- Bezwzględnie jest to najlepsze środowisko do rozprzestrzeniania się wirusa. Pojawiają się napoje rozluźniające i ludzie tracą poczucie rzeczywistości. Ponadto tego wirusa nie widać. Zakażonego też trudno rozpoznać i po chwili wszyscy bawią się jak przed pandemią – powiedział przed paroma dniami w rozmowie z money.pl dr Jerzy Banach, specjalista medycyny morskiej i tropikalnej i były szef dolnośląskiego sanepidu.
Mowa o weselach, które po kilkutygodniowej przerwie w okresie lockdownu znów odbywają się w całej Polsce i niestety, przynoszą niepożądane żniwo w postaci wielu nowych zachorowań. Wyliczyliśmy, że odkąd rząd zliberalizował zasady ich organizacji – a więc bawić może się do 150 osób – zaraziło się na nich około tysiąca osób.
W lipcu po weselu we wsi Nawojowa na COVID-19 zachorowało co najmniej 151 osób. W sierpniu na Podlasiu 100, a w poniedziałek sanepid ogłosił, że 120 osób trafi do izolacji po weselu w Mszanie Dolnej… A to przecież i tak wierzchołek góry lodowej. Te liczby dr Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie profilaktyki zakażeń, określa "zakażeniami w pierwszej linii", bo weselnicy przenoszą wirusa dalej, czasem w miejscowościach bardzo odległych od tej, w której odbywało się wesele.
- Dlatego pilnie powinien powstać raport sanepidu, w którym dokładnie wyliczy się, jak wiele osób zostało zakażonych wskutek organizowania wesel - mówi Grzesiowski.
Wesele? To nie jest dobry czas
Może czas uznać, że przywrócenie wesel, na których bawić się może półtorej setki ludzi, było decyzją pochopną i we wspólnym interesie powinniśmy się z tego wycofać?
Zapytaliśmy o to w badaniu na panelu Ariadna, które zostało przeprowadzone dla Wirtualnej Polski w dniach 14-17 sierpnia.
Negatywny stosunek ma wobec organizacji wesel w czasie epidemii koronawirusa 56 proc. ankietowanych. Tylko 23 proc. nie widzi w tym obecnie niczego wątpliwego. 21 proc. ankietowanych nie ma zdania w tym temacie.
Co ciekawe, rozkład sympatii nie jest uzależniony od tego, czy ankietowany mieszka w dużym mieście, średnim czy też na wsi.
Niezależnie od wielkości gminy, ok. 55 proc. ankietowanych ma wątpliwości dotyczące organizacji wesel w obecnych okolicznościach.
Sytuacja w Małopolsce, gdzie dyrektor szpitala jednoimiennego mówi wprost, że wkrótce może zabraknąć miejsc na oddziałach dla pacjentów z COVID-em, nie byłaby tak trudna, gdyby nie weselne ogniska. Niedawno rozmawialiśmy z rzeczniczką krajowskiego sanepidu o tym, dlaczego dwa spokojne, niezbyt gęsto zaludnione powiaty - nowosądecki i nowotarski - mają na swoim terenie tak wiele zakażeń. Przyznała, że właśnie kilka hucznych wesel przyczyniło się do tego, że 13 sierpnia powiat nowosądecki został objęty tzw. strefą czerwoną, a nowotarski - żółtą.
W obu strefach w dalszym ciągu dopuszczalne jest organizowanie wesel. W strefie żółtej może się na nich bawić do 100 osób, w czerwonej - do 50.
Polacy deklarują, że wesele by przełożyli, ale napięty harmonogram imprez temu przeczy
Łatwo coś potępiać stojąc z boku, a znacznie trudniej skrytykować organizację wesel, gdy samemu chce się świętować. Sale weselne rezerwuje się przecież z reguły z co najmniej rocznym wyprzedzeniem. Dlatego trudno zarzucić parom, których ślub się zbliża, że datę wybrały bezrefleksyjnie w samym środku epidemii. Gdy czyniły ustalenia, koronawirus jeszcze nie straszył.
Tyle przygotowań, marzeń, oczekiwań. Co robić: odwoływać, przekładać, bawić się jak gdyby nigdy nic?
Nasi ankietowani zostali zapytani, jak by się zachowali, gdyby w najbliższym czasie przypadał termin ich planowanego ślubu i przyjęcia. 39 proc. ankietowanych zadeklarowało, że ślubowaliby sobie w urzędzie lub kościele, ale przyjęcie przełożyli na inny termin. 22 proc. wolałoby przełożyć nie tylko wesele, ale i ślub. 20 proc. nie manipulowałoby przy terminach. Ustalone, więc nie ma co zmieniać.
Najwięcej zwolenników oddzielenia ślubu od wesela i organizacji tego drugiego w bezpieczniejszym terminie mieszka w małych i średnich miastach. Najmniej taki pomysł przekonuje mieszkańców wsi.
Tyle deklaracje, bo fakt, że w ostatnich tygodniach wesela odbywają się również w piątki, a znane są i pojedyncze przypadki imprez weselnych w czwartki i poniedziałki, dowodzi, że ludzie jednak nie są skłonni przekładać ich na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Pod naszymi tekstami o weselach pojawia się wiele komentarzy, w których zarzuca się nam, że "uwzięliśmy się" na wesela i nie dostrzegamy, że branża daje zatrudnienie wielu ludziom: od pracowników domów weselnych przez zespoły, fotografów, producentów różnych weselnych gadżetów.
To nieprawda: mamy świadomość, że ponowne drastyczne ograniczenie liczby gości spowodowałoby, że większość tych firm po prostu by splajtowała. Już obecnie ich sytuacja nie jest dobra, bo straty, jakie branża poniosła przez ponad 3 miesiące ograniczeń, są nie do odrobienia.
Tylko że po drugiej stronie jest zdrowie nas wszystkich – także tych, którzy ze względów bezpieczeństwa odrzucają pomysł uczestnictwa w tak dużych imprezach. I bardzo trudno pogodzić te dwie racje.
Jeden z naszych rozmówców, dr Grzesiowski, mówi bez ogródek: "Moim zdaniem to po szpitalach i DPS-ach kolejna grupa rodząca najwięcej zakażeń". A przekonywanie, że ludzie mogą na weselach przestrzegać choćby części zasad bezpieczeństwa, to zaklinanie rzeczywistości.
Wesele z koronawirusem? Dziękuję, nie idę
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl