"Ceny będą musiały wzrosnąć". Prezes Ryanaira nie owija w bawełnę [WYWIAD]
Europa musi teraz wziąć się w garść, nie zrobiła tego wcześniej - mówi money.pl Michael O'Leary, CEO Ryanair Group, największej linii lotniczej na kontynencie, pytany o konsekwencje decyzji Donalda Trumpa. W Warszawie rozmawialiśmy z nim o cenach biletów, regulacjach i planach wobec lotnisk w Polsce. Przyznał, że Ryanair chce zmieniać zachowania pasażerów.
Marcin Walków, money.pl: Polski rząd chce deregulacji i zaprosił do współpracy Rafała Brzoskę, jednego z najbogatszych Polaków. Gdyby zapytał pana, co należałoby w Polsce deregulować, co by pan odpowiedział?
Michael O’Leary, CEO Ryanair Group: Po pierwsze, kontrolę ruchu lotniczego. Opłaty za kontrolę ruchu powietrznego wzrosły o 45 proc. od czasu pandemii COVID-19. Po drugie, zarządzanie portami lotniczymi. Trzeba złamać dominującą pozycję Polskich Portów Lotniczych, które zarządzają bezpośrednio trzema lotniskami, a w niemal wszystkich innych mają udziały. Uważam, że to hamuje ich rozwój. Rozbicie monopolu rządowego PPL pozwoliłoby lotniskom na bardziej agresywną konkurencję.
Jakie są plany Ryanaira wobec Lotniska Chopina?
Liczymy, że przepustowość Lotniska Chopina wzrośnie. Ona jest ograniczana w sposób sztuczny do 22 mln pasażerów, co jest po prostu żartem. I to jeszcze przeszkodą jest przepustowość terminala, który mógłby zostać zmodernizowany i rozbudowany do obsługi spokojnie ponad 30 mln pasażerów rocznie. Dawne badania uwzględniały kolejki do stanowisk odprawy, ale dziś ludzie odprawiają się na smartfonach lub w kioskach. Na Chopinie mogłoby być 40 mln pasażerów i to już niedługo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Lotniska nie mogą na nich zarabiać". Ekspert o filozofii tanich linii lotniczych
Jak będzie wyglądać relacja Ryanaira z Modlinem?
Chcemy rosnąć w Modlinie, ale nie będziemy, płacąc wyższe opłaty. Tymczasem zarząd Modlina zdaje się tak myśleć i efekty tego są złe, bo ruch spada. Powiedzieliśmy, że możemy otworzyć kilka tras z Radomia, jeśli uzyskamy porozumienie ws. kosztów w Modlinie i wzrost przepustowości na Lotnisku Chopina. Na razie nie wydarzyło się ani jedno, ani drugie. Rośniemy więc wszędzie indziej, tylko nie tam.
Ogłosiliśmy 24 nowe trasy z Polski na lato 2025. W tym roku chcemy zwiększyć liczbę pasażerów do 18,5 mln, ale ruch w Modlinie spada - w tym roku o około 40 proc. Nawet na Lotnisku Chopina udaje nam się osiągać wzrosty, mimo ograniczeń przepustowości. Polska traci więc prawdziwy wzrost, który mógłby przynieść Ryanair.
Czy jeśli Ryanair w Radomiu, to tylko w pakiecie z korzyściami w Modlinie i na Lotnisku Chopina?
Jest potencjał wzrostu na Okęciu. Jeszcze większy w Modlinie. Radomiem samym w sobie nie jesteśmy aż tak zainteresowani. Polski rząd zapytał nas, czy przylecimy do Radomia. Odpowiedzieliśmy, że tak, ale tylko wtedy, gdy otrzymamy rozwiązanie tego, czego chcemy, czyli większego wzrostu na Chopinie i w Modlinie. Oczywiście, w dłuższej perspektywie wiemy, że rząd planuje zamknąć Lotnisko Chopina, czy to się stanie w 2032 roku, 2035 czy 2040, wtedy się przyjrzymy.
Centralny Port Komunikacyjny oficjalnie potwierdził, że na nowym lotnisku w Baranowie będzie też miejsce dla tanich linii lotniczych. CPK znajdzie się w planach Ryanaira po 2032 r.?
"Będzie miejsce dla tanich linii lotniczych". To bezsensowny argument. Jeśli nie będzie miejsca dla tanich linii lotniczych, nie będzie tam piep****ego lotniska. Budując tak duży port lotniczy, nie można liczyć tylko na LOT. Czy Radom odniósł sukces, bo LOT z niego lata? Musisz na lotnisku mieć Ryanaira, bo to największa linia w Polsce. I jako jedyni w Europie mamy zamówionych 350 samolotów w ciągu najbliższych ośmiu lat, a to oznacza dalszy wzrost ruchu. Ile samolotów ma zamówionych LOT? Jeśli polski rząd poważnie myśli o rozwoju CPK i innych lotnisk, będzie musiał rozmawiać z Ryanairem.
O "korzystnej ofercie"?
Chcemy rozwijać się w Polsce. Jesteśmy największą linią lotniczą w tym kraju. Możemy połączyć Polskę z 200 miejscami docelowymi w całej Europie. Zainwestowaliśmy w hangary we Wrocławiu, pod koniec roku otworzymy centrum szkoleniowe w Krakowie. Mamy tu 44 samoloty, co jest inwestycją o wartości 4,4 mld euro. Nadszedł czas, aby rząd wszedł na pokład - i myślę, że zdał sobie z tego sprawę. Poprzedni rząd był w dużej mierze bezużyteczny. Rząd Tuska jest przynajmniej bardziej otwarty na współpracę z firmami, również takimi jak nasza, bo możemy faktycznie zapewnić wzrost i mamy w tym doświadczenie.
Od maja Ryanair wprowadza rewolucję - wejście na pokład tylko z mobilną kartą pokładową w smartfonie. Koniec z papierem. A co z tymi, którzy nie mają smartfona, na przykład starszymi osobami?
To wymyślanie i powtarzanie tej samej bzdury, którą słyszę od 40 lat - technologia i internet wykluczają osoby starsze. Emeryci są jednymi z najbardziej biegłych w przechodzeniu do świata on-line. Mają na to czas, są relatywnie zamożni, chcą podróżować. Około 80 proc. naszych pasażerów lata dziś z aplikacją mobilną. Bo zapewnia im też znacznie lepsze informacje i o wiele szybciej - o opóźnieniach, o zmianach bramek. Mogą nawet zamówić przekąski na pokład. Teraz staramy się zmusić do działania ostatnie 20 proc. podróżnych.
Wszyscy, także starsi ludzie, mają dziś smartfony. Nie ma na świecie nikogo, kto chodziłby jeszcze ze starą Nokią N10! Wiem o tym, bo sam korzystałem z niej dłużej, niż ktokolwiek inny.
Gdy raz przekonasz pasażerów do korzystania z aplikacji mobilnej, już nie wrócą do papieru i drukowania kart. Zrobiliśmy to samo 30 lat temu. Byliśmy pierwszą linią lotniczą, która powiedziała: nasze bilety można kupić w internecie z 20-proc. zniżką, bo sprzedając je on-line, właśnie tyle oszczędzamy. Więc to naprawdę opowiadanie bzdur. Jednymi z pierwszych ludzi w internecie były osoby starsze.
Nie obawia się pan jednak, że UOKiK przyjrzy się sprawie?
Nie ma prawa, które nakazuje posiadania papierowej karty pokładowej. Nie ma też prawa, które nakazuje, że musisz kupić bilet w biurze podróży. Tak samo, jak nie ma prawa, które mówi, że musisz kupić bilet tylko w aplikacji mobilnej. Ale jeśli chcesz skorzystać z niskich taryf Ryanaira, to taka właśnie jest oferta.
To, co robimy, to zmieniamy zachowania konsumentów. I jeśli uda nam się przekonać nie 80, ale 100 proc. do korzystania z aplikacji mobilnej, to zyska też środowiska. Ścinamy drzewa, by produkować miliony papierowych kart pokładowych tylko dla Ryanaira. Chrońmy lasy.
Niedługo sezon letni, czyli szczyt podróży. Jak dużym problemem w tym roku będą tzw. niesforni pasażerowie? Alarmował pan w ubiegłym roku, że to dla Ryanaira prawdziwa plaga.
Cóż, po pierwsze ten problem mamy przez cały rok. Niesforni pasażerowie nie czekają na lato. Dziś to prawdziwe wyzwanie dla wszystkich linii lotniczych. Myślę, że lotniska są nieodpowiedzialne. Pijany pasażer może pokazać kartę pokładową i wpuszczą go na pokład.
Kiedyś było to tolerowane, bo pijany pasażer siadał w fotelu i przesypiał cały lot. Dziś jednak mamy mieszankę alkoholu i narkotyków. Tacy ludzie nie zasypiają, tylko stają się cholernie agresywni. I to już jest niedopuszczalne. Zarówno wobec pasażerów, ale i wtedy gdy mowa o napaściach na personel pokładowy. Nie będziemy tego akceptować. Dlatego pytam, dlaczego bary na lotniskach są otwarte już o siódmej rano? Nie powinny być. Jaki inny bar w mieście jest otwarty od wczesnego ranka? Chce ci się pić tak wcześnie, wypij szklankę wody albo filiżankę kawy lub herbaty.
I dlatego zaproponował pan zakaz sprzedaży alkoholu na lotniskach?
Nie zakaz, tylko ograniczenie - do dwóch drinków na osobę. Ktoś powie, że to za mało? Dobrze, niech będą trzy. Ale niech liczba będzie ograniczona. Ograniczamy ilość alkoholu, jaką można kupić w Duty Free, skanujemy kartę pokładową przy zakupie. Tak samo powinno być w barach i lokalach na lotniskach.
A co ze sprzedażą alkoholu w samolotach?
Zdecydowana większość osób na pokładzie naszych samolotów kupuje jednego drinka. Niewielu decyduje się na dwa. Jeśli i my mielibyśmy ograniczyć do dwóch czy trzech drinków, nie ma problemu. Nawet tam, gdzie alkohol jest serwowany w cenie biletu, personel pokładowy ma prawo odmówić podawania kolejnych osobie nietrzeźwej. I często to robią. Problem to właśnie ta mieszanka alkoholu i narkotyków. Mówisz "koniec z alkoholem, proszę pana" i włącza się agresja. I to musi być rozwiązane.
Widzimy samoloty z kibicami odlatującymi z Dublina w sobotni poranek na mecz. Już o 6 rano piją kufle Guinnessa na lotnisku, a mecz zaczyna się o 15. I dlatego trzeba to powstrzymać.
Kary są za niskie? Niesfornym pasażerom w Polsce grozi mandat w wysokości 500 zł.
Kary są zupełnie nieistotne. Nigdy ich nie płacą, bo zdążą wrócić tam, skąd przylecieli. Problemem nierzadko jest postawa lokalnej policji i służb, gdy latamy za granicę. Zgłaszamy problem z pasażerem. Próbują się tym nie zajmować. "Jesteście irlandzką linią, on jest Irlandczykiem, zabierzcie go ze sobą". Tak nie może być.
Co będzie się działo z cenami biletów w sezonie letnim i przez resztę roku?
W 2024 r. nasze ceny biletów spadły o 8 proc., a wzrost ruchu wyniósł 8-9 proc. Ubiegły rok zakończyliśmy wynikiem około 200 mln pasażerów. Nasz rok finansowy zaczyna się w kwietniu, a w tym roku wtedy wypada Wielkanoc, która w 2024 r. była w marcu. I to trochę zniekształca nasz obraz. Dlatego szacujemy, że liczba rezerwacji zacznie rosnąć dość mocno w kwietniu, maju i czerwcu. Obecnie bookingi na lato są na poziomie o około 1 proc. wyższym niż rok temu. I ceny też są nieznacznie wyższe niż rok temu.
Jak sytuacja geopolityczna odbije się na cenach biletów?
Myślę, że po 8-proc. spadku w 2024 r., ten rok zamknie się nieznacznym wzrostem. To z powodu ograniczeń takich jak 40 nadal uziemionych samolotów z powodu problemów z silnikami. Poza tym, w tym roku odbierzemy tylko 20 z zamówionych samolotów od Boeinga, zamiast pierwotnie planowanych 35.
Prognozuje, że w tym roku będzie duży popyt na podróże do Europy. Dolar jest silny, więc wielu Amerykanów będzie w tym roku latać od kraju do kraju po naszym kontynencie.
To oznacza, że popyt będzie duży, ale podaż jest ograniczona, więc ceny będą musiały wzrosnąć. Nie sądzę, byśmy "odrobili" całość obniżek cen z ubiegłego roku. Szacuję, że będzie to wzrost o 4-6 proc. Sytuacja geopolityczna jest rzeczywiście interesująca.
A Donald Trump i jego decyzje?
Donald Trump w Białym Domu prawdopodobnie wpłynie na ceny ropy. Myślę, że zwiększy jej wydobycie. Zapowiedział też znacznie mniejsze obciążenie podatkami środowiskowymi itd. To też będzie dobre dla cen ropy, ale i dla lotnictwa cywilnego. Na Bliskim Wschodzie widzimy, że sytuacja między Izraelem i Hamasem zbliża się do rozwiązania. Za to nie możemy być pewni rozwiązania między Rosją i Ukrainą.
O ile Donald Trump nie zrobi czegoś głupiego, a tego nigdy wykluczyć nie można, to prawdopodobnie będą nieco niższe ceny ropy naftowej. Z kolei zawieszenie broni w Ukrainie pobudziłoby popyt na podróże lotnicze w Europie. Jeśli Ukraina się otworzy, będziemy pierwszymi liniami lotniczymi, które tam wrócą. Mam plan uruchomienia około 50 tras powrotnych do Lwowa i Kijowa w ciągu pierwszych sześciu tygodni.
Czy Donald Trump zmieni kurs Komisji Europejskiej w kontekście Zielonego Ładu i regulacji środowiskowych?
Myślę, że tak. Europa musi teraz wziąć się w garść, nie zrobiła tego wcześniej. Uważam, że pod rządami Ursuli von der Leyen Unia Europejska zawiodła, bo nie zapewniła efektywności i nie przeprowadziła reform. A siłą Unii Europejskiej jest jednolity rynek.
Ostatnie pięć czy 10 lat było zmarnowane przez polityczne bawienie się politycznymi bzdurami, które nie obchodzą europejskich konsumentów. A można było naprawiać problemy, które są dla nich ważne. Tak jak Brexit, deregulacja, obniżenie kosztów podróży lotniczych, obniżenie kosztów telefonów komórkowych, polepszanie jakości życia zamiast coraz to nowszych podatków pod przykrywką piep****ych powodów środowiskowych. Podnoszenie podatków nie naprawia środowiska.
Rozmawiał Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl