"Duża, piękna ustawa" Trumpa. Eksperci dużego banku analizują konsekwencje
Analitycy mBanku zwracają uwagę na nowy pakiet stymulacyjny forsowany przez administrację Donalda Trumpa. Projekt nazwany "wielką, piękną ustawą" liczy ponad 1100 stron i może kosztować amerykański budżet od 3,3 do 5,2 biliona dolarów w ciągu dekady. Eksperci wskazują, że tak duża ekspansja fiskalna w okresie bez recesji jest bezprecedensowa i może wywołać niepokój inwestorów.
Izba Reprezentantów zatwierdziła w czwartek i przekazała do Senatu ustawę podatkową określaną jako "wielka, piękna ustawa" Donalda Trumpa. Projekt zakłada kontynuację obniżek podatkowych z 2017 roku oraz wprowadzenie nowych ulg obiecanych podczas kampanii wyborczej. Szacowany koszt planu to 5 bilionów dolarów, co wywołało negatywną reakcję inwestorów i osłabienie kursu dolara.
Dokumentowi przyjrzeli się eksperci mBanku. Nowy pakiet fiskalny składa się z dwóch głównych elementów. Pierwszym jest przedłużenie cięć podatkowych wprowadzonych w 2018 roku w ramach Tax Cuts and Jobs Act, które miały wygasnąć z końcem bieżącego roku. Drugim komponentem są dodatkowe ulgi i cięcia podatkowe. Według szacunków Komisji ds. odpowiedzialności budżetu federalnego, deficyt budżetowy USA mógłby wzrosnąć do 2034 roku odpowiednio do 6,9 proc. lub nawet 7,8 proc. PKB, w zależności od tego, czy zmiany będą miały charakter tymczasowy czy stały. Relacja długu do PKB mogłaby podskoczyć do 125-129 proc. w horyzoncie dekady, podczas gdy scenariusz bez dodatkowej stymulacji zakłada wskaźnik na poziomie 117 proc. PKB.
Problematyczne finansowanie i niefortunny czas
Eksperci mBanku wskazują, że propozycje finansowania tej ogromnej stymulacji budzą wątpliwości. Jednym ze źródeł mają być oszczędności na programach opieki zdrowotnej Medicare i Medicaid poprzez zaostrzenie kryteriów kwalifikacji. "autorzy projektu ustawy mówią o co najmniej 880 mld USD" oszczędności z tego tytułu, co uderzy głównie w najuboższych Amerykanów. Wątpliwe są również dochody z tytułu cięć etatów w sektorze publicznym, które mogą dodatkowo wydłużyć czas oczekiwania na różnego rodzaju zgody i pozwolenia.
Kolejnym źródłem finansowania mają być cła, które teoretycznie powinny być płacone przez kraje eksportujące do USA. W praktyce jednak, jak wynika z doniesień medialnych, największą część ceł płacą amerykańscy konsumenci i importerzy, a tylko nieznaczna część pokrywana jest przez producentów zagranicznych. Oznacza to, że obywatele USA w dużej mierze sami sfinansują sobie cięcia podatkowe.
Moment wprowadzenia tak dużej stymulacji fiskalnej jest szczególnie niefortunny. Temat wojen handlowych już podniósł oczekiwania inflacyjne zarówno w krótszym, jak i dłuższym okresie. Jednocześnie administracja Trumpa dąży do redukcji deficytu w handlu towarami, co wymaga ograniczenia importu, a nie jego stymulacji poprzez rozrzutną politykę fiskalną.
Rynki reagują niepokojąco
Reakcja rynków na plany fiskalne administracji Trumpa jest symptomatyczna. Po obniżeniu ratingu USA przez agencję Moody's, dolar uległ deprecjacji, spadki zawitały na rynkach akcji, a rentowności obligacji wzrosły. Jest to klasyczna reakcja, jakiej można by się spodziewać w gospodarce wschodzącej, ale nie w przypadku Stanów Zjednoczonych. Świadczy to o zmianie postrzegania USA przez inwestorów.
Wymowna jest również reakcja sekretarza skarbu Bessenta, który nie przejął się zbytnio decyzją Moody's, sugerując nawet, że nie warto dawać wiary opiniom tej agencji. Analitycy mBanku interpretują to jako przejaw nonszalancji i zbyt dużej pewności siebie w kontekście dalszego luzowania polityki fiskalnej. Podejście to stoi w sprzeczności z wcześniej głoszoną przez Bessenta strategią "3-3-3", która zakładała redukcję deficytu budżetowego do 3 proc., wzrost PKB na poziomie 3 proc. oraz przyrost produkcji ropy o 3 mln baryłek dziennie.
Analitycy mBanku zauważają, że polityka fiskalna USA staje się coraz mniej antycykliczna, co oznacza, że punkt startowy do każdego nowego spowolnienia gospodarczego jest coraz trudniejszy. Połączenie stymulacji fiskalnej ze wzrostem stawek celnych tworzy hybrydowy szok z silnym komponentem inflacyjnym, co może wymagać kontrowania polityki fiskalnej przez politykę pieniężną - zjawisko charakterystyczne dla rynków wschodzących, a nie dla największej gospodarki świata.