Rewolucja w umowach o pracę. Kto powinien się bać? Szef PIP o reformie
Główny Inspektor Pracy w rozmowie z money.pl przekonuje, że szykowana na przyszły rok reforma rządowa nie wywoła masowego przekształcania nieprawidłowo zawartych umów w etaty. – Jeżeli ktoś chce zawrzeć umowę doraźną, krótką, jest emerytem, to dlaczego go uszczęśliwiać etatem? – pyta Marcin Stanecki.
- Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt nowelizacji ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy, który będzie rewolucję na rynku pracy w Polsce.
- Reforma ma wejść w życie już z początkiem 2026 r.
- Inspektorzy PIP będą mogli wydawać decyzje administracyjnych o przekształceniu nieprawidłowo zawartych umów cywilnoprawnych w umowy o pracę.
- Według danych GUS na koniec września 2024 r. w Polsce było 2,43 mln osób wykonujących pracę na podstawie umów zlecenia i pokrewnych.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, money.pl: Jaki będzie realny efekt wzmocnienia PIP i dania inspektorom możliwości przekształcania umów cywilnoprawnych czy B2B w etaty? Z jednej strony słyszymy o masowym przekształcaniu umów, z drugiej – że skończy się na kilku pokazówkach, ale realnie zmiana będzie niewielka, bo inspektorów jest za mało.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy: Moim zdaniem efekt tych zmian znajdzie się pośrodku obu tych skrajności. Nasze kontrole w tym zakresie nie będą miały charakteru masowego. Dlatego, że już dzisiaj mamy kilkadziesiąt zadań do wykonania na całym naszym rynku pracy w Polsce. Od kontroli terminowości wypłaty wynagrodzeń, czasu pracy czy udzielania urlopów, po bardzo szczegółowe regulacje dotyczące bezpieczeństwa pracy w wypadkogennych branżach. A wszystkim tym zajmuje się tylko 1,5 tys inspektorów pracy.
Nie ma możliwości, żeby rzucić wszystkich do kontrolowania umów cywilnoprawnych. Jeżeli nie dostaniemy nowych etatów, to niewiele się nie zmieni.
Pamiętajmy też, że za chwilę wejdzie w życie projekt wdrażający dyrektywę platformową – będziemy mieli kolejne decyzje przekształcające umowy cywilnoprawne zawarte z osobami wykonującymi czynności na rzecz platform cyfrowych. Może więc być tak, że będą w obrocie dwa różne rodzaje takich decyzji. Zaplanowałem na przyszły rok 200 kontroli, ta liczba może ulec zmianie, bo naszą pracę determinują skargi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polka na czele światowej rewolucji: „Jesteśmy jednymi z pierwszych” - Maja Schaefer
W ciągu dwóch lat ma być zatrudnionych 360 inspektorów. To wystarczająca liczba?
Na ten moment tak, choć z mojej perspektywy to ciągle mało. Weźmy pod uwagę, że za chwilę powinna wejść w życie nie tylko implementacja dyrektywy platformowej, ale także dyrektywy o likwidacji luki płacowej między zarobkami kobiet i mężczyzn, a na podstawie tej regulacji mamy nie tylko kontrolować te luki, ale i doradzać, jak je usuwać. To zupełnie nowe zadania. Dlatego liczba dodatkowych 360 inspektorów nie wydaje się za duża.
Tym bardziej, że musimy wzmocnić poradnictwo w tym zakresie. Z naszych doświadczeń wynika, że wiele osób, szczególnie młodych pracowników, po prostu nie wie, jakie korzyści płyną z zatrudnienia na etacie. Dlatego część dodatkowych etatów planuję przeznaczyć na poradnictwo, bo liczba osób potrzebujących pomocy prawnej jest kolosalna.
W pierwszym półroczu 2025 r. inspektorzy skierowali tylko dziewięć powództw o ustalenie istnienia stosunku pracy na rzecz dziewięciu osób i tylko w jednym przypadku sąd ustalił stosunek pracy. Czy to się może radykalnie zmienić?
Nowe przepisy są odpowiedzią na dotychczasową sytuację, gdy składając pozew do sądu o ustalenie istnienia stosunku pracy, inspektor musi nastawić się na proces trwający 2-3 lata. Bez większych nadziei na zwycięstwo, szczególnie gdy zmęczony taką procedurą pracownik traci zainteresowanie tym procesem i przed sądem mówi wprost, że nie chce już przekształcenia kontraktu na etat.
Poza tym inspektorzy są szkoleni z procedury administracyjnej, a nie postępowania przed sądami cywilnymi, więc przewaga adwokatów czy radców prawnych, którzy od wielu lat występują w sądzie, jest miażdżąca.
Dlatego aby właściwie wdrożyć nowe przepisy, myślę o wyspecjalizowanej grupie inspektorów, która będzie przeszkolona nie tylko z procedury administracyjnej, ale i cywilnej. Liczymy też na pozyskanie radców prawnych, którzy będą pewnie czuli się na sali sądowej – wiedzieli jak konfrontować świadków czy przeprowadzić postępowanie dowodowe.
Założenie jest takie, żeby sprawy kończyły się w drodze niesądowej, poprzez dwuinstancyjność, w waszym gronie?
Tak. Okręgowy Inspektor Pracy będzie wydawał decyzje, a odwołanie od nich trafi do Głównego Inspektora Pracy. To już nie inspektor pracy będzie musiał iść do sądu, tylko wskazany przeze mnie pracownik. Jestem przekonany, że będziemy mieli grupę radców prawnych i będą to profesjonalni pełnomocnicy z równymi szansami w starciu sądowym. Dziś inspektor musi od początku do końca sam przeprowadzić sprawę. Teraz zostanie to zdjęte z jego barków.
Stan faktyczny będzie analizowany na różnych płaszczyznach – najpierw przez Okręgowego Inspektora Pracy, potem w Głównym Inspektoracie Pracy i dopiero na samym końcu sąd.
Jak pan sobie wyobraża strukturę wyspecjalizowanych inspektorów? Ilu by ich było?
Trudno przewidzieć, bo wszystko zależy od liczby napływających skarg dotyczących nadużywania kontraktów cywilnoprawnych. Na ten moment w tej strukturze będzie góra kilkunastu inspektorów. Zupełnie inaczej będzie w okręgu warszawskim, gdzie skargi zdeterminowały całkowicie pracę tego okręgu.
Jeżeli zapotrzebowanie społeczne na przekształcanie kontraktów cywilnoprawnych będzie bardzo duże, będziemy przesuwać nasze siły w tę stronę.
Państwowa Inspekcja Pracy nie może jednak odchodzić od dotychczasowych priorytetów – dbania o bezpieczeństwo pracy wszędzie tam, gdzie dochodzi do wypadków, giną pracownicy, albo tracą zdrowie. A tu liczba zadań jest olbrzymia, bo liczba wypadków nadal jest bardzo wysoka.
Wasze działania będą oparte na analityce, wykorzystywaniu danych ZUS i KAS. Czy będzie hierarchia – najpierw bierzemy się za umowy cywilnoprawne, potem za B2B?
Wszystko będzie zależało od skarg.
A jeśli nie będzie ich aż tyle?
Jeżeli nie będzie skarg, to nasze działania będą uzależnione od analizy ryzyka i danych ZUS i KAS. Wszystko będzie zależało od tego, gdzie ryzyko naruszenia przepisów będzie najwyższe. Jeżeli największe prawdopodobieństwo trafienia będziemy mieli w jednym okręgu, to większość planowanych kontroli zostanie tam przeprowadzona.
Nie przygotowaliśmy jeszcze takiej analizy, ale przypuszczam, że zagrożenia będą największe w dużych okręgach – Wrocław, Poznań, Katowice, Warszawa.
Czy ta rozbudowa uprawnień PIP doprowadzi do wymierzenia mocnego ciosu w samozatrudnienie?
Nie sądzę. Przecież są sytuacje, kiedy takie samozatrudnienie czy umowy cywilnoprawnej są w pełni racjonalne i uzasadnione. Osobiście uważam, że trzeba ludziom zostawić swobodę zawierania umów. Jeżeli ktoś chce zawrzeć umowę doraźną, krótką, jest emerytem, to dlaczego go uszczęśliwiać etatem? Studenci też preferują umowy cywilnoprawne, nie chcą się wiązać. Wiele czynników wchodzi tu w grę.
Załóżmy, że – uzbrojeni w nowe instrumenty – wchodzicie z kontrolą warszawskiej korporacji, gdzie jest 100 pracowników faktycznych, ale formalnie to relacja zleceniodawca-zleceniobiorcy. Bezspornie ustalacie, że to jednak klasyczny stosunek pracy, a ci ludzie mówią, że im to pasuje i nie chcą, żeby się ich uszczęśliwiać etatem – co wtedy?
Teoretycznie okręgowy inspektor powinien po prostu wydać 100 decyzji przekształcających te umowy. Ale nie jest to takie proste i oczywiste, bo dzisiaj sądy przy ocenie takich umów pytają o wolę stron, choć z Kodeksu pracy to w żaden sposób nie wynika.
Będziemy po prostu badać cechy przeważające stosunku pracy. Trudno mi dzisiaj przesądzić, jaki będzie finał takiej kontroli, bo wszystko będzie zależało od stanu faktycznego.
Jesteśmy w trakcie prac nad metodyką. Powołałem zespół najlepszych inspektorów, żebyśmy wypracowali konsensus w tym zakresie. Nie chcę narzucać swojego stanowiska.
Biorąc pod uwagę restrykcyjny charakter projektu i możliwy opór pracodawców, myśli pan, że reforma w ogóle wejdzie w życie?
Myślę, że tak. Nawet jeśli pracodawcy będą protestować przeciwko niej, to związki zawodowe popierają wzmocnienie PIP i przekształcanie przez inspektorów umów cywilnoprawnych. Oczywiście projekt może jeszcze ulec zmianie w trakcie prac sejmowych. Niezależnie od ostatecznego kształtu tej regulacji, chcemy się przygotować na wszystkie warianty. Kwestią najbardziej dyskusyjną jest to, czy ustawa będzie działać wstecz.
W toku prac nad ustawą w rządzie rozważano pomysł czasowej abolicji – by w ciągu trzech miesięcy od wejścia w życie ustawy pracodawcy sami, bez konsekwencji, pozmieniali ludziom nieprawidłowe umowy. Ale na pomysł nie zgodził się resort finansów, ze względów fiskalnych. Czy to dobrze, że tej abolicji nie będzie?
Jeżeli chodzi o moje prywatne zdanie, to oczywiście abolicja byłaby dobrym rozwiązaniem. Skoro jej nie ma w projekcie, to pracodawcy mogą wykorzystać najbliższe miesiące przed zmianą przepisów na podjęcie decyzji, czy przekształcą dobrowolnie wątpliwe umowy. Już dzisiaj mogą podjąć działania, żeby uniknąć problemów w przyszłości.
Mogą też trzymać kciuki za to, by projekt się wykoleił po drodze i nie wszedł w życie.
Ja trzymam kciuki za to, żeby ten projekt wszedł w życie, niezależnie od finalnej jego treści. Jako Główny Inspektor Pracy mogę zapewnić, że po zmianach nie zlikwidujemy wszystkich umów cywilnoprawnych. Na pewno będziemy chcieli walczyć z nadużyciami, z patologiami – taki jest cel i sens tego uprawnienia.
W przeszłości, gdy byłem szeregowym inspektorem pracy, sam byłem świadkiem takich sytuacji, kiedy naprawdę krew się we mnie burzyła i brakowało mi tego narzędzia. Ale jeszcze raz podkreślam – jako inspektorzy jesteśmy bardzo rozważnymi ludźmi i na pewno będziemy podchodzić do tego nowego uprawnienia z pełną odpowiedzialnością.
Rozmawiali: Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl