W marcu przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw po raz pierwszy w historii przekroczyło 9000 zł brutto. W ciągu zaledwie pięciu lat zwiększyło się o 65 proc. - bardziej niż w ciągu poprzedniej dekady. Artykuł money.pl, w którym opisaliśmy te dane, wywołał wiele emocji. Tradycyjnie pojawiły się zarzuty, że nie przystają one do doświadczeń większości pracujących, bo tyle zarabiają tylko nieliczni. Powszechne jest też poczucie, że nawet jeśli płace w ostatnich latach rosły, to wolniej niż koszty życia.
Jak jest naprawdę? Przegląd bardziej szczegółowych danych daje dość optymistyczny (z perspektywy pracowników) obraz polskiego rynku pracy. Zarówno w ostatnich latach, jak i w dłuższej perspektywie, przeciętne wynagrodzenia rosły szybciej niż ceny towarów i usług konsumpcyjnych niemal we wszystkich branżach – nawet w tych, w których malało zatrudnienie. Co więcej, najbardziej zwiększyły się wynagrodzenia w stosunkowo niskopłatnych zawodach. W zestawieniu najlepiej i najgorzej płacących branż nie doszło wprawdzie do dużych przetasowań, ale różnice między nimi wyraźnie zmalały.
Zacznijmy od uwagi, że sam marzec niewiele mówi o średnim poziomie płac w gospodarce. W tym miesiącu z powodu dużej liczby dni roboczych i wypłat kwartalnych premii przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw jest zwykle o 2-3 proc. wyższe niż średnio pozostałych miesiącach roku. Systematycznie lepszy pod tym względem jest tylko grudzień. To oznacza, że w najbliższych kilku miesiącach przeciętna płaca może być znów poniżej okrągłych 9000 zł brutto. W 2024 r. marcowy poziom przebiła dopiero w listopadzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja zubożyła nielicznych
W I kwartale przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wynosiło średnio 8717 zł brutto. Próg 9000 zł brutto przewyższało w 13 spośród 38 sekcji, które można wyodrębnić w danych GUS. Najwyższe płace otrzymywali przeciętnie pracownicy sekcji informacja i komunikacja (14,9 tys. zł), energetyka, gazownictwo i ciepłownictwo (13,2 tys. zł), górnictwo i wydobywanie (12,3 tys. zł), produkcja wyrobów tytoniowych (12,2 tys. zł) oraz produkcja napojów (11,3 tys. zł).
Na drugim biegunie byli pracownicy handlu detalicznego (6,7 tys. zł), przemysłu meblowego i tekstylnego, a także zakwaterowania i gastronomii. Listę płac zamykają pracownicy przemysłu odzieżowego, jedynej branży, w której przeciętne wynagrodzenie jest poniżej 6 tys. zł brutto.
W minionych pięciu latach, czyli między I kwartałem 2020 r. a I kwartałem 2025 r., przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw podskoczyło o 62,4 proc. W tym czasie wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych (CPI) wzrósł o 44 proc. To oznacza, że siła nabywcza przeciętnego wynagrodzenia zwiększyła się o około 13 proc. Tylko w dwóch sekcjach sektora przedsiębiorstw – poligrafii i przemyśle farmaceutycznym – płace nie dotrzymały kroku inflacji. Obie charakteryzują się niskim poziomem zatrudnienia (odpowiednio 36 i 27 tys. etatów), a druga z nich także wysokim poziomem wynagrodzeń (11,3 tys. zł). W tym świetle epizod najwyższej od ćwierćwiecza inflacji zubożył niewielką część pracowników sektora przedsiębiorstw.
W poprzedniej dekadzie poziom cen w Polsce rósł znacznie wolniej, łącznie o niespełna 18 proc. Przeciętnego wynagrodzenie zwiększyło się wtedy o 57 proc., czyli realnie o około 33 proc. Roczne tempo wzrostu siły nabywczej wynagrodzeń było więc wtedy tylko nieznacznie wyższe niż w okresie wysokiej inflacji.
Duże przedsiębiorstwa płacą najlepiej?
Przypomnijmy, że cały czas mówimy o sektorze przedsiębiorstw, który obejmuje tylko podmioty zatrudniające co najmniej 10 osób. Łącznie pracuje w nich ponad 6,7 mln osób, które dzielą między siebie ponad 6,4 mln etatów. To więc wąski wycinek rynku pracy: ogółem w Polsce pracuje około 17 mln osób.
Stąd biorą się podejrzenia, że dane o przeciętnym wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw nie odzwierciedlają finansowych warunków pracy większości Polaków. Większe podmioty gospodarcze na ogół oferują wyższe płace niż podmioty mniejsze, a do tego mają bardziej rozciągniętą siatkę płac. To może oznaczać, że średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, ciągnięte w górę przez wysokie uposażenia wąskiej grupy pracowników, jest podwójnie zawyżone w stosunku do wynagrodzeń dominujących poza tym sektorem.
Od niedawna dostępne są dane, które dają lepsze wyobrażenie o tym, ile naprawdę zarabia statystyczny Polak. Dotyczą przeciętnego oraz medianowego wynagrodzenia ogółu osób ubezpieczonych w ZUS z tytułu zatrudnienia w podmiotach gospodarki narodowej, także tych jednoosobowych. To już łącznie około 15 mln zatrudnionych. Mankamentem tych danych jest to, że publikowane są ze sporym opóźnieniem (najnowsze dotyczą października 2024 r.) i mają krótką historię. To jednak wystarczy, aby sformułować kilka wniosków.
Okazuje się, że różnica między przeciętnym wynagrodzeniem w sektorze przedsiębiorstw i przeciętnym wynagrodzeniem w szerokiej gospodarce nie jest wcale duża. W III kwartale 2024 r. wynosiła 55 zł (na korzyść sektora przedsiębiorstw). Chociaż prawdą jest, że im mniejsze przedsiębiorstwo, tym wynagrodzenia średnio niższe, to jednocześnie dane z gospodarki narodowej obejmują podmioty z sektora publicznego, gdzie poziom płac jest stosunkowo wysoki.
Faktem jest również to, że medianowa płaca – czyli taka, która jest wyższa od połowy najniższych wynagrodzeń i niższa od połowy najwyższych wynagrodzeń – jest wyraźnie niższa niż przeciętna. W III kwartale 2024 r. mediana wynagrodzeń w polskiej gospodarce wynosiła niespełna 6700 zł brutto, czyli około 82 proc. średniej. Nic jednak nie wskazuje na to, aby mediana płac rosła wolniej niż średnia. Przeciwnie, te wartości w ostatnich latach zbliżały się do siebie dzięki temu, że podwyżki minimalnego wynagrodzenia systematycznie przewyższały tempo wzrostu przeciętnych wynagrodzeń. Inaczej mówiąc, w skali całej gospodarki nierówności płacowe malały.
Niskie wynagrodzenia gonią wysokie
To zjawisko jest dobrze widoczne w rankingu branż, które oferowały w ostatnich latach największe podwyżki wynagrodzeń (z uwagi na dostępność danych, wracamy do sektora przedsiębiorstw). Przykładowo, w ostatnich pięciu latach rekordzistami są sekcje, w których w punkcie wyjścia (I kwartał 2020 r.) przeciętne wynagrodzenia należały do najniższych. To transport lądowy, ze wzrostem średniej płacy o blisko 85 proc., produkcja odzieży (76 proc.) oraz administrowanie i działalność wspierająca (73 proc.). I odwrotnie, w tych sekcjach sektora przedsiębiorstw, gdzie przeciętne wynagrodzenia były wysokie, ich wzrost w kolejnych latach był stosunkowo niski. Dotyczy to wspomnianego już przemysłu farmaceutycznego, ale też handlu hurtowego. Z kolei w informacji i telekomunikacji oraz w energetyce i górnictwie, które charakteryzują się wysokimi płacami, ich wzrost był umiarkowany.
Minionych pięć lat to akurat okres, gdy płaca minimalna była podwyższana wyjątkowo szybko. Od 2000 r. tylko cztery razy to minimum wzrosło o ponad 15 proc. – w tym trzy razy od 2020 r. W tym kontekście dziwić może to, że także wcześniej te sekcje, w których przeciętne wynagrodzenia były niskie, oferowały na ogół większe podwyżki niż sekcje o wysokich płacach. W rezultacie obecnie przeciętna pensja w informacji i komunikacji jest o 160 proc. wyższa niż przeciętna pensja w przemyśle odzieżowym, podczas gdy w 2010 r. była o 250 proc. wyższa.
Różnice w tempie wzrostu płac w różnych branżach częściowo tłumaczyć może również to, jak szybko się rozwijają – albo zwijają. W przemyśle odzieżowym przeciętne (tzn. przeliczone na pełne etaty) zatrudnienie jest obecnie o 58 proc. mniejsze niż w I kwartale 2010 r. Z kolei w branży magazynowej zatrudnienie w tym czasie zwiększyło się o ponad 100 proc., w gospodarce odpadami o ponad 80 proc., a w transporcie lądowym o ponad 50 proc. Wszystkie te sekcje sektora przedsiębiorstw charakteryzowały się – inaczej niż przemysł odzieżowy – stosunkowo wolnym wzrostem płac. Na pierwszy rzut oka zakrawa to na paradoks, ale ma uzasadnienie w ekonomii.
Jak wskazują badania prowadzone m.in. w USA i w Niemczech, w przeszłości wynagrodzenia w zamierających branżach często rosły relatywnie szybko, a w kwitnących branżach – relatywnie wolno. Wynikało to z tego, że w każdym zawodzie początkujący pracownicy otrzymują zwykle niższe wynagrodzenia niż ci doświadczeni. W rezultacie w branżach, które zwiększają zatrudnienie, jest więcej pracowników o krótkim stażu. Z kolei w branżach, w których zatrudnienie spada, zostają przede wszystkim ci najbardziej doświadczeni, z najwyższymi wynagrodzeniami. Co więcej, gdy pracodawcy chcą zatrudnić nowe osoby (co zdarza się nawet przy malejącym zatrudnieniu), pracodawcy muszą im zaoferować przyzwoite warunki, kompensujące brak perspektyw rozwoju zawodowego.
Na koniec wróćmy jeszcze do danych o różnicy między przeciętnym a medianowym wynagrodzeniem, którą można traktować jako miarę nierówności płacowych (odwołujemy się tu do danych z gospodarki narodowej). W Polsce te nierówności są na ogół duże w tych sektorach gospodarki, w których średnie płace są niskie lub wysokie. Małym zróżnicowaniem płac charakteryzują się z kolei sektory o umiarkowanym poziomie wynagrodzeń. I tak w budownictwie (przeciętna płaca to 6738 zł brutto) medianowa płaca to zaledwie 67 proc. średniej, a w administrowaniu i działalności wspierającej (6541 zł) niespełna 73 proc.
Stosunek ten jest taki sam w finansach i ubezpieczeniach (12747 zł), a w informacji i komunikacji (13570 zł) wynosi 78 proc. Dla przypomnienia, w całej gospodarce narodowej medianowa płaca to około 82 proc. średniej. Najbardziej egalitarnym sektorem jest górnictwo, gdzie wskaźnik ten to aż 90 proc., a także edukacja oraz administracja publiczna.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl