Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej od tygodni zapowiada ważną zmianę w naliczaniu stażu pracy. Resort kierowany przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk podkreśla, że od stycznia przyszłego roku do stażu będą wliczane okresy zatrudnienia na umowy zlecenia oraz z działalności gospodarczej. Inicjatywę firmuje też Kancelaria Premiera.
W ocenie Ministerstwa Pracy jest to niesprawiedliwe, że - zgodnie z obecnymi przepisami - osoba pracująca przez kilka czy kilkanaście lat wyłącznie na umowie zlecenie ma w świetle prawa niższy staż pracy, niż osoba zatrudniona na etacie np. od roku. Szacuje się, że zmiany obejmą 5 milionów pracujących Polaków i wpłyną m.in. na długość urlopu i wysokość odpraw. Polacy zyskają "miesiące i lata do emerytury", które do tej pory nie były wliczane do stażu pracy. Nowe przepisy mają działać wstecz.
Umowa zlecenie a staż pracy. Ekspert szczerze o zmianach
Dr Wojciech Nagel, ekspert Business Centre Club oraz przewodniczący Zespołu Ubezpieczeń Społecznych w Radzie Dialogu Społecznego, podkreśla w rozmowie z money.pl, że inicjatywa obecnego rządu realnie wspiera "obniżenie wieku emerytalnego w Polsce" oraz nie podniesie aktywności zawodowej Polaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przez lata niezwykle atakowano umowy zlecenia i o dzieło z kodeksu cywilnego, jako "śmieciowe". Dziś okazuje się, że będą one doliczane do stażu pracy, chociaż jest regulowany przez Kodeks pracy. Tutaj mamy staż składkowy i nieskładkowy, z ubezpieczenia społecznego. W efekcie takie rozwiązanie rozszczelnia system i prowadzi do sytuacji odmiennej aniżeli w państwach rozwiniętych, które uszczelniają systemy emerytalne - podkreśla ekspert ds. ubezpieczeń społecznych w BCC-ZP.
Dodatkowo pojawił się projekt tzw. emerytur stażowych, co również wpisuje się we wspominany trend. Dr Nagel zaznacza, że od lat opiera się na twardych faktach. - Można mieć 30 lat tzw. stażu pracy, z czego 15 lat składkowych. Polacy mają mało wiedzy z czego wynika wynika wysokość emerytury, a politycy traktują ten temat "wyborczo". Dla finansów FUS (Funduszu Ubezpieczeń Społecznych - red.) i systemu ubezpieczeń jest to dewastujące. Lata nieskładkowe to te, które nam nie składkują, nie wnoszą pieniędzy do systemu - podkreśla dr Wojciech Nagel.
I ostrzega, że doliczenie tego tzw. "stażu pracy" do emerytury wcale nie musi być dobrą wiadomością, zwłaszcza jeśli ktoś liczy, że poprawi to jego sytuację finansową na emeryturze. - Na czym "ten niby spokój i zadowolenie" ma polegać? Że ludzie będą mieć niższe świadczenia za 5, 10 lat? Uważam to za złą propozycję, element przetargowy dla uzyskania korzyści politycznych a nie rzeczywistych dla świadczeniobiorców. - podsumowuje dr Nagel.
Od reformy emerytalnej przeprowadzonej w 1999 roku o wysokości emerytury decyduje suma wpłaconych przez lata aktywności zawodowej składek oraz - co dotyczy pracujących przed tym rokiem - kapitału początkowego. Uzbierany i waloryzowany kapitał dzieli się po przejściu na emeryturę przez obliczany przez Główny Urząd Statystyczny wskaźnik "średniego dalszego trwania życia".
Bartłomiej Chudy, dziennikarz i wydawca money.pl