Polska skrajnie zależna od importu soi. Zagrożenie jest poważne
Polska pozostaje skrajnie uzależniona od importu soi i śruty sojowej. Ponad 90 proc. importujemy, głównie spoza Unii Europejskiej. Rolnicy domagają się od Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW) zmian, które pozwoliłyby zwiększyć areał upraw. Stowarzyszenie Polska Soja podziela to zdanie, określając, gdzie leży granica naszych możliwości.
Rolnicy zrzeszeni w Oddolnym Ogólnopolskim Proteście Rolników (OOPR) wezwali na początku października rząd do ograniczenia sprowadzania śruty sojowej z Ameryki Południowej. Według nich do Europy trafia co roku ok. 30 mln ton tego surowca, głównie z Brazylii i Argentyny. Ministerstwo rolnictwa przekazało money.pl, że w okresie styczeń–lipiec 2025 r. do Polski zaimportowano 2,1 mln ton śruty sojowej, z czego 1,9 mln spoza UE.
Obecnie Polska i cała Unia Europejska nie są samowystarczalne w zakresie zaopatrzenia w białko paszowe, dlatego import śruty sojowej pozostaje niezbędny – wskazuje resort.
Zdaniem prezes Stowarzyszenia Polska Soja Emilii Fink-Podymy soja to jedyna roślina, której niedostateczna skala rodzimej produkcji stanowi realne zagrożenie dla bilansu paszowego kraju. – Każdego roku Polska importuje soję w postaci śruty z odległych krajów trzecich w ilościach odpowiadających areałowi 1,2-1,3 mln ha. Taka skala oznacza niemal całkowitą zależność białkową od zewnętrznych, pozaunijnych dostaw. Dlatego bez rozwoju rodzimej produkcji i budowy stabilnego popytu, nie ma szans na osiągnięcie nawet minimalnego poziomu bezpieczeństwa białkowego, wyznaczonego na 50 proc. – podkreśla.
"Przemysł ma się bardzo dobrze". Oto jak Polska umacnia swoją pozycję
– Chcemy, żeby Europa inwestowała w swoje rolnictwo, a nie w południowoamerykańskie plantacje GMO (ang. Genetically Modified Organism - organizm genetycznie modyfikowany) – mówi nam Krzysztof Piech z Oddolnego Ogólnopolskiego Porozumienia Rolników. Zaznaczył, że "importowana śruta często pochodzi z upraw genetycznie modyfikowanych i przy stosowaniu pestycydów wycofanych z Europy lub tych, które nigdy nie były (tutaj) zarejestrowane". W apelu do ministra rolnictwa Stefana Krajewskiego podkreślił, że do resortu wpłynęły już propozycje rozwiązania tej kwestii.
OOPR wskazuje m.in. na konieczność promocji krajowego białka: grochu, łubinu i soi. Postulują, by UE uznała rozwój rodzimych roślin białkowych za filar Zielonego Ładu. Do tego dochodzi zwiększenie areału upraw roślin wysokobiałkowych do miliona hektarów. W przypadku soi jest to obecnie niecałe 100 tys. ha.
Rolnicy wzywają do sprawiedliwych dopłat. Resort odpowiada
– Nie możemy opierać naszej produkcji na importowanych surowcach z drugiego końca świata. Własne białko to niezależność, zdrowie i bezpieczeństwo – podkreśla Krzysztof Piech. I argumentuje dalej, że większy udział krajowych roślin białkowych poprawi bezpieczeństwo i stabilność rynku pasz.
Rolnicy domagają się też "sprawiedliwych dopłat oraz warunków finansowania podobnych do tych, z których korzystają rolnicy w zachodniej Europie". OOPR podkreśla, że chodzi im o wyrównanie konkurencji, a nie o przywileje. – Nie żądamy dotacji z litości. Chcemy równych zasad gry. Jeśli francuski czy niemiecki rolnik ma wsparcie państwa i kredyt na 2 proc., a polski musi płacić 10 proc., to nie ma uczciwej konkurencji – mówi Piech.
Stowarzyszenia Polska Soja zwraca uwagę, że na pasze dla zwierząt hodowlanych zużywamy w Polsce ponad 2,5 mln ton śruty sojowej rocznie, głównie importowanej z Ameryki Południowej, ale też z USA. – Każdy wzrost areału uprawy soi w Polsce uniezależnia nas w pewnym stopniu od zagranicy – mówi money.pl Emilia Fink-Podyma, prezes Stowarzyszenia Polska Soja. Jak dodaje, uprawa soi rozwija się na dobrą sprawę w Polsce od kilkunastu lat.
Zaczynaliśmy od kilkudziesięciu hektarów, a dziś jest to już blisko 100 tys. ha. Przy czym areał podwoił się w ciągu dwóch ostatnich lat. Widać rosnące zainteresowanie tematem soi wśród rolników - przyznaje. - Potencjał Polski, w oparciu o możliwości glebowe, sięga 700 tys. hektarów powierzchni uprawnej soi – mówi nam Emilia Fink-Podyma, prezes Stowarzyszenia Polska Soja.
Ministerstwo: są dopłaty, na horyzoncie środki z KPO
Zapytaliśmy Ministerstwo Rolnictwa o odniesienie do propozycji OOPR. Resort odpowiedział, że "z dużą uwagą odnosi się do postulatów Oddolnego Ogólnopolskiego Porozumienia Rolników". Ministerstwo tłumaczy też, że wzrost importu jest też "wynikiem spadku cen śruty sojowej na rynkach światowych".
Resort informuje, że od 2010 roku prowadzi programy i interwencje wspierające rozwój krajowej produkcji roślin białkowych, w tym soi. Poza dopłatami bezpośrednimi wylicza dopłaty do materiału siewnego oraz wsparcie w ramach ekoschematów "Integrowana produkcja roślin" i "Rolnictwo węglowe i zarządzanie składnikami odżywczymi". W tym roku "pula środków przeznaczonych na płatności do roślin strączkowych i pastewnych została zwiększona o ok. 35,3 mln euro (ok. 150,7 mln zł)" – informuje Ministerstwo Rolnictwa.
W ramach działań resort wymienia też finansowanie badań nad roślinami strączkowymi, w których testowane są odmiany soi, grochu, bobiku i łubinu. Wyniki pozwalają dobrać najlepsze odmiany dla poszczególnych regionów. Podano, że w krajowym rejestrze w Polsce są 44 odmiany soi. W kontekście wsparcia na przyszłość wspomina się też środki z Krajowego Planu Odbudowy.
Wsparcie dla sektora białkowego przewidziano również w KPO (ponad 1 mld euro) oraz w Planie Strategicznym dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023–2027, gdzie zaplanowano kolejne interwencje na rzecz rozwoju współpracy w łańcuchu wartości (łączny budżet 255 mln euro, z naborami planowanymi na I–III kwartał 2026 roku) - informuje resort.
Zainteresowanie soją stale rośnie
Z danych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wynika, że w tym roku powierzchnia upraw roślin bobowatych, z przeznaczeniem m.in. na pasze, przekroczyła pół miliona hektarów. Prym wiodą trzy gatunki - łubin wąskolistny (199 tys. ha, z przeznaczeniem na pasze dla owiec), groch siewny (135 tys. ha, pasze dla bydła, trzody chlewnej i drobiu) oraz właśnie soja (98 tys. ha, pasze dla trzody chlewnej i drobiu).
Z danych SPS wynika, że uprawy soi dominują na południu i wschodzie Polski. Najwięcej soi zasiano w tym roku województwach: podkarpackim (ponad 19 tys. ha), małopolskim (17,5 tys. ha) oraz lubelskim (15,3 tys. ha).
Na południu kraju jest cieplej, tam też rozpoczął się rozwój całej uprawy. Sam pomysł na soję przyszedł do nas z Czech i Słowacji. Natomiast w ostatnich latach widzimy też znaczący wzrost upraw w centralnej Polsce, w okolicach Kujaw i Mazowsza. Ten i ubiegły rok to również intensywny wzrost na samej północy, w tym na granicy Warmii i Pomorza. Tam soja dobrze wpisała się w gospodarkę, zainteresowanie nią stale rośnie – przyznaje prezes Stowarzyszenia Polska Soja.
Stowarzyszenie apeluje do ministerstwa o nadanie soi statusu uprawy strategicznej – priorytetowej w grupie roślin strączkowych na nasiona. – To konkretne narzędzie zarządzania ryzykiem i krok w stronę większej niezależności gospodarczej Polski. Dla państwa to stosunkowo niewielka zmiana systemowa, a dla producentów soi pomoc o fundamentalnym znaczeniu – wyjaśnia Emilia Fink-Podyma.
Bartłomiej Chudy, dziennikarz i wydawca money.pl