Polska, mimo ograniczenia emisji dwutlenku węgla do poziomu 4 proc. w 2024 r., znalazła się na jednym z ostatnich miejsc w Europie pod względem dynamiki redukcji. Branża lotnicza i instalacje stacjonarne wygenerowały w ub.r. 147,9 mln ton dwutlenku węgla tzw. zweryfikowanych emisji. W 2023 r. Polska była liderem, redukując emisje o 16,7 proc. Teraz jednak inne kraje, jak Bułgaria czy Norwegia, osiągnęły znacznie lepsze wyniki.
Wysoka emisja na jednostkę PKB
Według danych Business Insider Polska emituje 175 ton CO2 na milion euro PKB, co czyni ją liderem emisji w Unii Europejskiej. Dla porównania, średnia unijna wynosi 59 ton. Wzrost gospodarczy Polski o 2,9 proc. w ubiegłym roku nie pomógł w znaczącej redukcji emisji.
Polska energetyka wciąż opiera się na węglu, co wpływa na wysokie emisje. W 2024 r. 21 proc. energii pochodziło z węgla brunatnego, a aż 36 proc. z węgla kamiennego, co daje ponad połowę paliwa gospodarki z czarnego surowca. Jednocześnie w kraju postępuje blokowany przez wcześniejsze lata rozwój OZE. Produkcja energii słonecznej wzrosła bowiem o 21 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
ETS2 na horyzoncie. Szacunki dużych podwyżek
System ETS wymusza na polskich firmach płacenie za emisje CO2. W 2024 r. darmowe uprawnienia pokryły tylko 5 proc. emisji energetyki, co oznaczało duże koszty dla przedsiębiorstw i konsumentów. Ceny uprawnień przekraczają obecnie 70 euro za tonę dwutlenku węgla.
Od 2027 roku w Unii Europejskiej ma zacząć obowiązywać nowy, rozszerzony m.in. o transport i budownictwo, system handlu emisjami ETS2. "System ten nie uderzy we wszystkich równo, ale według różnych szacunków w początkowej fazie może podnieść cenę tony węgla o 500 zł, a benzyny - o 60 groszy na litr" - przewidywał dla next.gazeta.pl Michał Wojtyło, analityk ds. polityk publicznych w Instytucie Reform.