Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Gąsiorowski
Mateusz Gąsiorowski
|
aktualizacja

PiS otwiera dziwny front. Tak może zareagować Bruksela

143
Podziel się:

Bardzo krótko trwał w Polsce karnawał, w którym orkiestra grała melodię zwiastującą rychłe nadejście unijnych miliardów. Nagle wszystko się skończyło i wróciliśmy na utarte szlaki konfliktu z Brukselą. Tymczasem prezes Jarosław Kaczyński w nowej batalii postanowił zaostrzyć retorykę i wyciąga coraz większe działa. Problem w tym, że tej wojny PiS nie jest w stanie wygrać. A może stracić znacznie więcej niż pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy.

PiS otwiera dziwny front. Tak może zareagować Bruksela
Prezes Kaczyński, rozpoczynając kolejną wojnę z Brukselą, musi więc zdawać sobie sprawę z faktu, że to Bruksela ma w tym sporze silniejsze argumenty i narzędza do ewentualnego wykorzystania (PAP, Rafał Guz)

"Czy stać nas na to, żeby stracić 770 miliardów złotych? Odpowiedź jest oczywista. Ponad podziałami, liczy się Polska" - w ten sposób rząd na stronie liczysiepolska.gov.pl w dalszym ciągu zachwala - jak to ujmuje - sukces negocjacyjny dot. nowego unijnego budżetu.

Polska bez pieniędzy z KPO, prezes PiS atakuje UE

Jeszcze w czerwcu można było z optymizmem spoglądać na perspektywę napływu nowych unijnych pieniędzy. Wówczas to KE - aż rok po złożeniu dokumentów i utracie przez Polskę 4,7 mld euro zaliczki - zaakceptowała nasz Krajowy Plan Odbudowy, opiewający na 36 mld euro, a niedługo potem - Umowę Partnerstwa umożliwiającą skorzystanie z 76 mld euro w ramach wieloletniego budżetu.

Wszystko więc wskazywało na to, że Warszawa i Bruksela zamknęły spór o unijne miliardy. Spokój rządzących zmąciła jednak wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova, która oceniła, że nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym nie wypełnia warunków określonych w KPO. - Polska będzie musiała zastanowić się nad tymi warunkami i jeśli nie będzie wystarczającej reakcji w prawnie wiążących przepisach dotyczących polskich sędziów, które odpowiadają warunkom z kamieni milowych, nie wypłacimy pieniędzy - mówiła.

Do sprawy odniosła się również szefowa KE, wskazując w rozmowie z "DGP", że nowa ustawa o sądownictwie nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innych sędziów bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej. – Tę kwestię należy rozwiązać, aby spełnić warunki przyznania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy i umożliwić Komisji uruchomienie pierwszej płatności – podkreśliła.

PiS otwiera dziwny front

Przypomnijmy, że warunek, o którym mówi Ursula von der Leyen, nie jest czymś nowym. W podpunkcie "d" komponentu F1.1 Krajowego Planu Odbudowy można przeczytać, że przed wypłatą pierwszych pieniędzy oczekuje się od nas:

Wejścia w życie reformy, która zapewni, że wszczęcie w postępowaniu sądowym weryfikacji spełniania przez danego sędziego wymogów niezawisłości i bezstronności było możliwe dla właściwego sądu, jeżeli pojawia się w tym względzie poważna wątpliwość, oraz że taka weryfikacja nie jest kwalifikowana jako przewinienie dyscyplinarne.

Przypominanie przez KE o warunkach, na które zgodziła się Polska, okazało się jednak dla Prawa i Sprawiedliwości punktem zwrotnym w relacjach z UE. Kurs postanowił zaostrzyć Jarosław Kaczyński, który w wywiadzie dla "Sieci" powiedział, że "nie mamy już gdzie się cofnąć". – Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na kompromisy, ale widać, że nie o to tu chodzi. Jeżeli wygramy (wybory - przyp. red.), stosunki z Unią Europejską będziemy musieli ułożyć po nowemu – zapowiedział.

Poszedł nawet o krok dalej i zasugerował, że porozumienie z Komisją Europejską ws. zmian w sądownictwie jest właściwie niemożliwe. – Skoro w tym obszarze Komisja Europejska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec Polski, to my nie mamy powodów wykonywać swoich zobowiązań wobec Unii Europejskiej – powiedział Kaczyński.

Prezes nie sprecyzował, w jaki sposób Polska miałaby nie wykonywać swoich zobowiązań wobec Wspólnoty. Wspomina się m.in. o jednostronnym obniżeniu składki członkowskiej o część przeznaczoną na spłacanie pożyczek zaciągniętych przez KE, aby sfinansować Fundusz Odbudowy. Ten ruch byłby jednak bardzo ryzykowny, bo sprawa mogłaby skończyć się w TSUE i potrącaniem przez KE należności z innych funduszy, tak jak dzieje się obecnie w przypadku niepłaconych przez Polskę kar za działanie Izby Dyscyplinarnej czy kopalni w Turowie.

Inną opcją może być złożenie na KE skargi do TSUE i zarzucenie jej, że działa poza traktatami i nie dopełniła wobec Polski terminów przewidzianych dla KPO. Pod uwagę może być również brane zawieszenie uczestnictwa w systemie ETS, a także blokowanie inicjatyw, do których potrzebna jest w Unii jednomyślność. Ten scenariusz Polska zresztą już przetestowała, wetując 15-procentowy podatek od wielkich korporacji, takich jak Facebook czy Google. Przypomnijmy, że po zaakceptowaniu naszego KPO Polska nagle wycofała swój sprzeciw.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Polska czeka na pieniądze z KPO. "Musimy wykonać pewne kroki"

KE może stracić cierpliwość

Przy rozważanych opcjach jest wiele znaków zapytania. Dodatkowo na ich ostateczne rozstrzygnięcie trzeba by długo czekać. Prezes Kaczyński, rozpoczynając kolejną wojnę z Brukselą, musi więc zdawać sobie sprawę z faktu, że to Bruksela ma w tym sporze silniejsze argumenty i narzędzia do ewentualnego wykorzystania. Pytanie tylko, czy będzie chciała z nich skorzystać.

Pierwsze z nich to wstrzymywanie wypłaty środków w ramach pierwszej płatności. Komisja może powołać się na niezrealizowanie jednego z kamieni milowych, o którym mówiły Ursula von der Leyen czy Vera Jourova. Tutaj KE będzie miała bardzo silny argument, bo do wypełnienia tego warunku Polska zobowiązała się na piśmie w KPO.

Warszawa zdaje się dostrzegać to zagrożenie. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, politycy odpowiedzialni za negocjacje dot. KPO, minister rozwoju Waldemar Buda i szef resortu funduszy Grzegorz Puda, mogą wkrótce pożegnać się ze swoimi stanowiskami, co pozwoli partii rządzącej znaleźć "kozłów ofiarnych" całego zamieszania i spróbować wybielić się w oczach wyborców.

Co ciekawe, mimo wymierzonych w Brukselę politycznych dział, urzędnicze prace nad wypłatą środków postępują. Jak mówi nam osoba zaznajomiona ze sprawą, trwają właśnie intensywne rozmowy ws. umowy operacyjnej, w której opisane będą szczegóły ws. realizacji reform i inwestycji oraz rozliczania się z nich przed KE. Dopiero po uzgodnieniu powyższych kwestii Polska będzie mogła wysłać pierwszy wniosek o płatność.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się również, że Polska zaraportowała już wypełnienie niektórych kamieni milowych i KE rozpoczęła proces ich oceny. Póki co - jak wynika z naszych informacji - jeden kamień milowy może budzić wątpliwości. Dotyczy on funduszu, z którego będą realizowane inwestycje w gospodarkę niskoemisyjną. Jeśli chodzi o sądownictwo, to do KE dotarły wyjaśnienia i są analizowane. – Współpraca między urzędnikami w Warszawie i Brukseli jest bardzo dobra. Nie ulega jednak wątpliwości, że polityczne sygnały wysyłane z Polski są, delikatnie mówiąc, niepokojące. Szkoda, gdyby z powodu konfliktów politycznych wszystko miało się posypać – ocenia nasz rozmówca.

Innym narzędziem, które mogłaby wykorzystać KE, by wpłynąć na rząd w Warszawie, jest wypłata środków z wieloletniego budżetu. W tym przypadku sfinalizowano rozmowy ws. Umowy Partnerstwa. Negocjowane są jeszcze programy operacyjne i regionalne. Zamknięcie tych rozmów jest konieczne, aby wypłaty mogły ruszyć. Rząd liczy, że pierwsze przelewy przyjdą na początku 2023 r. Z naszych informacji wynika, że również w tym przypadku, podobnie jak przy KPO, istnieje możliwość, że KE w odpowiedzi na ciągłe utwardzanie polskiego stanowiska będzie przedłużać rozmowy, wysyłając w ten sposób nad Wisłę jasny sygnał.

Jest jeszcze jedna możliwość, choć z obecnego punktu widzenia, najmniej prawdopodobna, czyli uruchomienie wobec Polski procedury "pieniądze za praworządność", co w efekcie może skończyć się odcięciem Polski od unijnych funduszy. Bruksela musiałaby jednak wykazać, że naruszenie zasad praworządności w Polsce tworzy bezpośrednie zagrożenie dla unijnego budżetu.

Ta "opcja atomowa" zdecydowanie bardziej pasuje do Węgier, którym zarzuca się nie tylko łamanie praworządności, ale również nadużycia związane z wykorzystaniem środków unijnych, dzięki którym często wzbogaca się najbliższe otoczenie Viktora Orbana. KE zresztą już uruchomiła mechanizm wobec Budapesztu. Warszawa może w tym przypadku czuć się bardziej pewna siebie, choć zarówno w Parlamencie Europejskim, jak i samej KE, słychać głosy nawołujące do zaostrzenia kursu wobec Polski.

Polska spiera się z Unią o pieniądze

Prof. Artur Nowak-Far, specjalista ds. prawa europejskiego i były wiceszef MSZ, strategię polskiego rządu wobec Brukseli ocenia krótko: to podejście bardzo kontrowersyjne i nieskuteczne. Jego zdaniem w tym momencie PiS toczy z góry przegraną walkę. Dodaje, że w reakcji na głosy napływające z Warszawy KE nie musi wykonywać żadnych konkretnych ruchów, "bo polski rząd właściwie sam się ogra".

Jak tłumaczy, Polska nic również nie ugra, jeśli będzie chciała blokować strategiczne inicjatywy z punktu widzenia Unii Europejskiej, gdzie potrzebna jest jednomyślność. – W odniesieniu do ważnych spraw, jak pakiet klimatyczny czy kwestie podatkowe, można zastosować inną metodę i wypracować porozumienia poza samą Unią Europejską – wyjaśnia w rozmowie z money.pl.

Jako przykład przywołuje układ z Schengen, który został zawarty poza wspólnotowym porządkiem prawnym. – A jak się okazało, że wewnątrz Unii nie ma już oporu, to włączono te przepisy do prawa UE. Tak samo było w przypadku paktu fiskalnego, gdzie sprzeciwiała się m.in. Wielka Brytania. Państwa członkowskie uznały więc, że zawrą umowę poza Unią. I w ten sposób ominięto opór jednego czy drugiego członka – tłumaczy.

Nowak-Far zaznacza, że metody na wewnętrzny uporczywy sprzeciw są więc przetestowane i gotowe do wykorzystania. – W ten sposób te państwa członkowskie Unii, którym zależy na głębszej i bardziej wartościowej integracji, mogą wręcz zignorować opór państwa, które utwardza stanowisko i odmawia współpracy. KE nie potrzebuje więc twardo odpowiadać na polskie pohukiwanie – ocenia ekspert.

Mimo obranego przez PiS ostrego kursu KE stara się spokojnie podchodzić do sprawy i czaka na rozwój wydarzeń. Czuć jednak, że klimat obustronnych relacji się pogarsza. Z naszych informacji wynika, że jest nawet problem z zaproszeniem ważnych unijnych urzędników na wydarzenia organizowane w Polsce.

Mateusz Gąsiorowski, dziennikarz i wydawca money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(143)
kkk
2 lata temu
Nie ma w Polsce ani prawa ani sprawiedliwości. To nie jest kraj demokratyczny. Rząd nie kocha narodu. Zaspakają własne ambicje. Kłamią, a teraz czepiają się UE. Sami łamią prawo i dzielą naród.
dziecko we mg...
2 lata temu
Jeżeli spory i obłędne argumenty zaważą na braku pieniędzy z Unii to nie chcę być w skórze calego grona decydentów.Wazna jest polska gospodarka a nie kilku facetów co jak widać dla których dobrostan Polek i Polaków jest na drugim planie.Nie reprezentuja oni ani wiedzy ani odpowiedzialności za to co robią.Nie liczenie się z twardą ekonomią skończyło się dla wielu 'polityków' fatalnie.
dziecko we mg...
2 lata temu
Po cholerę nam kasa z Unii !Wydrukujemy swoją!
Kantes
2 lata temu
Tak czy inaczej sędziowie, złodzieje nie przestrzegający prawa będą rozliczani czy przed Izbą Dyscyplinarną czy Izbą Odpowiedzialności Zawodowej.A może lepiej znieść immunitet i sadzić ich jak każdego obywatela ?
polak
2 lata temu
dla pisu jedyne wyjscie to zerwac z Nia europejska i wstaic do unii azjatyckiej i bedzie super...urrraaa Putin
...
Następna strona