W grudniu padł rekord pod względem zarobków w Polsce. Przeciętne wynagrodzenie w średnich i dużych firmach wyniosło dokładnie 5604,25 zł brutto - wynika z wyliczeń GUS.
Nie oddaje to dokładnie zarobków typowego Kowalskiego, bo nie uwzględnia m.in. małych firm, budżetówki czy samozatrudnionych, jest jednak dobrym przykładem, by pokazać, że w praktyce pieniądze trafiające na konto pracownika stanowią tylko część znacznie większej kwoty płaconej przez pracodawcę.
Na rękę typowego pracownika zatrudnionego na umowę o pracę w tym przypadku (bez uwzględniania PPK, które nie jest obowiązkowe) wychodzi około 4040 zł netto. Tym samym prawie 1600 zł znika gdzieś po drodze. Jak nie wiadomo gdzie, to znaczy, że pieniędzmi zajęło się państwo.
Różnica między brutto i netto
I tak z przeciętnego wynagrodzenia prawie 770 zł idzie do ZUS. Z tego 550 zł to składka na emeryturę, 84 zł trafia na ubezpieczenie rentowe (do wypłaty z tytułu ewentualnej niezdolności do pracy), a 137 zł na ubezpieczenie chorobowe (wypłacany z niego m.in. zasiłek chorobowy, zasiłek opiekuńczy, świadczenie rehabilitacyjne oraz zasiłek macierzyński).
Kolejne 435 zł z pensji brutto potrącane jest na ubezpieczenie zdrowotne, które daje możliwość korzystania z opieki medycznej w ramach NFZ. Po uwzględnieniu zaliczki na podatek dochodowy w kwocie 361 zł zostaje wspomniane już 4040 zł netto.
Warto zauważyć, że ostatnie zmiany wprowadzone przez rząd zdjęły część obciążeń z pracownika i tym samym z tej samej kwoty brutto zostaje na rękę nieco więcej pieniędzy. Mowa o obniżeniu podatku dochodowego z 18 do 17 proc. i zwiększeniu kosztów uzyskania przychodu. Na przykładzie przeciętnego wynagrodzenia widać, że miesięcznie jest to dodatkowe 68 zł netto.
Pracodawca płaci więcej. Tylko nie na konto
O ile pojęcia brutto i netto przy wynagrodzeniach są oczywiste, nie wszyscy pracownicy mają świadomość, że kwota płacona przez pracodawcę jest jeszcze większa. W przypadku przeciętnej płacy jest to około 6750 zł. Tyle kosztów ponosi bezpośrednio, by finalnie do pracownika trafiło niewiele ponad 4 tys. zł.
Gdzie jest brakujące prawie 3 tys. zł? Poza już wspomnianymi składkami potrącanymi z kwoty brutto pracodawca dodatkowo dokłada się do emerytury pracownika, podwajając wskazane wcześniej 550 zł. Na ubezpieczenie rentowe dorzuca kolejne 365 zł, a na wypadkowe prawie 95 zł. W całości też finansuje Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (około 140 zł).
Jak widać, koszty związane ze składkami i podatkiem są na tyle duże, że przejadają znaczną część pieniędzy, które płaci pracodawca. Opcją na to, by przy takim samym koszcie pracodawcy otrzymywać więcej pieniędzy, jest zmiana charakteru umowy. Nazywane umowami śmieciowymi - umowy o dzieło i zlecenie - dają właśnie taką szansę.
Skrajnym przypadkiem jest umowa o dzieło, w której nie płaci się składek i podatek jest niższy ze względu na możliwość zaliczenia w koszty większej kwoty. Tym samym przy koszcie pracodawcy na poziomie 6750 zł przy typowej umowie o dzieło na rękę wyszłoby około 5834 zł.
To oznacza dodatkowe 1800 zł na rękę w porównaniu z umową o pracę, ale oczywiście za cenę mniejszych praw i brak opłacania składek, z czym wiąże się m.in. niższa emerytura. To pokazuje, że nie zawsze "śmieciowa umowa" jest faktycznie śmieciowa. W przypadku niektórych pracowników może się okazać korzystniejsza.
Mniejsza różnica jest przy zleceniu. W naszym przykładzie przy tym samym koszcie pracodawcy na rękę w typowej umowie wyszłoby około 4234 zł (bez dobrowolnej składki chorobowej) i 4117 zł (z opłacaniem składki chorobowej).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl