Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Firmy tną zatrudnienie. Jest źle czy to dopiero preludium do źle?

114
Podziel się:

Duży biznes zapowiedział zwolnienia, ten mniejszy nie pozostaje w tyle. Choć za wcześnie, by mówić o kryzysie rynku pracy, ten dostał wyraźnej zadyszki. Jak przejdą tę próbę Polacy, nawykli w ostatnich latach do rynku pracownika i tego, że to oni dyktowali warunki płacowe? Gościem programu "Money.pl" był Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Firmy tną zatrudnienie. Jest źle czy to dopiero preludium do źle?
Firmy planują zwolnienia. Problemy gospodarki dopadły rynek pracy (Adobe Stock)

Krzysztof Majdan, money.pl: Coraz więcej doniesień o grupowych zwolnieniach z dużego biznesu. Jeśli dołożyć dane o mniejszych firmach z urzędów pracy, od początku roku pracę straciło ponad 10 tys. osób. Jest źle? Czy to preludium do źle?

Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich: Nie jest to jeszcze kryzys na rynku pracy, to początek jego zadyszki. Rzeczywiście niepokojące jest to, że zaczynają przeważać negatywne tendencje nad tymi pozytywnymi. Czyli faktycznie ogólny poziom zatrudnienia w gospodarce zaczyna się obniżać, co może odbić się także na bezrobociu, choć nie widzimy jeszcze potwierdzenia tego w twardych danych makroekonomicznych GUS - są opóźnione, na razie mamy dane za wrzesień. Z tych płyną cząstkowe doniesienia, anegdotyczne, one też nie wskazują jeszcze na tragiczną sytuację na rynku pracy.

Jeśli chodzi o wzrost zwolnień grupowych, to zaledwie kilka procent więcej w stosunku do ubiegłego roku. Nie jest to lawina zwolnień, natomiast tendencje są faktycznie niepokojące i stanowią świadectwo słabnięcia rynku pracy. Do tej pory słabła gospodarka, co widzimy od kilku miesięcy, ale nie odbijało się to w sposób negatywny na rynku pracy, teraz zaczyna odczuwać skutki trudnej sytuacji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Program Money.pl 16.11 | Firmy będą zwalniać. Rynek pracy dostał zadyszki

Takich tendencji jest więcej. Np. w cyklicznym badaniu PIE i BGK o miesięcznym indeksie koniunktury - odwrócenie proporcji, 12 proc. firm chce zwalniać, 11 proc. zatrudniać.

Rzeczywiście. W tej sytuacji rynek pracy zaczyna trochę zamierać, mamy wciąż relatywnie niewiele zwolnień, ale też mniej firm, które chcą zatrudniać. To kolejny element, który świadczy o tym, że sytuacja na rynku pracy zaczyna się powoli pogarszać. To dopiero początek negatywnych trendów, ale niestety kolejne miesiące mogą przynosić gorsze informacje w tym zakresie i można mieć istotne obawy. Otoczenie zewnętrzne naszej gospodarki nie jest optymistyczne - droga energia, zacieśnianie polityki pieniężnej. Trudno wyobrazić sobie sytuacje, w której stopy procentowe rosną z zera do prawie 7 proc., by nie odbiło się to na gospodarce i rynku pracy, choć ten wzrost stóp ma przecież przyczynę.

Co się zmieniło?

Do tej pory, gdy koszty firm rosły, te podnosiły ceny, a konsumenci to akceptowali, byli w stanie wydać więcej na zakup tych samych towarów. Teraz konsumenci ograniczają zakupy, więc firmy nie mogą nadal podnosić cen, oszczędności muszą szukać gdzieś indziej. Zwalnianie pracowników to ostateczność, firmy niechętnie to robią, niestety zaczynają się pojawiać zakłady pracy, które muszą zmniejszać załogę.

To, do czego dochodzi częściej, to redukowanie zatrudnienia nie przez zwalnianie, tylko niezastępowanie tych, którzy odchodzą, bo szukają innej pracy bądź przechodzą na emeryturę. Zazwyczaj to główny kanał obniżania ogółem zatrudnienia w firmach. Dużo rzadziej dochodzi do otwartych zwolnień na masową skalę, zresztą nawet w przypadkach zwolnień grupowych, o których mówimy, firmy najczęściej sygnalizują, że zwolnienia dotykają osoby, które mają prawa do świadczeń lub inne źródła dochodów, a nie głównych żywicieli rodziny.

Klienci przestają godzić się na wyższe ceny. Firmom rosną koszty. Brzmi jak błędne koło.

Nie w tym sensie, że błędne koło jako mechanizm samonapędzający się. Ale w dłuższym okresie to spowoduje spadek inflacji, natomiast tymczasowo rzeczywiście wywołuje pewną presję, bo koszty produkcji rosną, a ceny w sklepach już nie mogą. Firmy szukają oszczędności także ze względu na podwyżki - mają mniejsze pieniądze na fundusz wynagrodzeń. Żeby dać podwyżki, muszą zredukować zatrudnienie. Kalkulują, że jeśli muszą to uwzględnić, to nie będą np. rekrutować na stanowisko, które się zwolniło. W ten sposób fundusz płac rośnie wolniej, a jednocześnie wygospodaruje się w jego ramach pieniądze na spełnienie - słusznych zresztą - oczekiwań płacowych. Konieczna jest choćby próba realnej obrony wartości naszych wynagrodzeń.

Czy to wciąż rynek pracownika? Czyj to rynek?

Jesteśmy w momencie przełomowym. Wchodzimy w ten okres z silnym impetem na rynku pracy, wciąż jest duża grupa pracowników, która jeszcze nie odczuwa tego, że rynek pracy spowalnia. To są początki pewnej istotnej zmiany, bo funkcjonowaliśmy w takich realiach, że to pracownik dyktował warunki na rynku pracy, jeśli chodzi o wynagradzanie. Sytuacja zaczyna się zmieniać, ale to wciąż rynek poważnych niedoborów pracowników.

Według danych Eurostatu mamy grubo poniżej 3 proc., jeśli chodzi o poziom bezrobocia faktycznego, a nie fikcyjnie zarejestrowanych w urzędach pracy bezrobotnych. Ten sam rynek wchłonął ogromną liczbę cudzoziemców, w tym uchodźców wojennych. Liczba pracowników rejestrujących się jako bezrobotni to obecnie ok. 130 tys., a średnia z poprzednich miesięcy to ok. 100 tys. osób. Zaczynają się pojawiać negatywne trendy, ale na tle historycznym znajdujemy się w korzystnym położeniu.

Jaka jest twoja prognoza dla rynku pracy na najbliższe miesiące?

Obawiam się, że te tendencje, które widzimy, będą ulegać nasileniu. Rynek pracy jest zawsze opóźniony względem całej gospodarki. Najpierw w gospodarce spadają obroty, popyt, a po kilku miesiącach odbija się to na zatrudnieniu. Poprzez analogię rynek pracy z opóźnieniem odczuwa poprawę, potrzeba kilku kwartałów rzeczywistego wzrostu, by tendencje z rynku pracy zaczęły się odwracać. Dlatego też niestety, ale mam obawę, że rok 2023 przyniesie więcej złych wiadomości. To, co teraz widzimy, jest dopiero początkiem i faktycznie będzie rosło u nas bezrobocie.

O ile?

Myślę, że faktyczny wzrost wyniesie 1-2 pkt proc., jeśli rejestrowane bezrobocie mamy obecnie na poziomie 5,1 proc., to możemy dojść do poziomu mniej więcej 7 proc. Na tle historycznym to bardzo dobra wartość, 10 lat temu w Polsce bezrobocie mniejsze niż dwucyfrowe było uznawane za bardzo dobry wynik. Zmieniły się warunki, zmieniła się demografia Polski, więc tzw. naturalna stopa bezrobocia, szacowana przez NBP na poziomie mniej więcej 4 proc., też bardzo mocno się obniżyła. Będziemy poniżej potencjału, jeśli chodzi o zatrudnienie, natomiast obiektywnie nie będzie to tragiczna sytuacja.

Ale owszem, dużo gorsza niż ta, do której zdarzyliśmy się przyzwyczaić. Co będzie tym bardziej bolesne, bo przywykliśmy do funkcjonowania w warunkach rynku pracownika, mocno rozgrzanego, który przyjmie dowolną liczbę osób. Z uwagi na skalę napięć w gospodarce, warunki zaczną się zmieniać, co będziemy widzieć szczególnie w przyszłym roku. Spodziewam się pogorszenia wszystkich wskaźników.

Ta walka o realia gospodarcze się opóźnia, szczyt inflacji co chwila jest przesuwany na dalsze miesiące. A od stycznia dojdzie kolejny czynnik, który na to wpływa, czyli podwyżka płacy minimalnej.

W normalnych warunkach pracodawcy bez większego problemu zaakceptowaliby nawet dużą podwyżkę płacy minimalnej. Teraz są poddani presji z wielu różnych stron. Z jednej rosnące ceny energii, z drugiej spada popyt, z trzeciej rząd decyduje o znaczącej podwyżce płacy minimalnej. To niestety może być element, który przeleje czarę goryczy po stronie przedsiębiorców, a w konsekwencji odbije się negatywnie na rynku pracy.

Okoliczności wprowadzenia takiej podwyżki są bardzo niefortunne, tu decydenci powinni kierować się większą ostrożnością, teraz czas na walkę o utrzymanie miejsc pracy, w spokojniejszych czasach na walkę o poprawę poziomu wynagrodzeń. Choć te wynagrodzenia z dolnych partii też nie wyglądają najgorzej, mieliśmy w lipcu obniżkę PIT z 17 do 12 proc., co również jest elementem poprawiającym sytuację bez generowania kosztów po stronie pracodawców.

Krzysztof Majdan, money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
rynek pracy
praca
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(114)
Bezrobotny po...
rok temu
Witamy w życiu
Prezes i Kot ...
rok temu
Slava Ukraina! Herzlich Wilkommen!
gosc
rok temu
pracownicy dyktowali warunki płacowe, na jakim świecie żyjesz autorze tych wypocin, pierwsze zdanie i artykuł nie przeczytany
ADFG
rok temu
bzdury piszecie, ludzi jak nie było tak ich nie ma.
asów
rok temu
bzdury piszecie, ludzi nie ma jak nie było.
...
Następna strona