Kursy walut. Zmian nie ma i dolar traci
Odnoszę wrażenie, że Jerome Powell chciałby, aby wczorajsze posiedzenie wcale się nie odbyło. Była to dla niego przykra okoliczność, podczas której musiał tłumaczyć się jedynie dlaczego Fed podgrzewa i tak przegrzewającą się gospodarkę. Zmian nie ma i dolar traci.
Niby było wiadomo jaki będzie przekaz (pisałem o tym wczoraj), ale i tak budzi on niedowierzanie. Fed nadal nie widzi nawet potrzeby zasugerowania terminu rozpoczęcia ograniczania dodruku pieniądza.
Po czerwcowym posiedzeniu wydawało się, że być może chociaż w tej kwestii zapanuje większa jasność – nie chodziło o zmiany, ale o przedstawienie terminu bądź okoliczności takiej zmiany.
Nic takiego jednak nie padło – Powell swoją energię poświęcił na przekonywanie, że prowadzona polityka jest odpowiednia, a inflacja jest przejściowa. Słuchając szefa Fed można mieć wrażenie, jakby ktoś starał się nas przekonać, że czarne jest białe – niby wiemy, że jest czarne, ale jest to powtarzane tak wiele razy, że powoli sami zaczynamy mieć wątpliwości.
Marzenia, edukacja dziecka czy emerytura – jak odłożyć na swój cel?
Rynki akcji nie zareagowały specjalnie na posiedzenie, co może oznaczać, że tak skrajnie gołębi Fed jest już w cenach i jednocześnie, że nagły zwrot mógłby okazać się rynkową katastrofą (a zatem decyzja o takim zwrocie, gdyby inflacja np. nadal zaskakiwała, będzie jeszcze trudniejsza).
Natomiast stracił dolar, a zyskało złoto – te rynki wykonały spore ruchy po czerwcowym posiedzeniu, jednak brak jakichkolwiek zmian wczoraj może zachęcać do korekt.
Czwartek na rynkach nie będzie nudny. W USA o 14.30 poznamy wstępne dane o PKB za drugi kwartał – rynek oczekuje silnego wzrostu (8,5 proc.), uwaga zwrócona będzie też na zmienne cenowe. W Europie poznamy też wstępną inflację za lipiec w większych gospodarkach.
Osłabienie dolara w teorii jest szansą dla złotego, ale na razie nie widać, aby chciał z niej korzystać. O 8.00 euro kosztuje 4,5975 złotego, dolar 3,8777 złotego, frank 4,2654 złotego, zaś funt 5,4033 złotego.