Nie liczcie na państwo. Ekonomista mówi, jak zadbać o emeryturę [OPINIA]
Czasy, gdy to państwo gwarantowało obywatelom utrzymanie wcześniejszego poziomu życia po przejściu na emeryturę, bezpowrotnie minęły. Gdybyśmy chcieli do nich wrócić, musielibyśmy zgodzić się na wyższe składki albo wyższy wiek emerytalny. Poza tym zostaje nam tylko dodatkowe oszczędzanie w III filarze – pisze w opinii dla money.pl prof. Tomasz Jedynak.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
"W Polsce lawinowo rośnie liczba osób w wieku emerytalnym. W żadnym innym kraju UE ludność nie starzeje się tak szybko. Jednocześnie na emerytury wydajemy coraz mniejszą część krajowego dochodu. To oznacza, że sytuacja finansowa emerytów pogarsza się w porównaniu do osób pracujących" – pisze Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl.
Opisane tu zjawisko jest oczekiwaną konsekwencją reformy emerytalnej z 1999 roku – odzwierciedla po prostu spadek stopy zastąpienia (relacji wysokości emerytury do przeciętnej płacy – przyp. red.). Trudno ocenić ten stan rzeczy jako niepożądany. Jest bowiem zgodny z umową społeczną, na której opiera się nasz system emerytalny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od zera do miliardów złotych. Zdradza swoją żelazną zasadę
Zgodziliśmy się jako społeczeństwo, że konsumpcja starszego pokolenia nie będzie finansowana nadmiernym obciążeniem (składkami lub podatkami) pokoleń młodszych. Jeśli w ramach tej umowy chcielibyśmy wyższych emerytur, musielibyśmy zgodzić się na wyższe składki albo ich dłuższe opłacanie. Innej drogi nie ma. W tym artykule wyjaśnię, co to oznacza w praktyce.
Które cele reformy emerytalnej zostały osiągnięte?
Wśród różnych celów stawianych systemom emerytalnym, kluczowe są trzy :
- Zachowanie długoterminowej stabilności finansowej (równoważenie się wpływów i wydatków systemu emerytalnego).
- Zapewnienie adekwatności świadczeń emerytalnych (emerytur umożliwiających zachowanie wcześniejszego poziomu życia po zakończeniu pracy).
- Zapobieganie ubóstwu osób starszych.
Reformując polski system emerytalny w 1999 roku, starano się uwzględnić wszystkie te trzy cele.
W kwestii stabilności finansowej reforma osiągnęła sukces. W przeciwieństwie do systemu zdefiniowanego świadczenia, który istniał wcześniej, nowy system zdefiniowanej składki jest rozwiązaniem samobilansującym się w długim terminie. Skoro bowiem wysokość emerytury zależy wprost od wysokości odprowadzonych składek, to w ostatecznym rozrachunku wypłaty równają się wcześniejszym wpłatom (przy założeniu, że tempo waloryzacji środków emerytalnych odpowiada tempu wzrostu cen).
Długoterminowy stan równowagi jest przy tym osiągany niezależnie od innych czynników, np. wzrostu przeciętnej długości trwania życia. Zmiana w tym zakresie skutkuje jedynie tym, że kapitał emerytalny zgromadzony przez każdego uczestnika systemu jest rozkładany na większą liczbę lat. Suma wypłat się nie zmienia.
Na marginesie trzeba jednak odnotować, że kolejne modyfikacje w systemie i odstępstwa od zasady zdefiniowanej składki (np. specjalne zasady dla wybranych grup zawodowych, "trzynaste" emerytury, dochodząca przekraczająca 165 tys. do 0,5 mln liczba osób pobierających emerytury minimalne) powodują, że w praktyce polski system emerytalny nie jest idealnie stabilny finansowo w długim terminie – w przyszłości nadal potrzebne będą dodatkowe zasilenia Funduszu Ubezpieczeń Społecznych ze środków budżetowych, a więc niepochodzących ze składek.
Trzeci filar to nieodłączny element systemu
Nieuchronną konsekwencją przejścia do systemu zdefiniowanej składki w 1999 r. było pogorszenie adekwatności emerytur. Przy założeniu, że do systemu emerytalnego będzie kierowany podobny co wcześniej strumień finansowy (pochodzący ze składek), w zmieniającej się sytuacji demograficznej nie sposób było zakładać, że stopy zastąpienia pozostaną na dotychczasowych poziomie. Twórcy reformy wiedzieli o tym i dlatego jako nieodłączny jej element wskazali tzw. trzeci filar.
Od początku było wiadomo, że system bazowy (pierwszy i drugi filar) nie zapewnią satysfakcjonujących emerytur. Patrząc wstecz, można jednak stwierdzić, że ówczesny sukces OFE (drugi filar) – na początku XXI w. Polacy naprawdę uwierzyli, że rynek kapitałowy zagwarantuje im dostatnie życie w przyszłości – przyczynił się do klęski trzeciego filara.
Przez kolejnych 20 lat zainteresowanie dodatkowym oszczędzaniem na emeryturę było marginalne. Paradoksalnie, dopiero dyskusje wokół likwidacji OFE spowodowały, że dodatkowe oszczędności emerytalne drgnęły, a sytuacja istotnie się poprawiła po wprowadzeniu PPK.
Ryzyko leżało po stronie państwa
Na całą tę sytuację można też spojrzeć z nieco innej strony: w "starym" systemie o zdefiniowanym świadczeniu państwo obiecywało wypłatę emeryturę w określonej – formułą emerytalną – wysokości. Obietnica ta oznaczała, że ryzyko związane z finansowaniem systemu leżało po stronie państwa. W szczególności wzrost średniej długości trwania życia nie powodował zmiany wysokości emerytur, tylko stwarzał dodatkowe koszty związane z ich wypłatą, które spoczywały na FUS i budżecie centralnym.
W nowym systemie ryzyko to zostało w całości przerzucone na uczestnika systemu: wzrost oczekiwanej długości trwania życia dla danego rocznika oznacza niższą wysokość wypłacanych mu emerytur (zgromadzony kapitał dzieli się na większą liczbę lat życia na emeryturze). Ewentualna utrata wartości środków zgromadzonych w części kapitałowej systemu również jest ryzykiem dla oszczędzającego. Tak samo przerwy w aktywności zawodowej i związany z tym brak odprowadzania składki skutkują niższymi świadczeniami. Nie są w żaden sposób kompensowane przez państwo.
Jak oceniać tak nakreślone skutki reformy emerytalnej? W mojej ocenie stabilność finansowa systemu jest sytuacją pożądaną. Jest ona również uczciwa z perspektywy międzypokoleniowej. Nie można konsumpcji starszego pokolenia finansować zwiększonym obciążaniem (składkowym lub podatkowym) młodszych.
Wyciągnąć wnioski z dramatycznych prognoz
Spadek stóp zastąpienia (pogorszenie adekwatności emerytur) na pierwszy rzut oka jest zjawiskiem negatywnym. Byłbym jednak ostrożny z formułowaniem takiego wniosku. System emerytalny opiera się na umowie społecznej. Zakłada ona, że w zamian za składkę dzisiaj w przyszłości uczestnik otrzymuje świadczenie.
W skali ogólnospołecznej suma składek powinna równać się sumie świadczeń. Inaczej 'ktoś', czyli podatnik, musi dopłacać do systemu. Elementami wspomnianej umowy społecznej jest wysokość składki i odpowiadająca im wysokość emerytur. Jeżeli jako społeczeństwo chcemy wyższych świadczeń, to musimy zgodzić się wyższe składki. Alternatywnie możemy wydłużyć okres składkowania i skrócić okres pobierania świadczeń (czyli podwyższyć minimalny wiek emerytalny, ale to już zupełnie inny temat). Trzeciej drogi nie ma.
Co to oznacza w praktyce? Polacy powinni jak najszybciej oswoić się z myślą o niskich emeryturach w przyszłości. Stopy zastąpienia będą znacznie niższe niż dzisiaj. Prognozy sugerują, że osoby przechodzące na emeryturę około 2060 r. nie mogą liczyć nawet na świadczenia w wysokości 25 proc. swoich poprzednich zarobków.
W tej sytuacji absolutnie konieczne jest dodatkowe oszczędzanie na emeryturę. W jakiejkolwiek formie. Czasy, gdy to państwo gwarantowało zachowanie dotychczasowego poziomu życia po przejściu na emeryturę, bezpowrotnie minęły.
Dr hab. Tomasz Jedynak jest profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Specjalizuje się w ekonomii emerytalnej i ubezpieczeniach społecznych. Jest ekspertem w Instytucie Emerytalnym oraz organizacji Pracodawcy RP.