Chaos wokół zmian w PIP. "Przepraszam, czy tu biją?" [WYWIAD]

- To nie jest rozwiązanie systemowe, nie poprawi budżetu ZUS-u, nie rozwiąże problemu wykluczenia emerytalnego. Daje tylko narzędzie urzędnikowi, który staje się w pewnym sensie wymiarem sprawiedliwości, trzecią władzą - mówi Paweł Łossowski, prezes Grupy Ever. Według niego proponowane zmiany w Państwowej Inspekcji Pracy powodują chaos w wielu firmach.

PIP Paweł Łossowski, prezes Grupy Ever
Źródło zdjęć: © Agencja Wyborcza.pl, mat. prasowe | Jakub Porzycki
Łukasz Kijek
Dźwięk został wygenerowany automatycznie i może zawierać błędy

Planowana przez resort pracy reforma Państwowej Inspekcji Pracy od tygodni budzi ostre podziały w koalicji rządowej i niepewność wśród przedsiębiorców. Jak pisaliśmy w piątek, rządowy projekt trafi do Sejmu w łagodniejszej wersji. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu przedsiębiorców spodziewa się dużej niepewności. Chodzi o wielokrotnie opisywaną przez nas ustawę, która ma zagwarantować wypełnienie kamienia milowego KPO.

Łukasz Kijek, szef redakcji money.pl: Prowadzi pan firmę, która zatrudnia około 11 tysięcy osób. Jak pan ocenia to, co od kilku miesięcy dzieje się wokół ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy?

Paweł Łossowski, prezes Grupy Ever: Mamy prawdziwy rollercoaster zmian. Nie wiemy jak to się skończy, ale wygląda na to, że pierwotna wersja ustawy, która pojawiła się dwa miesiące temu, już uległa zmianom pod naciskiem przede wszystkim środowisk biznesowych. Jak wiemy stroną wnioskującą jest Lewica, ale w samej koalicji są duże podziały. PSL wypowiedział się stanowczo przeciwko tym przepisom, Polska 2050 jest podzielona. Konfederacja jest zdecydowanie przeciwna, a w PiS-ie też są różne zdania. W ogóle nie wiadomo, jak przebiegnie głosowanie nad ustawą.

Sprzedaje setki aut miesięcznie. Zdradza, na czym zarabia dealer

Przypomnijmy, że projekty Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki społecznej zakładało pierwotnie wzmocnienie kompetencji PIP, tak by ta mogła kwestionować umowy cywilno-prawne i B2B i nakazywać ich przekształcenie. Według ministry Dziemianowicz-Bąk ma to przywrócić równość społeczną.

Zacznijmy od genezy tej ustawy, bo cały czas mówimy o zmianach i przepychankach, a tu tkwi źródło problemu. Według mnie ustawa wyewoluowała w złym kierunku. Zadałem sobie trud dotarcia do kamieni milowych, które stoją u jej fundamentów. Jeden nazywa się "przeciwdziałanie segmentacji rynku pracy", czyli ograniczenie umów zawieranych z pracownikami i współpracownikami w sposób, który pomija pełne ozusowanie. Jeżeli na rynku są umowy cywilnoprawne, które nie w pełni oskładkowane, pojawia się zjawisko wykluczenia emerytalnego. To jest kluczowe słowo, o którym się nie mówi, bo coraz więcej osób w Polsce, osiągając wiek emerytalny, nagle odkrywa, że większość życia zawodowego pracowało na nieoskładkowanych umowach. Tworzy się gigantyczny problem społeczny, a mamy dodatkowo jeszcze kryzys demograficzny itd.

Inicjatywa była więc słuszna, chodziło o to, by wyrównać szanse ludzi na godną emeryturę. Ale w praktyce powstał potworek prawny. Kamień milowy w pierwotnej wersji dotyczył ozusowania wszystkich umów cywilnoprawnych, czyli działanie systemowe, równe dla wszystkich, według mnie bardzo dobre. Natomiast, nie wiadomo z jakich powodów, skończyło się na tym, że "przeciwdziałanie segmentacji rynku pracy" zmieniło się na "zwiększenie kompetencji PIP". No i mamy rozwiązanie bardzo kontrowersyjne.

Dlaczego?

W pierwszej wersji trzy elementy budziły największe emocje. Po pierwsze, działanie rygoru wstecznego, niektórzy uczestnicy dyskusji nazywali to wręcz "bolszewizmem prawnym". Z tego, co słyszałem, rygor wsteczny został skreślony. To chyba najlepsza ze zmian.

Druga kwestia wymagała rygoru natychmiastowej wykonalności, to też budziło kontrowersje.

Tu również wygląda na to, że strona rządowa poszła na ustępstwa, rygor zastąpiono ścieżką odwoławczą w ramach KPA (przyp. red. kodeks postępowania administracyjnego): inspektor, inspektor okręgowy, a potem główny. Oczywiście wydłuża to czas, ale daje inne procedowanie.

To przypomina mi film Marka Piwowskiego 'Przepraszam, czy tu biją?'. Jest tam scena, w której bandyta pyta po brutalnym przesłuchaniu, czy może złożyć skargę. Milicjant odpowiada: 'oczywiście', po czym na pytanie 'kto ją rozpatrzy?', wskazuje kolegę siedzącego obok. W kontekście tej ścieżki odwoławczej ta paralela jest bardzo adekwatna, wydaje mi się, że większość decyzji będzie podtrzymywana, tylko rozłożona w czasie. Od ostatecznej decyzji można się odwołać do Sądu Administracyjnego, co też nie do końca wybrzmiało z wypowiedzi prasowych.

Jeśli tak by miało się stać to rozumiem, że przedsiębiorca będzie się mógł poskarżyć na podtrzymaną przez GIP (Główny Inspektorat Pracy) do sądu administracyjnego, po przejściu wszystkich szczebli postępowania sądowego decyzja ewentualnie podtrzymana przez sąd prawomocnie, zacznie obowiązywać.

Trzeci aspekt to wola stron przy zawieraniu umów. Tu też z przecieków medialnych zaszły zmiany, według których inspektor będzie występował do stron z apelem o dostosowanie umów cywilnoprawnych, gdy zachodzą znamiona stosunku pracy. Niby pojawia się dialog, ale jeżeli jego zdaniem nie nastąpi eliminacja tych znamion, nadal będzie mógł przekształcić umowę. Przepisy są rozmyte, mało klarowne. Nie wiem, jak oni to sobie wyobrażają.

Czyli klasyczna gra na czas?

To klasyczne rozmydlanie tematu. Ostatecznie inspektor i tak podejmie decyzję. Jest tu też ciekawa anegdota. Otóż według mojej wiedzy MRPiPS prowadziło nabór lekarzy na orzeczników ZUS-u. Chciało ich zatrudnić na umowę o pracę. Okazało się, że nikt nie chciał takiej formy, bo wszyscy woleli kontrakty. W sytuacji braku chętnych zmieniło decyzję i zgodziło się na kontrakty. To pokazuje różne podejścia do egzekwowania prawa, niektórzy mogą więcej, inni mniej.

Wracając do fundamentu, o którym pan mówił, czyli kamienia milowego. Miał on ozusować umowy i, jak pan powiedział, był sprawiedliwym rozwiązaniem, ale oznaczał, że odpowiedzialność muszą wziąć za to politycy, którzy stanowiliby równe prawo. Tymczasem uznano, że odpowiedzialność wezmą pracodawcy, bo ustawa nie tworzy jednolitych zasad, tylko wysyła kontrolę, która ma sprawdzić?

I to jest sedno. Mamy rozwiązanie niesystemowe, wybiórcze. Urzędnik decyduje, kogo skontroluje, jak przebiegnie kontrola i ostatecznie on podejmie decyzję o przekształceniu w wybranych firmach, segmentach, branżach. To sytuacja, która nic nie wniesie do finansów ZUS-u. Ten, jak wiemy, bez kroplówki budżetowej by upadł. Kontroli ma być kilkaset rocznie lub mniej, więc wpływ będzie żaden. Jedynie zaogni to sytuację, bo jeden przedsiębiorca będzie gorzej traktowany, drugi lepiej, zależnie od tego, czy inspekcja go "nawiedzi".

Wzmacnia to poczucie, że trzeba skontrolować przedsiębiorców, bo oni "kombinują"?

Podobno jest już lista branż lub firm do kontroli. To nie jest rozwiązanie systemowe, nie poprawi budżetu ZUS-u, nie rozwiąże problemu wykluczenia emerytalnego. Daje tylko narzędzie urzędnikowi, który staje się w pewnym sensie wymiarem sprawiedliwości, trzecią władzą. Warto dodać, że dotychczas Inspekcja Pracy przegrywała ponad 70 proc. spraw dotyczących przekształcenia umów. Może ta ustawa to pokłosie tego, że nie dawali sobie rady na drodze sądowej.

Minister Dziemianowicz-Bąk używa mocnych argumentów wobec pracodawców. Niedawno nagrywała film, pod którym napisała: "Biznesmena nie stać na wynagrodzenie dla pracowników, ale na leasing luksusowego auta już tak. Wolne żarty". To jest słuszne, czy tak powinno wyglądać napiętnowanie złych zachowań?

Wizerunek prywatnego przedsiębiorcy w Polsce jest bardzo negatywny, mimo że to oni produkują ponad 70 proc. PKB. Nadal istnieje domniemanie winy, stereotyp "pierwszy milion trzeba ukraść". To bardzo szkodliwe. Nie wiem, czemu ma to służyć, poza rozjątrzaniem nastrojów.

Może chodzi po prostu o politykę i sondaże?

Tylko szkoda dla polskiej przedsiębiorczości jest realna, a politycy nie ponoszą odpowiedzialności za słowa.

Jedno jest pewne, mamy chaos i zamieszanie. Z moich informacji wynika, że wiele firm na koniec roku pilnie przegląda umowy, zastanawia się, co będzie. Jak to wygląda z pana perspektywy? Zatrudnia pan ponad 10 tysięcy pracowników.

Chaos będzie gigantyczny, szczególnie gdy sprawy trafią do sądów, a po latach pojawią się negatywne decyzje. Sądów nie stać na zalanie taką liczbą spraw. Często wyniki będą negatywne dla PIP. Ciężko to sobie wyobrazić. Chaos i zamieszanie są pewne. Pytanie brzmi: czy ustawodawca chce zabić umowy cywilnoprawne?

A powinien?

To elastyczne narzędzie, które daje przewagę konkurencyjną Polsce. Wielu zleceniobiorców czy osób na B2B wybiera tę formę. Przykład: informatyk zarabiający 15 tys. zł, różnica wynagrodzenia netto między etatem a B2B to około 900 zł na niekorzyść etatu. Koszt pracodawcy przy etacie jest o 3 tys. zł wyższy. Nikt na tym nie korzysta, ani pracownik, ani pracodawca. Przy 18 tys. różnice są jeszcze większe. Cieszy się tylko Skarb Państwa.

Choć wskazywane są też przypadki, że np. sprzątaczka zakłada firmę i pracuje na B2B, co jest nadużywane.

Interpretacją jest artykuł 22. Kodeksu pracy i pięć znamion stosunku pracy, m.in. wykonywanie pracy w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę oraz pod jego nadzorem. To najbardziej kontrowersyjny punkt. Każdy pracuje pod jakimś nadzorem, trudno wyobrazić sobie, że osoba na umowie cywilnoprawnej sama sobie kreuje zadania. Uważam, że nie powinniśmy zabijać elastycznego narzędzia pracy. Lepszym rozwiązaniem jest ozusowanie umów cywilnoprawnych, usunięcie zbiegu tytułów, dzięki czemu ZUS miałby większe dochody, a wykluczenie emerytalne spadłoby. Utrzymajmy elastyczność czasu pracy, co jest kluczowe dla wielu stanowisk.

Czyli jest pan za ozusowaniem wszystkich umów cywilnoprawnych?

Tak, ale też pozostawieniem tych umów w spokoju. Niech funkcjonują, to nasza przewaga konkurencyjna, bo to umożliwia np. zatrudnianie przy pracy tymczasowej, np. przed świętami. Są prace sezonowe i zadania w produkcji, gdzie etat jest bardzo utrudniony.

Mamy też problem z pracownikami z zagranicy, wielu z nich pracuje więcej niż 160 godzin, bo przyjeżdżają tu zarobić. Przekształcenie ich na etat spowoduje, że wyjadą. To zmieni konstrukcję zatrudnienia, podniesie koszty i odstraszy ludzi. Bezrobocie według Eurostatu wynosi 3 proc., czyli de facto nie ma ludzi do pracy. Jeśli przekształcimy masowo umowy, będzie jeszcze trudniej.

A jednocześnie GUS podaje, że przeciętny koszt pracy w 2024 r. wyniósł blisko 11 tys. zł — wzrost o ponad 50 proc od 2020 r.

W tej chwili obowiązuje rynek pracownika. Wymuszanie zmiany formy zatrudnienia nie ma sensu, jeśli pracownikowi się nie podoba, zmieni pracodawcę.

A może ozusowanie umów cywilnoprawnych byłoby odebrane jako podwyżka podatków, więc politycy boją się decyzji?

Być może tak. Tylko nie bawmy się w narrację, że to dla dobra "najbiedniejszych". Rozwiązania wybiórcze nie pomogą wykluczonym emerytalnie, tylko rozwiązanie systemowe może to zrobić.

Na koniec, jak pan ocenia nadchodzący 2026 rok — rynek pracy, zatrudnienie, wynagrodzenia?

Spada inflacja, najnowsze dane mówią o 2,4 proc. To bardzo dobry sygnał. Powinny iść za tym spadki stóp procentowych, bo WIBOR 6M jest na poziomie ok. 3,99. To świetna informacja dla inwestycji prywatnych. Wchodzimy w dobry okres, wzrost gospodarczy według mnie będzie powyżej 3 proc. Zapotrzebowanie na pracę wzrośnie, a ludzi będzie coraz mniej. Kryzys demograficzny jest faktem. Bez pracowników z zagranicy sobie nie poradzimy. Tymczasem w lipcu weszła ustawa utrudniająca zatrudnianie cudzoziemców. Liberalne warunki zostały ograniczone. Nie wyobrażam sobie, by przy wzroście PKB 3,5-4 proc. utrzymać rozwój bez pracowników z zewnątrz.

A firmy wreszcie ruszą z inwestycjami?

Napływ funduszy KPO rozrusza inwestycje publiczne, a spadek stóp procentowych prywatne. Jest jednak problem o którym się nie mówi, otóż regulacja ATAD, ograniczająca koszty finansowania dłużnego do 3 mln zł. Powyżej tej kwoty nie można ich odliczyć od podatku. W innych krajach to 3 mln euro i mają jeszcze niższe stopy. To podwójne obciążenie dla polskich firm. Trudno zrozumieć sens tej polityki. Jedną z największych bolączek Polski jest spadek inwestycji prywatnych. Zamiast to poprawić, wprowadzono regulację, która jeszcze bardziej obciąża przedsiębiorców.

Na koniec zapytam o pracowników z Ukrainy. Jeśli dojdzie do porozumienia pokojowego, odpływ tych pracowników wydaje się przesądzony. Co to oznacza?

Jeżeli wojna zakończy się w sposób umożliwiający odbudowę kraju, a Europa rzeczywiście uruchomi środki, to znaczna część Ukraińców wróci. Obecnie ok. 700 tys. pracuje w Polsce. Proporcje się zmienią. Będziemy musieli ściągać pracowników z Ameryki Południowej, Kolumbia to ciekawy kierunek, oraz z Azji. Trzeba byłoby pomyśleć o bardziej liberalnych przepisach dla krajów spoza obszaru uprzywilejowanego.

Łukasz Kijek, szef redakcji money.pl

Wybrane dla Ciebie
Media publiczne z nowymi zasadami finansowania. Jest projekt ustawy
Media publiczne z nowymi zasadami finansowania. Jest projekt ustawy
Netflix chce przejąć giganta. Konkurencja nie odpuści?
Netflix chce przejąć giganta. Konkurencja nie odpuści?
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 8.12.2025
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 8.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 8.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 8.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 8.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 8.12.2025
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 8.12.2025
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 8.12.2025
Rząd Niemiec odrzucił krytykę Europy zawartą w strategii USA. "Te dni już minęły"
Rząd Niemiec odrzucił krytykę Europy zawartą w strategii USA. "Te dni już minęły"
Bilion dolarów nadwyżki. Padł rekord. "Chiny właśnie nas zalewają"
Bilion dolarów nadwyżki. Padł rekord. "Chiny właśnie nas zalewają"
"Niejedna osoba w Polsce straciła majątek". Minister mówi o "brudnym lobbingu"
"Niejedna osoba w Polsce straciła majątek". Minister mówi o "brudnym lobbingu"
Podwyżki płac nawet nie w połowie firm. Pracodawcy ostrożni
Podwyżki płac nawet nie w połowie firm. Pracodawcy ostrożni
Gigant budowlany ogłasza: w ciągu roku zatrudnimy ponad tysiąc osób
Gigant budowlany ogłasza: w ciągu roku zatrudnimy ponad tysiąc osób
Polska zwolniona z mechanizmu relokacji. Jest decyzja. "Osiągnęliśmy wszystko"
Polska zwolniona z mechanizmu relokacji. Jest decyzja. "Osiągnęliśmy wszystko"