Korzystanie z usług bankowych będzie drożeć. Od marca zmiany w tabeli opłat i prowizji wprowadza BNP Paribas. Większość operacji będzie kosztować o 2 zł więcej niż obecnie. Przykładowo, za wypłatę i wpłatę gotówki w oddziałach zapłacimy nie 10 zł, lecz 12 zł. Opłata miesięczna za kartę walutową wzrośnie z 8 do 10 zł, a wypłata z bankomatów Euronet - z 5 do 7 zł. Części opłat będzie można uniknąć. Wystarczy… regularnie korzystać z usług.
Zwykle lider kreuje trendy
Państwowe banki również szykują podwyżki. W kwietniu zmieni się tabela opłat i prowizji w Banku Ochrony Środowiska (BOŚ). M.in. wzrośnie koszt prowadzenia rachunku z 6 zł do 9 zł. Aby uniknąć opłaty, na konto miesięcznie będzie musiało wpłynąć 1,5 tys. zł (obecnie jest to kwota o 500 zł niższa). Opłata za zlecenie w placówce przelewu wewnętrznego (pomiędzy kontami w tym samym banku) wzrośnie o 2 zł do 8 zł. A przelewu zewnętrznego - z 8 zł do 10 zł. Natomiast opłata miesięczna za kartę debetową wyniesie 8 zł i nie będzie można jej uniknąć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od czerwca zmieni się także cennik PKO BP, największego banku w Polsce, z którego usług korzysta ponad 11 mln Polaków. Co zdrożeje? Zlecenie przelewu w placówce (z 5,99 zł do 10 zł od transakcji w przypadku Konta Pogodnego), opłaty za użytkowanie kart kredytowych (różnie w zależności oferty) czy przelewy wysokokwotowe SORBNET (zmiana z 30 zł na 45 zł).
Zostanie też wprowadzona prowizja za wypłaty gotówki z rachunku walutowego. Z 3,5 na 4 proc. wrośnie opłata za przewalutowanie transakcji realizowanych kartami Visa. Natomiast opłata za tzw. cashback, czyli wypłatę gotówki w sklepowej kasie, wyniesie 2 zł.
Zapytaliśmy inne duże banki, czy również planują podwyżki. Santander analizuje i rozważa różne opcje, ale ostatecznej decyzji jeszcze nie podjął. Podobnie sytuacja wygląda w ING Banku Śląskim. mBank w najbliższym czasie ich nie planuje, a Bank Millennium nie odpowiedział na nasze pytanie. Pekao skupia się na pozyskiwaniu nowych klientów i nie podniesie cen.
"W okresie wzrostu różnych obciążeń pozabankowych, które odczuwają klienci, nie chcemy dokładać kolejnych z naszej strony" - czytamy w odpowiedzi biura prasowego banku Pekao, który w przeciwieństwie do powyższych banków nie ma kuli u nogi w postaci kredytów frankowych. W swoim portfelu ma ich tyle, co na lekarstwo.
W bankach tanio już było
Podwyżki w bankach to pokłosie coraz wyższych kosztów, jakie ponosi sektor. I jeśli perspektywa się nie zmieni, to "tanie bankowanie" odejdzie do lamusa. Trudno będzie też o kredyt. Przedstawiciel sektora nie ma co do tego wątpliwości.
Chciałbym zaznaczyć, że wszelkie działania obciążające sektor kosztami, które kilkukrotnie przewyższają jego roczne zyski, naturalnie zmusza poszczególne banki do odrabiania ponoszonych strat. Niestety klienci muszą się liczyć z tym, że w takich realiach bankowanie będzie drożeć, a zdolność banków do finansowania gospodarki będzie znacząco osłabiona - mówi w rozmowie z money.pl Tadeusz Białek, wiceprezes Związku Banku Polskich (ZBP).
Przełom czeka nas latem - najpewniej wtedy europejski sąd wyda wyczekiwane orzeczenie w sprawie frankowej. W połowie lutego poznaliśmy już opinię rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) Anthony'ego Collinsa, poprzedzające wyrok. Przypomnijmy: głosi ona, że po unieważnieniu umowy kredytowej klient może dochodzić dodatkowych świadczeń od banków. Z kolei bankom nie należy się wynagrodzenie od klientów za bezumowne korzystanie z kapitału.
Wprawdzie opinia rzecznika generalnego nie jest wiążąca, niemniej Trybunał zwykle ją podziela. A wyrok sądu europejskiego może być punktem odniesienia dla sądów krajowych zasypanych frankowymi pozwami. Szacuje się, że do sądów trafiło jak dotąd ok. 110 tys. spraw. Kolejnych 200 tys. może trafić w kolejnych latach, bo tyle kredytów w CHF wciąż jest spłacanych. 400 tys. już spłacono.
Jeśli orzeczenie Trybunału będzie zgodne ze stanowiskiem rzecznika generalnego, to na sądy zejdzie lawina nowych spraw. Do sądu pójdą te osoby, które do tej pory tego nie zrobiły. Niewykluczone, że pójdą również ci, którzy kredyty spłacili. Straty banków będą rozłożone na lata, bo tyle będą ciągnąć się sprawy - uważa Piotr Kuczyński, .
Na wypadek przegranych spraw sądowych z frankowiczami banki jak dotąd odłożyły ok. 40 mld zł. Brakuje im jeszcze 60 mld zł - wynika z szacunków Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), która uwzględnia ryzyko "darmowego kredytu", ale dodatkowych roszczeń względem banków już nie.
- Te gigantyczne koszty poniosą solidarnie wszyscy klienci banków. Niestety olbrzymia część ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Dlatego uważam, że problem należy rozwiązać ustawowo - przekonuje analityk.
Kilka lat temu przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski wpadł na pomysł, by przewalutować kredyty frankowe w taki sposób, jakby od początku były złotowymi. Apelował do banków, aby wchodziły do klientów z propozycjami ugód. Wtedy rozwiązanie się nie przyjęło. Dziś zapewne - o czym mówi się za kulisami - banki wzięłyby je z pocałowaniem ręki.
- Pomysł przewodniczącego KNF jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem problemu frankowego. Wtedy, gdy go przedstawiał, miałem wątpliwości, ale teraz nie ma co nad tym dyskutować. Trzeba to zrobić i tyle. Inaczej problem frankowy będzie szkodził bankom, a pośrednio także gospodarce - uważa Kuczyński.
Jak informował niedawno "Puls Biznesu", w gronie instytucji odpowiedzialnych za stabilność sektora bankowego trwają prace nad prawnym rozwiązaniem. Ma ono zobowiązać banki do przedstawienia frankowiczom opcji przewalutowania na zasadach przewodniczącego KNF sprzed trzech lat. Kredytobiorca mógłby odmówić i pójść do sądu. Gdyby jednak wygrał, musiałby zapłacić 100 proc. podatku od wzbogacenia.
Według naszych informacji projekt ustawy nie ma najmniejszych szans powodzenia. Nawet jeśli ustawa trafi do Sejmu, to zablokuje ją Nowogrodzka - słyszymy (siedziba PiS znajduje się przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie - przyp. red.).
Jak twierdzi w rozmowie z money.pl osoba zbliżona do kręgów rządowych, która zastrzega sobie anonimowość, ustawa frankowa pomogłaby bankom, tymczasem w tej kampanii wyborczej budowana jest narracja stawiająca banki w roli wroga PiS.
PiS nie stanie w obronie banków. Nie w roku wyborczym - twierdzi nasz rozmówca.
Ponadto Jarosław Kaczyński sam kazał iść frankowiczom do sądu. Przypomnijmy, że sześć lat temu prezes PiS na antenie Radiowej Jedynki powiedział, by frankowicze zaczęli samodzielnie walczyć o swoje prawa. Przekonywał, że rząd nie może podejmować działań, które zachwieją systemem bankowym, bo to odbije się na wszystkich obywatelach.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.