Strajk nauczycieli, ale nie w prywatnych szkołach. "Czesne" 1,2 tys. zł państwowej szkole nie wystarczy

Nauczyciele prywatni nie strajkują. Nie strajkuje nawet szkoła prowadzona przez ZNP. Dlaczego? Po pierwsze, płacą więcej nauczycielom. A po drugie, strajk zatrzymałby wpłatę czesnego przez rodziców. Rodzice w szkołach publicznych nie mają komfortu takiego wpływania na szkołę.

Strajk nauczycieli w Szkole Podstawowej nr 16 w Rzeszowie./PAP
Źródło zdjęć: © PAP | PAP
Jacek Frączyk

Na jednego ucznia przypada co miesiąc aż 1,2 tys. zł subwencji z naszych podatków - wyliczył money.pl. To przy założeniu, że płaci się przez 9 i pół miesiąca w roku (bez wakacji i ferii), czyli wtedy, kiedy szkoła pracuje. Jak otrzymaliśmy taką liczbę?

Subwencja oświatowa z budżetu państwa wynosi w tym roku 45 mld 907 mln zł. Jest to o 6,6 proc. więcej niż rok wcześniej. Ale to nie wszystkie pieniądze publiczne, które idą na oświatę.

Związek Miast Polskich wyliczył, że subwencja w latach 2017-2018 pokrywała tylko 85 proc. wydatków na same płace w oświacie. A płace to przecież nie wszystko. Trzeba jeszcze opłacić prąd, wodę, utrzymanie i remont budynków, sprzątanie, nadzór techniczny, administrację.

Zobacz też: Nauczyciele z "Solidarności" strajkują mimo porozumienia. "To już nie jest strajk związkowy"

Samorządy musiały dokładać do szkół 54,3 proc. subwencji oświatowej - wyliczył ZMP za lata 2017-2018. W samym 2018 roku było to 23,5 mld zł.

Na przykład w Gliwicach subwencja oświatowa na 2019 rok wynosi niewiele ponad 218 mln zł. Zaplanowane w tegorocznym budżecie wszystkie wydatki miasta na sektor oświaty sięgają natomiast prawie 365 mln zł. Oznacza to, że w tym roku Gliwice dokładają do edukacji ok. 147 mln zł. W Krakowie subwencja z budżetu wynosi w tym roku 899 mln zł, a z budżetu miasta pójdzie na oświatę 1,53 mld zł - podała Małgorzata Tobaszewska z biura prasowego UM Krakowa.

Gdyby proporcje utrzymały się w bieżącym roku, a wszystko wskazuje, że tak będzie (od kilkunastu lat samorządy przekazują rok po roku na edukację coraz większe kwoty), to całość środków przeznaczanych z podatków przez państwo i samorządy na oświatę publiczną wyniosłaby około 70 mld zł.

GUS podaje, że w roku szkolnym 2017/2018 uczniów w szkołach publicznych i niepublicznych z uprawnieniami szkół publicznych było 5,8 mln. Dzieląc kwotę 71 mld zł przez 5,8 mln uczniów, otrzymujemy prawie 12 tys. zł rocznie, czyli tysiąc złotych miesięcznie. Gdyby przeliczać tylko na każdy z niecałych dziesięciu miesięcy realnej nauki, to wychodzi prawie 1,2 tys. zł.

Prywatne nie strajkują

Mimo niemałej przecież kwoty, szkoły publiczne nie są w stanie normalnie wynagrodzić swoich pracowników i ci strajkują. Dlaczego nie strajkują prywatne szkoły?

Wyjaśnił to programowi TVP "Alarm" dyrektor Zespołu Szkół Związku Nauczycielstwa Polskiego w Łodzi, Mirosław Spychalski. Choć związek strajkuje, to prowadzona przez związek niepubliczna placówka - nie. Dobrze wynagradza pracowników. A poza tym rodzice płacą przecież czesne.

- Trzynasta pensja, premia jubileuszowa, premia na dość wysokim poziomie - dyrektor Spychalski wyliczał korzyści, jakie nauczyciele mają z pracy w jego szkole.

Prywatne szkoły otrzymują przy tym całą subwencję oświatową, tj. zarówno od samorządu, jak i państwa. Jak widać, przy tysiącu złotych otrzymywanych przez 12 miesięcy z subwencji pochodzącej z podatków, wystarczy, że rodzice dopłacają dodatkowo 760 zł (tyle wynosi czesne w szkole ZNP) i nauczyciel już zarabia godnie.

- Nauczyciele w naszej szkole nie strajkują, ale solidaryzujemy się z postulatami strajkujących - mówi Katarzyna Kreft, dyrektor niepublicznej Korczakowskiej Szkoły Marzeń w Warszawie. - Na dzieci pobieramy przysługującą im subwencję oświatową (państwową i samorządową - red.). Nauczyciele pracują według Kodeksu Pracy, a nie Karty Nauczyciela. Czesne wynosi 1,3 tys. zł miesięcznie. Dzieci mają sześć godzin tygodniowo języka angielskiego, więcej lekcji informatyki, a od klasy czwartej dwie godziny hiszpańskiego. Zapewniamy dzieciom pełną opiekę od 7:30 do 18:00. Pracujemy dwa tygodnie w wakacje i jeden tydzień w ferie - dodała.

Tysiąc trzysta złotych to niemało, ale ta sama Korczakowska Szkoła Marzeń, tylko w Olsztynie a nie w Warszawie, każe sobie płacić już tylko 690 zł miesięcznie. W Warszawie klasa nie przekracza 12 uczniów. W państwowych szkołach w klasie jest dwa razy więcej. Gdyby ta prywatna szkoła powiększyła klasę dwukrotnie, to właściwie nie musiałaby brać czesnego, bo subwencja dałaby prawie tyle samo pieniędzy.

"Kulawe kaczuszki", czyli równanie w dół

Fakt, że rodzice płacą, zmienia całkowicie sposób działania szkoły oraz wynagrodzenia nauczycieli. Ktoś powie - ale przecież pieniądze idą już za uczniem w szkołach publicznych i taki system przecież działa. Nie do końca.

Pierwsza rzecz, to że rodzic nie może ich wycofać, jeśli szkoła nie spełnia swojej funkcji, czyli np. nie dogadała się ze swoimi pracownikami i zamyka podwoje na strajk. Co więcej, o tym, gdzie będą tworzone nowe klasy lub nie i która szkoła ma się rozwijać, a która nie, decyduje nie rodzic, ale urzędnik.

- Cały problem polega na tym, że urzędnicy samorządowi ciągle chronią niedobre, nieradzące sobie szkoły, takie "kulawe kaczuszki" - mówi money.pl dr Małgorzata Jantos, radna Krakowa, wykładowca w Zakładzie Filozofii i Bioetyki Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum. Przez lata prowadziła stronę bonedukacyjny.pl, promując ideę wprowadzenia bonu, którym mogliby dysponować rodzice i płacić nim bezpośrednio w szkole.

- W Krakowie są trzy-cztery szkoły, które są wiodące. Jest takie zainteresowanie rodziców, że są w stanie "opanować" nowy budynek. Dyrektor jednej z nich powiedział: "Mam tak wielkie zapotrzebowanie uczniów, że w budynku drugim będę miał klasy A-prim". Niestety wydział edukacji zatwierdza listę zgłoszeń i mówi, że tej szkole dam dwie klasy, a nie więcej, bo inna szkoła, choć gorsza i mniej popularna musi dostać też kilka klas. Rolę decyzji, która szkoła ma działać, a która nie, zamiast rodziców spełniają urzędnicy - podaje.

Z racji tego, że rodzic nie dostał bonu do ręki (na konto) i nie płaci nim bezpośrednio, idea przekazywania pieniędzy za dziećmi w praktyce działa w sposób "kulawy".

- Jeśli ma dojść do zamknięcia szkół, to przychodzi dyrektor i prosi, żeby nie zamykać. I radni samorządowi się litują. Dopełnieniem jest urzędnik, który decyduje, że tam mają zostać otwarte klasy, a tam nie - dodaje Jantos.

- "Wyczarterowałam" w Krakowie pięć przedszkoli, które są prowadzone jak przedszkola prywatne (bez Karty Nauczyciela). Przejęła je załoga i funkcjonują na nieruchomościach miasta. Miałam przygotowanych dziewięć następnych. Niestety włączyły się związki zawodowe, które przekonały, by tego nie robili, bo będą musieli więcej pracować, pojawią się zwolnienia - opisuje.

Co z bonem edukacyjnym?

Abstrahując od racji obu stron strajkowego sporu, przy strajku ta trzecia strona, czyli dzieci i rodzice, jest ewidentnie poszkodowana. Dzieci nie pobierają edukacji, za która ich rodzice już zapłacili w podatkach, a rodzice muszą często brać mniej płatne zwolnienie (20 proc. straty na pensji) i robić alpejskie kombinacje, co zrobić z dzieckiem.

Gdyby strajkowała linia lotnicza, to oczywiste byłoby, że zwrot za bilety się należy. Tu nie ma takiej opcji. Strajk, nie strajk, pieniądze i tak pójdą do szkoły.

A gdyby tak dać możliwość płacenia bezpośrednio? W Polsce nawet już funkcjonował bon edukacyjny. Wdrożono go w Kwidzynie w 1993 roku. Rodzice dostawali od gminy "papier wartościowy" i nieśli go do wybranej placówki.

Po kilku latach zrezygnowano jednak z formy materialnej bonu i pieniądze przelewał samorząd, czyli tak jak jest wszędzie obecnie. Tak czy inaczej, wyniki kwidzyńskich uczniów są o 10 proc. lepsze niż średnia wojewódzka. Być może to jednak nie efekt bonu.

W wielu krajach świata przeprowadzano już podobne reformy. Ideę dał noblista z ekonomii Milton Friedman w latach 50. ubiegłego wieku. Bon oświatowy działa w Irlandii, Szwecji, w Hong-Kongu, Chile, Kolumbii i Pakistanie, choć nigdzie dokładnie w wersji wymyślonej przez Friedmana. Również w Polsce pieniądze idą za uczniem. Ale jak pisaliśmy wyżej, o tym, gdzie trafią, nie do końca decyduje rodzic.

- Ideę bonu edukacyjnego wprowadził w Estonii premier Mart Laar, ale także funkcjonowały w USA (Kalifornia, Floryda, hrabstwo Kent w Wielkiej Brytanii, system quasi-bonów w Szwecji, czy Holandii) - mówi dr Małgorzata Jantos. - W tę stronę de facto idą też uczelnie wyższe w Polsce. Od skali naboru studentów zależy dotacja. Słabe uczelnie, które studentów nie mają, są zamykane - wskazuje.

"Wyniki estońskich uczniów na poziomie średnim są najlepsze w Europie" - podaje OECD. To wynik testu PISA przeprowadzanego przez organizację w zrzeszonych krajach. Tylko 5 proc. szkół jest tam prywatnych, czyli mniej niż w Polsce (15 proc.).

Szkoły mają tam jednak dużą autonomię w kształtowaniu programu. Co prawda muszą zapewniać minimalną liczbę godzin w określonych przedmiotach, ale zakres swobody listy dodatkowych zajęć jest bardzo duży. To pozwala na konkurencję między szkołami.

- Cały czas usiłowałam propagować sprawę bonu oświatowego. Zakładałam m.in. Platformę Obywatelską z nadzieją, że to zrealizuje. Choć ta miała ideę wpisaną w swój program, to zupełnie z niej zrezygnowała, podobnie zresztą jak Nowoczesna - opisuje Małgorzata Jantos.

- Brakuje mi przekazu opartego na autentycznej trosce o edukację. Brakuje wezwania do ogólnonarodowej dyskusji. I wydaje mi się, że bardziej przekonywujący byłby dialog, kiedy związki zakomunikowałyby na przykład: nie chcemy Karty Nauczyciela, ale w zamian za to dajcie nam 2 tys. zł do pensji. Nie chcą się także zgodzić na dołożenie tak zwanych godzin tablicowych, pomimo tego, że mamy najmniejszą ilość godzin w Europie. Nauczyciel polski zarabia kiepsko, ale pracuje też mniej niż jego kolega w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Mówię o tym nie jako osoba, która nie ma własnego doświadczenia. Ja mam. Całe moje życie zawodowe jest związane z edukacją - podsumowuje Jantos.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Unijne dotacje dla kolei pod znakiem zapytania
Unijne dotacje dla kolei pod znakiem zapytania
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 05.12.2025
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 05.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 05.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 05.12.2025
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 05.12.2025
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 05.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 05.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 05.12.2025
Pozwolenie na pracę w USA. Urząd ogłosił zmiany
Pozwolenie na pracę w USA. Urząd ogłosił zmiany
Sala za 300 mln dolarów na 1000 osób. Trump zatrudnił nowego architekta
Sala za 300 mln dolarów na 1000 osób. Trump zatrudnił nowego architekta
Na Wyspach chcą przekazać miliardy Ukrainie z zamrożonych rosyjskich aktywów
Na Wyspach chcą przekazać miliardy Ukrainie z zamrożonych rosyjskich aktywów
170 tys. zł odprawy i urlop. Sejm przyjął ustawę
170 tys. zł odprawy i urlop. Sejm przyjął ustawę
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Biorą kredyty na wyższe kwoty niż Polacy. "To zaskakujące"
Biorą kredyty na wyższe kwoty niż Polacy. "To zaskakujące"