. Uważam, że jeśli kogoś nie stać na utrzymanie dzieci, to nie powinien ich mieć a nie liczyć na podatników. Najlepsza zmiana: 500+ tylko dla pracujących rodziców, nie to co teraz - propagowanie nieróbstwa.
Więcej seksu
4 lata temu
to będzie więcej dzieci.
...
Następna strona