Opinia dra Iwo Augustyńskiego, wykładowcy Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, powstała w ramach projektu #RingEkonomiczny money.pl. To format dyskusji na ważne, ale kontrowersyjne tematy społeczne i ekonomiczne. W dziewiątej edycji Ringu debatujemy o podatku od niezasłużonych zysków banków (od "manny z nieba"), którego orędowniczką jest ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Równolegle z tekstem dra Augustyńskiego publikujemy opinię prof. Małgorzaty Zaleskiej, dyrektorki Instytutu Bankowości SGH, oraz artykuł głównego analityka money.pl Grzegorza Siemionczyka prezentujący wyniki ankiety wśród szerokiego grona ekonomistów na temat nowego podatku.
Sektor bankowy w Polsce osiągnął w 2024 r. rekordowe zyski netto na poziomie 42 mld zł. Dla porównania, długookresowa średnia wynosiła około 15 mld zł (co obrazuje poniższy wykres). Wywołało to debatę publiczną osadzoną w kontekście wysokiego oprocentowania kredytów, zwłaszcza kredytów hipotecznych. Okazuje się jednak, że głównym źródłem nadzwyczajnych dochodów banków jest polityka wysokich stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego (NBP). To gwarantuje bankom wysokie zwroty z kapitału niezależnie od ich marż kredytowych i bazy klientów.
Obecnie głównym źródłem zysków banków nie są bowiem marże kredytowe, lecz możliwość lokowania środków w bonach pieniężnych NBP oprocentowanych na poziomie stopy referencyjnej (5,75 proc.). W takiej sytuacji, biorąc pod uwagę koszty, udzielanie kredytów nie jest dla banków dużo bardziej opłacalne niż pasywne gromadzenie środków w banku centralnym. Co więcej, taki przywilej mają wyłącznie banki. Może dlatego niewiele można się na ten temat dowiedzieć z analiz publikowanych przez ich departamenty analiz.
Zysk banków nie pomaga w walce z inflacją
Ta dziwna sytuacja jest skutkiem ubocznym polityki pieniężnej realizowanej przez NBP. Wysokie stopy mają na celu ograniczenie inflacji do poziomu 2,5 proc. z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 punkt procentowy w każdą stronę w średnim okresie. Dla przypomnienia, obecnie inflacja CPI wynosi 4,9 proc. Abstrahując od realnego wpływu obecnych stóp procentowych na wysokość inflacji, celem NBP z pewnością nie jest zwiększanie zysków banków komercyjnych. Żadna teoria ekonomii nie przewiduje, że wzrost zysków sektora bankowego spowoduje spadek inflacji.
Niemniej wysokie stopy procentowe banku centralnego powodują, że "konkuruje" on ze zwykłymi kredytobiorcami o pieniądze banków. Z tego powodu kosztem alternatywnym, jaki banki biorą pod uwagę przy udzielaniu kredytów, nie jest oprocentowanie depozytów, tylko właśnie stopa referencyjna NBP. Inaczej rzecz ujmując, w przypadku gospodarstw domowych banki mają do wyboru udzielenie kredytu o marży będącej różnicą między oprocentowaniem kredytu (10,5 proc.) i depozytu (4,1 proc.) - co daje 6,4 pkt. proc. - a ulokowaniem środków w banku centralnym po stopie referencyjnej (5,75 proc.). W przypadku kredytów dla przedsiębiorstw niefinansowych tak liczona marża wynosi 3,5 pkt proc. (dane pochodzą ze "Statystyki stóp procentowych NBP"). Oznacza to, że każdy pomysł skutkujący zmniejszeniem oprocentowania kredytów lub zysków z tego tytułu (co na jedno wychodzi), powoduje, że banki ograniczą udzielanie ryzykownych i kosztownych kredytów na rzecz pewnej i bezkosztowej oferty "konkurenta", czyli NBP.
Co zmieniłby podatek od nadmiarowych zysków?
Podatek od nadmiarowych zysków byłby podatkiem dochodowym. Do jego obliczenia niezbędne jest określenie wielkości tych nadmiarowych zysków. Wbrew pozorom nie jest to skomplikowane i opiera się na prostej formule: nadmiarowe oprocentowanie = stopa referencyjna NBP minus średni poziom oprocentowania depozytów. Ze względu na to, że różnica ta silnie wzrosła w wyniku podwyżek stóp procentowych (w latach 2021-2022) nie istnieje ryzyko, że podatek związany z sytuacją nadzwyczajną będzie obciążał banki również w normalnych czasach. Jak łatwo zauważyć, w momencie gdy średni poziom oprocentowania depozytów będzie taki sam jak stopa referencyjna NBP, banki nie będą płacić tego podatku.
Podatek od nadmiarowych zysków działa tak jak CIT – obejmuje wszystkie rodzaje dochodów. W taki sam sposób dotyczy zysków z lokaty w banku centralnym jak i zysku netto z akcji kredytowej. Efektywnie więc podatek jest trudny do uniknięcia. Oznacza to również, że w znikomym stopniu wpływa na bodźce ekonomiczne. Bankom wciąż opłaca się udzielać kredytów, gdyż wciąż pozwalają one uzyskać więcej niż bony pieniężne NBP. Podatek taki nie ma więc wpływu na politykę kredytową banków, co jest istotne z punktu widzenia potencjalnych kredytobiorców.
Dzięki temu nie pogarsza on warunków finansowania inwestycji niezbędnych w kraju. Choć tę cechę niektórzy ekonomiści mogą postrzegać jako wadę tego podatku. W końcu polityka wysokich stóp procentowych ma ograniczać inflację właśnie poprzez ograniczanie popytu, w tym popytu inwestycyjnego. Z makroekonomicznego punktu widzenia proponowany podatek ma jednak korzyść w postaci poprawy bilansu płatniczego. Należy pamiętać, że obecnie miliardy złotych z nadzwyczajnych zysków sektora bankowego są wypłacane w postaci dywidend ich zagranicznym właścicielom i transferowane poza kraj.
Podatek to lek na skutki uboczne wysokich stóp
Ze względu na to, że osiągane w warunkach wysokich stóp procentowych zyski banków nie są zasługą ich polityki kredytowej, a jednocześnie podatek nie ma tę politykę wpływu, takie rozwiązanie zastosowane zostało w ostatnich latach przez Hiszpanię, Czechy i Włochy. Np. w Hiszpanii podatek został ustalony początkowo na poziomie 4,7 proc. zysku netto dla banków o zyskach netto powyżej 800 mln euro, a w tym roku stawki zostały zróżnicowane i wynoszą od 1 do 7 proc.
W Polsce, biorąc pod uwagę średnie długookresowe marże kredytowe w wysokości ok. 2,7 proc., zneutralizowanie efektu "darmowych zysków" lub "manny z nieba" wymagałoby podatku w wysokości około 17 proc. To zapewniłoby budżetowi niebagatelne 8-10 mld zł rocznie i zmniejszyło wypływ zysków za granicę (choć zmalałyby też dochody odsetkowe skarbu państwa).
Podsumowując, podatek od nadmiarowych zysków skorygowałby negatywne koszty zewnętrzne polityki pieniężnej. Z tego powodu należy go postrzegać jako narzędzie redystrybucji nienależnych zysków do budżetu. Dodatkowe wpływy do budżetu byłyby przydatne w sytuacji dziury budżetowej spowodowanej m.in. obniżeniem składki zdrowotnej. Ale podatku nie można traktować jako stałego i stabilnego źródła dochodów budżetowych, bo nie taki jest jego cel.
Proponowany podatek może nieco zwiększyć względną atrakcyjność udzielania kredytów (skoro i tak trzeba zapłacić podatek, to może lepiej zarobić więcej na kredytach niż na bonach), ale nie daje silnych impulsów do zwiększania akcji kredytowej. To raczej neutralne rozwiązanie z punktu widzenia podaży kredytu. Ponieważ jest to podatek dochodowy tak jak CIT to, idąc z duchem "deregulacji", zamiast wprowadzać nowe obciążenie, można odpowiednio zmodyfikować istniejący CIT.
Autorem opinii jest dr Iwo Augustyński, pracownik naukowy Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, członek Fundacji Lipińskiego.