Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Piotr Bera
Piotr Bera
|
aktualizacja

Po co Trumpowi ukraińskie elektrownie? Eksperci wpadli na trop

Podziel się:

Donald Trump zasugerował, że USA mogłyby przejąć zarządzanie elektrowniami jądrowymi w Ukrainie. Zwłaszcza elektrownią w Zaporożu, która jest największa w Europie, ale znajduje się pod rosyjską okupacją. Wiele wskazuje na to, że Amerykanie chcą jeszcze mocniej wejść na ukraiński rynek i wypchnąć Rosatom.

Po co Trumpowi ukraińskie elektrownie? Eksperci wpadli na trop
Donald Trump chciałby, by Zaporoska Elektrownia Jądrowa została przejęta przez Amerykanów (GETTY, Yuri Gripas, money.pl)

Prezydent Donald Trump zasugerował w ostatniej rozmowie z prezydentem Ukrainy, że Stany Zjednoczone mogą przejąć ukraińskie elektrownie atomowe dla ich bezpieczeństwa. "Amerykańska własność tych elektrowni byłaby najlepszą ochroną dla tej infrastruktury i wsparciem dla ukraińskiej infrastruktury energetycznej" - napisali we wspólnym komunikacie sekretarz stanu USA Marco Rubio i doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz.

W Ukrainie znajdują się cztery elektrownie jądrowe posiadające 15 reaktorów o łącznej mocy ponad 13,8 GW. Największy potencjał ma elektrownia w Zaporożu, którą od marca 2022 r. okupują Rosjanie.

W czwartek Wołodymyr Zełenski zdecydowanie odrzucił propozycję, by Zaporoska Elektrownia Jądrowa została przejęta przez Amerykanów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: NetZero Energy w Poznaniu. Rozmowa z Markiem Szymankiewiczem

- O ile inne sektory energetyczne mogą być prywatyzowane, o tyle elektrownie jądrowe są i pozostaną własnością państwa ukraińskiego. Zaporoska Elektrownia Jądrowa, okupowana obecnie przez wojska rosyjskie, będzie mogła działać tylko pod kontrolą Ukrainy - oświadczył ukraiński lider.

Ukraińcy uważają - i słusznie - że elektrownia należy do nich. To samo mówi Rosja, która uznaje cały obwód zaporoski za swój. W tej sytuacji Trump chciałby inwestować w obiekt? To jakoś nie trzyma się kupy - mówi Paweł Reszka, dziennikarz opisujący wojnę w Ukrainie.

Adam Juszczak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego zwraca uwagę, że zaporoska elektrownia ma sześć reaktorów, które razem mogą dać blisko 6 GW mocy. To więcej niż w szczycie produkuje Elektrownia Bełchatów. Obecnie jednak nie produkuje energii i działa w minimalnym zakresie, wymaganym do zachowania bezpieczeństwa.

Amerykańskie interesy w Zaporożu

Dlaczego Trump tym razem zainteresował się ukraińskimi elektrowniami?

- To atrakcyjny aktyw, także dla Rosjan, dlatego to mocna karta przetargowa. Rosatom (rosyjska Państwowa Korporacja Energii Jądrowej - przyp. red.) to olbrzymi eksporter paliwa jądrowego oraz reaktorów i jakikolwiek incydent z tą elektrownią uderzyłby w ich interesy na całym świecie. Z perspektywy Ukrainy ponowne jej uruchomienie pozwoliłoby przekierować do kraju część wytwarzanej energii - ocenia Juszczak.

"The New York Times" przypomina, że zaporoska elektrownia wykorzystuje paliwo i technologię dostarczaną przez amerykański Westinghouse. Ten sam, z którym we współpracę chce wejść Polska.

Victoria Voytsitska, była ukraińska sekretarz Komisji ds. Energii Paliwowej, Polityki Jądrowej i Bezpieczeństwa, wskazała w rozmowie z "NYT", że dostawy z Westinghouse były dla firmy "dużym kontraktem".

"W ciągu ostatnich trzech lat wojny amerykańskie przedsiębiorstwo rozszerzyło swoją obecność w Ukrainie, stopniowo zastępując technologię rosyjskiego giganta nuklearnego Rosatom wykorzystywaną w ukraińskich elektrowniach" - opisuje dziennik.

Wiele wskazuje na to, że Amerykanie chcą jeszcze mocniej wejść na ukraiński rynek i wypchnąć Rosatom.

Z punktu widzenia Trumpa ukraiński rynek jądrowy może być cennym łupem biznesowym. Ukraińcy planują budowę 5.i 6. bloku w Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej przy użyciu technologii AP1000 opracowanej przez Westinghouse.

"NYT" dodaje, że energia wytwarzana w Zaporożu miałaby służyć do przetwarzania wydobywanych minerałów, co jest energochłonne. A nie wszyscy w Waszyngtonie postawili krzyżyk na umowie surowcowej, nawet po awanturze w Białym Domu, do której doszło pod koniec lutego.

- Nie wiem, dlaczego wokół minerałów zrobiono tyle szumu. ZSRR miał dobrych geologów i zbadali cały kraj włącznie z Ukrainą. Rosja wie, jakie tam są surowce, ale nikt tego nie próbował wydobywać, bo jest to za drogie. Inwestowanie miliardów dolarów w kopalnie między dwoma armiami nie ma żadnego sensu, dopóki nie będzie trwałego pokoju - uważa prof. Władysław Mielczarski z Zakładu Sieci Elektroenergetycznych Politechniki Łódzkiej.

Jego zdaniem "Trumpowi i amerykańskiemu biznesowi nie są potrzebne ukraińskie elektrownie, które są przestarzałe i na bazie rosyjskiej technologii". Sami mają problemy na tym polu.

- USA nie budują obecnie elektrowni jądrowych. Ostatnie dwa bloki Vogtle 3 i 4 (w stanie Georgia - przyp. red.) oddano z dużymi kłopotami - po terminie i ze znacznie przekroczonym budżetem. Westinghouse, który był najlepszą na świecie firmą w energetyce jądrowej, zbankrutował w 2017 r. i sprzedał technologię do Chin. Amerykanie chcą dostarczać paliwo Ukraińcom, ale sami kupują paliwo do własnych elektrowni za granicą, więc może to być tylko rodzaj pośrednictwa - zaznacza prof. Mielczarski.

Ekspert nie wierzy w to, że USA mogłyby w krótkim czasie przejąć rosyjskie wpływy w ukraińskiej branży.

USA kupują paliwo jądrowe z Rosji i np. w 2022 r. wydali na ten zakup 1,3 mld dol. - przypomina.

Dlatego propozycję Trumpa traktuje jako bezzasadną.

Departament Energii Stanów Zjednoczonych podawał w 2024 r., że Rosja posiada ok. 44 proc. światowej zdolności wzbogacania uranu i dostarcza około 35 proc. importowanego przez USA paliwa jądrowego. W ubiegłym roku Joe Biden zakazał importu wzbogaconego uranu z Rosji.

Westinghouse zbankrutował, bo nie miał zamówień na budowę nowych reaktorów. Amerykanie już pod koniec lat 80. rezygnowali z atomu, bo była to i jest nadal zbyt kosztowana technologia, a opracowana przez nich technologia AP1000 została sprzedana do Chin. Dziś Amerykanie nie są dostawcą reaktorów dla elektrowni jądrowych. A ukraińskie reaktory zostały wybudowane w technologii, jaką ma Rosja i ich remonty wymagają dostawy części w rosyjskich technologiach - kontynuuje prof. Mielczarski.

Zdaniem prof. Mielczarskiego na ponowne uruchomienie elektrowni w Zaporożu potrzeba od trzech do sześciu miesięcy, ale będzie wymagało to trwałego pokoju. - Trudno uruchamiać elektrownię jądrową na linii frontu - mówi ekspert.

Także Adam Juszczak zwraca uwagę, że amerykański Westinghouse samodzielnie nie jest w stanie działać na rynku energetyki jądrowej.

- Nie mają takich zdolności jak francuski EDF. Dlatego Westinghouse działa jako konsorcjum. W Polsce będą budować razem z firmą Bechtel, która ma doświadczenie w stawianiu wielu obiektów energetycznych - przypomina.

Kolonializm 2.0?

Dlaczego Putin miałby oddać Trumpowi tak łakomy kąsek jak elektrownia w Zaporożu? Szczególnie gdy - jak zwraca uwagę Andrian Prokip, ekspert ds. energii z Kennan Institute w Waszyngtonie - Ukraina desperacko potrzebuje elektrowni, aby złagodzić niedobory energii spowodowane rosyjskimi atakami na obiekty elektryczne? Putin od początku wojny stosuje terror energetyczny wobec Kijowa.

- Elektrownia w 2021 r. zaspokajała prawie 25 proc. ukraińskiego zapotrzebowania na energię elektryczną - powiedział Prokip w rozmowie z "NYT". Jego zdaniem Kreml nie odda zaporoskiej elektrowni za darmo. Może być ona kartą przetargową do zniesienia części zachodnich sankcji.

Jeszcze dwa tygodnie temu, gdy na stole leżała umowa dotycząca surowców, część komentatorów oceniała, że Amerykanie chcą "skolonizować" Ukrainę poprzez umowy biznesowe.

- To będzie kolonializm. Te opowieści Trumpa o tym, że tam, gdzie jest amerykański biznes, tam jest bezpieczeństwo, nie bardzo się spełniają. Biorąc pod uwagę, że ten biznes był, a jednocześnie można było cofnąć Ukrainie broń. To pokazuje, jak niepewnym jest sojusznikiem teraz Ameryka - stwierdził w programie "Newsroom" WP prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku.

Podobnie można odbierać żądania związane z elektrowniami jądrowymi.

- Intencją Trumpa jest wyciągnięcie z Ukrainy maksymalnych zysków gospodarczych. Gra toczy się o to, kto pierwszy będzie winny załamania się procesu pokojowego. Chyba że USA naprawdę wierzą w zamrożenie konfliktu, wtedy nurt kolonializmu będzie się nasilać, aż zorientują się, jakie są realia - ocenia prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski z Uniwersytetu Łódzkiego, powołany przez Andrzeja Dudę członek Narodowej Rady Rozwoju ds. Bezpieczeństwa i Obronności.

- Bo Rosjanie pokoju nie chcą, a nie da się nic eksplorować pod latającymi bombami. Chyba że prawdziwy cel USA jest inny - próba izolowania Iranu od Rosji i wtedy Waszyngton byłby w stanie zapłacić pewną cenę w Ukrainie. I gra z Rosją nadal będzie trwać - dodaje.

Elementem tej gry są jak na razie surowce oraz elektrownie jądrowe. Pytanie, co będzie następne.

Piotr Bera, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl