Prezydent USA zasugerował w niedawnej rozmowie z prezydentem Ukrainy, że Stany Zjednoczone mogą przejąć ukraińskie elektrownie atomowe dla ich bezpieczeństwa. "Amerykańska własność tych elektrowni byłaby najlepszą ochroną dla tej infrastruktury i wsparciem dla ukraińskiej infrastruktury energetycznej" - napisali we wspólnym komunikacie sekretarz stanu USA Marco Rubio i doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz.
W Ukrainie znajdują się cztery elektrownie jądrowe posiadające 15 reaktorów o łącznej mocy ponad 13,8 GW. Największy potencjał ma elektrownia w Zaporożu, którą od marca 2022 r. okupują Rosjanie.
Oferty Trumpa nie przyjął jednak Wołodymyr Zełenski, który odpowiedział, że "Zaporoska Elektrownia Jądrowa, okupowana obecnie przez wojska rosyjskie, będzie mogła działać tylko pod kontrolą Ukrainy".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Perła w koronie"
Zełenski zaznaczył, że inne sektory energetyczne mogą być prywatyzowane, ale "elektrownie jądrowe są i pozostaną własnością państwa ukraińskiego".
Adam Juszczak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego zwracał uwagę w rozmowie z money.pl, że zaporoska elektrownia ma sześć reaktorów, które razem mogą dać blisko 6 GW mocy. To więcej niż w szczycie produkuje Elektrownia Bełchatów. Obecnie jednak nie produkuje energii i działa w minimalnym zakresie, wymaganym do zachowania bezpieczeństwa. Zdaniem dziennika "The New York Times" pozyskiwana z elektrowni jądrowej w Zaporożu energia miałaby zostać wykorzystana przez Amerykanów do przetwarzania wydobywanych surowców.
- Sugestia prezydenta Trumpa wpisuje się we wcześniejsze propozycje Waszyngtonu dot. eksploatacji złóż minerałów, która w pierwszej wersji zasługiwała na miano "umowy kolonialnej". Logika argumentacji jest prosta: kapitał amerykański po przejęciu elektrowni ukraińskich będzie gwarantem ich działania i istnienia (dostaw energii) - ocenia dr Łukasz Tolak.
Ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego dodaje, że "taka propozycja oznaczałaby utratę najcenniejszych aktywów strategicznych Ukrainy".
Flota 15 reaktorów jądrowych wyprodukowała 55 proc. energii elektrycznej Ukrainy w 2021 r. i stanowi kręgosłup (nawet po przejęciu Zaporoża przez Federację Rosyjską) ukraińskiego bezpieczeństwa energetycznego. Elektrownie jądrowe z oczywistych względów nie były celami rosyjskich ataków na infrastrukturę krytyczną, a węglowe/gazowe/wodne, elektrociepłownie tak. Energetyka jądrowa stanowi absolutnie perłę w koronie ukraińskiego przemysłu – zarówno od strony przemysłowej jak i naukowo-badawczej - uważa nasz rozmówca.
"Utrata aktywów"
Dr Tolak dodaje, że przejęcie elektrowni jądrowej przez "Amerykanów oznaczałoby utratę strategicznych aktywów".
Z amerykańskiego punktu widzenia to czysty zysk – umożliwiający niemal dowolne wyprowadzanie środków. Przejmując kontrolę, przejęliby rynek, łańcuch dostaw, logistykę i mieli pewność ewentualnej budowy następnych bloków dla zastąpienia już istniejących. Do około 2030 r. powinno być zastąpionych około 10 z nich, ale na razie trudno powiedzieć, jak dotychczasowe plany będą mogły być zrealizowane - podkreśla analityk Collegium Civitas.
Ukraińcy już planują budowę 5.i 6. bloku w Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej przy użyciu technologii AP1000 opracowanej przez Westinghouse. Ten sam podmiot dostarczał też paliwo do części reaktorów, ale większość rynku miał rosyjski TVEL. Waszyngton może liczyć jednak na więcej, gdyż Ukraińców czekają spore inwestycje w atom.
- Ukraina chciała włączyć się aktywnie w projekty małych reaktorów modułowych. W XXI w. podjęto jednak działania wydłużające działanie poszczególnych bloków jądrowych o maksymalnie 20 lat. Każdy blok był początkowo planowany na 30 lat eksploatacji. Biorąc pod uwagę daty wprowadzenia większości z nich (głównie lata 80.), datą graniczną jest 2030 r. - kontynuuje dr Tolak.
To, co jest jednak najważniejsze – takie przejęcie aktywów jądrowych przez Amerykanów oznaczałoby docelowo prawdopodobną utratę kompetencji i zdolności przemysłowych przez stronę ukraińską, które były budowane od lat 70. XX wieku - wyjaśnia analityk.
To ma być czysty zysk dla Amerykanów, gdyż baza produkcyjna już jest gotowa. Część reaktorów włączono też do użycia w 2004 r., więc mają przed sobą długą przyszłość.
- Z pomysłu prezydenta Trumpa nie wnoszę, by chodziło o zakup aktywów (po realnej uczciwej wycenie), a raczej przejęcie z mglistą gwarancją zabezpieczenia dostaw - podsumowuje dr Tolak.