W czwartek doszło do publicznego konfliktu między Muskiem i Trumpem wokół krytykowanego przez miliardera projektu ustawy budżetowej (zwanego "One Big Beautiful Bill" lub po prostu "big bill"). Musk oskarżył Trumpa o chęć zwiększenia deficytu budżetowego i wpędzenia Amerykanów w "niewolę długów" Prezydent USA zrewanżował się Muskowi, mówiąc, że powoduje nim złość na zakończenie ulg na zakup aut elektrycznych. Musk wezwał do impeachmentu Trumpa i oskarżył prezydenta, że jego nazwisko znajduje się na "liście Epsteina" - spisie osób wykorzystujących seksualnie nieletnie dziewczyny oferowane przez miliardera Jeffreya Epsteina.
Reporterka Politico Dasha Burns przeprowadziła w czwartek krótki wywiad telefoniczny z Trumpem. Zapytany o spór z byłym doradcą i najbogatszym człowiekiem świata powiedział, że wszystko jest w porządku i że "idzie bardzo dobrze, jak nigdy przedtem".
Według portalu doradcy Trumpa przekonali go do złagodzenia temperatury sporu i zaplanowali na piątek pojednawczą rozmowę telefoniczną prezydenta z miliarderem .
Musk ze swojej strony również wysłał koncyliacyjne sygnały. Odpowiedział na post anonimowego użytkownika platformy X ubolewającego nad publiczną kłótnią i doradzającego im "otrzeźwienie i wykonanie kroku w tył na kilka dni": Musk ocenił, że to dobra rada.
Musk wzywa do zablokowania ustawy. To oczko w głowie Trumpa
Najbogatszy człowiek świata jeszcze przed odejściem z departamentu efektywności (DOGE) sprzeciwiał się pracom nad projektem tzw. wielkiej ustawy podatkowej. Trump wezwał Kongres do jej przyjęcia. Tymczasem według Kongresowego Biura Budżetowego, mimo uczynionych do tej pory cięć, ustawa - w obecnych zapisach - przyczyniłaby się do pogłębienia deficytu o 2,4 mld dol. w ciągu dekady.
"Zadzwoń do swojego senatora, zadzwoń do swojego kongresmena. Bankructwo Ameryki nie jest OK!" - grzmiał w swoich mediach społecznościowych Elon Musk. Szef Tesli i SpaceX od początku krytykował założenia projektu Trumpa, przekonując, że zniweczy ona jego wysiłki związane z cięciami w budżecie federalnym. "Kill the bill" - podsumował swój wpis w serwisie X Musk. Wcześniej określił inicjatywę jako "okropne paskudztwo".
Dla Republikanów to test na jedność. Mimo odejścia z administracji Trumpa wpływy Muska pozostają duże. Miliarder jako jedyny pozwala sobie na tak daleko idącą krytykę inicjatywy Białego Domu. A kontrataków szukać próżno. Speaker Izby Reprezentantów Mike Johnson na konferencji prasowej 3 czerwca stwierdził: - Przy całym szacunku Elon po prostu całkowicie się myli w sprawie "One Big Beautiful Bill".
Johnson liczy, że ustawa trafi na biurko Trumpa do podpisu do święta niepodległości 4 lipca. To termin, na którego dotrzymaniu zależy prezydenckiej administracji - przede wszystkim ze względów wizerunkowych. - Republikańscy kongresmeni doceniają wszystko, co (Musk - przyp. red.) zrobił, aby zwrócić uwagę na marnotrawstwo, oszustwa i nadużycia w rządzie - zaznaczył.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Podniesienie pułapu zadłużenia o biliony dolarów nagradza fiskalne szaleństwo. To nie kompromis - to poddanie się. To wielki błąd" - pisze z kolei w serwisie X senator Republikanów z Kentucky Rand Paul. Jest jednym z nielicznych, którzy oficjalnie - choć ostrożnie - kontestują propozycję Białego Domu.
"Nieszczere jest ze strony speakera Johnsona sugerowanie, że Elon Musk jest przeciw ustawie 'big bill', ponieważ nie przynosi ona korzyści konkretnie jego firmom. (...) Dla dobra naszego kraju mam nadzieję, że pozostanie zaangażowany w politykę" - dodaje z kolei Thomas Massie, jeden z dwóch kongresmenów, którzy głosowali przeciw projektowi "big bill" w Izbie Reprezentantów USA.
Prof. Bohdan Szklarski, amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego, jest przekonany, że projekt Trumpa będzie dalej procedowany, a Musk nie będzie miał już wpływu na sytuację. - Zapewne w Senacie coś do tego zostanie dołożone. Problem jest inny: kongresmeni muszą procedować w ten sposób, by projekt nie zmieniał budżetu na kolejne lata - mówi money.pl prof. Szklarski. Podkreśla, że poza podnoszonymi publicznie wątkami cały projekt jest niezwykle zawiły.
Różnice nie są aż tak wielkie w tej sprawie u Republikanów. Oni rozumieją, że sprzeciw przy "big bill" oznaczałby duży kryzys w partii. Natomiast temat sprzeciwu zostanie zapamiętany i na pewno wróci w przyszłym roku, przy kolejnym budżecie USA - ocenia ekspert.
"Wizerunkowy problem dla administracji"
Amerykanista Andrzej Kohut, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich uważa, że Musk czuje urazę do projektu z różnych względów. - Musiał opuścić administrację, ale także widzimy, że malała jego rola polityczna. Wskazuje się, że "big bill" miał położyć kres ulgom podatkowym m.in. na samochody elektryczne. Musk starał się temu zapobiec - mówi money.pl amerykanista.
Może być tam element osobisty, ale w szerszym obrazku jest też element niezgody na kierunek, jaki wyznacza ustawa. To wizerunkowy problem dla administracji. Projekt przeszedł przez Izbę Reprezentantów zaledwie jednym głosem (215 "za", 214 "przeciw" - przyp. red.), teraz w Senacie jest ogromny znak zapytania. Przy głośnym sprzeciwie Muska to zapowiada, że proces jeszcze potrwa. Będzie trudno, by ustawa trafiła do 4 lipca na biurko prezydenta Trumpa - twierdzi Kohut.
- W amerykańskim systemie tak to wygląda: partie nie są wodzowskie, są różne i sprzeczne interesy frakcji. Do tej pory Republikanom udawało się utrzymywać dyscyplinę. Teraz ci, którzy mieli zdanie odrębne, mogą mieć wpływ na utrącenie ustawy. A ona jest mocno firmowana przez Trumpa jako "wielka, piękna". Należy spodziewać się, że będzie negocjowana tak długo, aż stanie się akceptowalna - ocenia dla money.pl analityk OSW.
Wielcy inwestorzy odwracają się od rynków USA
Bartłomiej Chudy, dziennikarz i wydawca money.pl