Chcą wyprzedzić Nawrockiego. Wraca pomysł ważny dla milionów Polaków
W poniedziałek odbędzie się kluczowe spotkanie liderów koalicji przed środowym wotum zaufania. Partie koalicyjne szykują postulaty programowe, a PSL zaskakuje propozycją podwyższenia kwoty wolnej od podatku i twardszej postawy w sprawach migracyjnych. Koalicja szykuje się także do znaczących zmian personalnych.
W trakcie poniedziałkowego spotkania mają być omówione sprawy programowe związane z przygotowaniem exposé premiera, który w środę, w związku z głosowaniem nad wotum zaufania, ma mówić o dokonaniach i planach rządu. – Dostaliśmy prośbę, żeby pokazać, co zostało zrobione i co jest w trakcie realizacji – słyszymy od rozmówcy w resorcie sportu. Ale podobne prośby dotarły także do innych ministerstw. Jak słyszymy, np. resort klimatu może proponować wydłużenie mrożenia cen prądu do końca tego roku lub nawet na cały 2026, w grę wchodzą też inne pomysły. Nie w każdym resorcie słyszymy, że była taka prośba, ale ministerstwa szykują informacje.
Ministerstwa to jedno, ale premier musi się liczyć z tym, że otrzyma też pomysły od partii koalicyjnych. – To będzie program, który napiszą cztery partie – słyszymy od jednego z koalicjantów. Karty wyłożyła już Polska 2050 – jej postulaty to ustawy o asystencji, o profesjonalizacji władz spółek Skarbu Państwa, o TVP oraz odblokowanie finansowania budownictwa społecznego i wycofanie dopłat do kredytów z wykazu prac rządu. Z tym ostatnim może być najłatwiej, bo PSL zadeklarował, że cofa poparcie dla projektu. Natomiast to postulaty ludowców mogą być zaskoczeniem.
Na pewno postawimy sprawę kwoty wolnej od podatku i twardej postawy w sprawach migracyjnych. Trzeba ostrzej postępować z Niemcami i zrobić coś z centrami migrantów, najlepiej zlikwidować – słyszymy od polityka PSL.
Gdy pytamy, czemu to PSL teraz podnosi temat kwoty wolnej, słyszymy, że główny powód to wynik wyborów i nowy lokator Pałacu Prezydenckiego. – Ustawa powinna być znana do końca lipca, osobną kwestią jest, kiedy to rozwiązanie wejdzie w życie – może być na raty. Ponieważ jak tylko Karol Nawrocki zostanie prezydentem, to złoży swoje ustawy – wyjaśnia nasz rozmówca. Możliwe, że PSL wrzuci jeszcze jakieś inne tematy na koalicyjną agendę, ale będzie to wiadomo po weekendzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odcinek 6 - Analizuj, nie zgaduj - wykorzystanie danych w strategii marketingowej.
Przypomnijmy, Karol Nawrocki obiecał m.in. zwolnienie z podatku dochodowego do 140 tysięcy zł dochodu rocznie dla każdego rodzica wychowującego co najmniej 2 dzieci i podwyższenie drugiego progu podatkowego do 140 tys. zł. – Prace nad tymi ustawami trwają – słyszymy od polityka PiS.
Z kolei Lewicy najbardziej zależy na tym, żeby premier powiedział o realizacji ustawy o budownictwie społecznym, która na razie utknęła w rządzie. – Będziemy jeszcze rozmawiali o może trzech innych sprawach, ale będą to raczej sprawy socjalne. Warto, by premier zapowiedział pięć-osiem ustaw, które zostaną zrealizowane do końca roku – mówi nam rozmówca z Lewicy.
Osobną kwestią jest to, co zrobić z pakietem ustaw światopoglądowych, które koalicję dzielą. – Będziemy chcieli rozstrzygnięcia sprawy aborcji czy związków partnerskich do końca. To ważne, bo albo wejdą w życie, albo będzie wiadomo, przez kogo w koalicji nie jest to możliwe – zauważa polityk Lewicy.
Na razie nie zapowiada się, by głosowanie nad wnioskiem o wotum zaufania i związane z nim zapowiedzi programowe były powiązane z renegocjacją umowy koalicyjnej. Choć Szymon Hołownia mówił, że przydałby się aneks do umowy koalicyjnej, to nie kwapią się do tego pozostali koalicjanci. – Nie ma sensu jej zmieniać, tym bardziej że nie ma w niej zapisów dotyczących personaliów rządowych poza dwoma wicepremierami. Aneks do umowy koalicyjnej to wypuszczanie diabła, nie ma sensu tego robić – zauważa polityk Lewicy.
Tusk jako łącznik koalicji
Sytuacja w koalicji zmieniła się o tyle, że o ile od grudnia nie było żadnego formalnego spotkania czwórki przywódców partii, to obecnie będą trzy w ciągu tygodnia. Środowe wotum ma uspokoić sytuację w koalicji, ale także w KO, i uciszyć powyborcze zamieszanie. – Tusk jest premierem, ale okazał się marnym liderem czterech partii, tylko że bez niego rząd by się rozwalił – przyznaje polityk koalicyjny. Czterej koalicjanci uzgodnili, że czas na większy spokój we własnych szeregach i dopiero potem można rozmawiać o kolejnych zmianach.
Jak tłumaczy nam jeden z rozmówców, premier musi "wziąć partię i rząd za twarz", podobnie jak każdy z liderów musi zrobić to ze swoim ugrupowaniem. Polityk KO przypomina, że podczas wtorkowego posiedzenia klubu Tusk mówił, że jeśli koalicja nie przegłosuje wotum, to w czwartek będzie inny premier.
Jeszcze niedawno pomysły wymiany premiera suflowali głośno politycy PSL Marek Sawicki i Michał Kamiński, ale nieoficjalnie także można było je usłyszeć w KO. – Tusk powinien ustąpić, a Trzaskowski musi wykorzystać kapitał 10 milionów głosów, bo plan, że powiemy "nic się nie stało" i dojedziemy do 2027 roku, oznacza, że przegramy – mówi nam polityk PO. – Wiemy, że są takie głosy, ale to raczej próba walki o pozycję wewnątrz i ugrania czegoś dla siebie – słyszymy z okolic KPRM. A jeden z parlamentarzystów PO mówi, że w tej chwili nie ma mowy o zmianie lidera. – Była próba zdehermetyzowania systemu, ale skończyła się – mówi polityk KO.
Rekonstrukcja poczeka
Po wotum zaczną się rozmowy o zmianach w rządzie, ale finał nie nastąpi szybko. - Premier mówił, że to potrwa około miesiąca – mówi polityk KO. Zdaniem naszego innego rozmówcy prawdopodobny termin to ostatni tydzień lipca lub pierwszy sierpnia. Jak słyszymy, ten temat na razie nie był poruszany w koalicji. Rozmowy mają się dopiero zacząć, ale koalicjanci najpierw muszą przedyskutować je wewnętrznie.
To nie będzie zmiana jednego nazwiska na inne, a rodzaj odchudzenia rządu, a to budzi emocje, zwłaszcza u mniejszych – mówi osoba zbliżona do KPRM.
I to właśnie jeden z powodów, że operacja przebiegnie na dwa takty – najpierw wotum i uzgodnienie spraw programowych, a rekonstrukcja potem. - Chodzi o to, żeby to nie była szarpanina i kolejna awantura – dodaje.
Choć pojawiła się koncepcja, by do rządu weszli wszyscy liderzy koalicji, to ani Włodzimierz Czarzasty, ani Szymon Hołownia się tam nie wybierają. Za to Polska 2050 będzie chciała funkcję wicepremiera jako rekompensatę za to, że na jesieni Szymon Hołownia ma zgodnie z umową koalicyjną stracić fotel marszałka na rzecz Włodzimierza Czarzastego. Hołownia nie wybiera się do rządu, więc gdyby jego partia dostała tekę wicepremiera, to zostałaby nim któraś z pełniących funkcję ministra polityczek jego partii.
Nie wiadomo, czy nie pojawi się kwestia wicepremiera dla KO, ale w tej chwili wydaje się to wątpliwe. - Pewnie chciałby nim zostać ten, który uważa, że jako jedyny po naszej stronie wygrał wybory, ale to nie jest realne – aluzyjnie mówi polityk KO, odnosząc się do Radosława Sikorskiego, szefa MSZ, który aktywnie wspierał w końcówce kampanii Rafała Trzaskowskiego i był autorem "piwa u Mentzena".
Inny polityk KO, zwolennik wciągnięcia do rządu Trzaskowskiego, typuje na wicepremiera obecnego prezydenta Warszawy. Jednak nasi pozostali rozmówcy z KO wątpią w taki wariant. Zresztą na taką funkcję dla KO mogą nie zgodzić się koalicjanci. - Gdybyśmy się zgodzili, to wyglądałoby na wzmocnienie KO, podczas gdy inni będą tracić ministrów – zauważa polityk ludowców.
Będzie reorganizacja ministerstw?
Choć nie ma jeszcze uzgodnionej koncepcji, a nawet nie zaczęły się koalicyjne rozmowy na ten temat, to widać, że możliwe są dwa warianty rekonstrukcji. Wariant minimum to pozbycie się ministrów bez teki, czyli Katarzyny Kotuli z Lewicy, Adrianny Porowskiej z Polski 2050 oraz Marzeny Okły-Drewnowicz z KO.
Nie ma sensu utrzymywać ministrów, którzy mają pod sobą kilku urzędników – przyznaje polityk Polski 2050.
- Mogą zostać jako sekretarze stanu w KPRM czy w resortach – podpowiada polityk Lewicy. Pod znakiem zapytania jest to, co z Maciejem Berkiem, szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów, który też jest członkiem rządu. Polityk KO dodaje, że minister do spraw Unii Europejskiej Adam Szłapka może z kolei przejść do MSZ jako sekretarz stanu.
Inny wariant, czyli większa rekonstrukcja, to już korekty w resortach - i to zarówno personalne, jak i związane z przebudową niektórych ministerstw. To trudniejsza ścieżka, bo wymaga koalicyjnych roszad. Najwięcej korekt może czekać resorty gospodarcze. Najczęściej słychać o likwidacji resortu przemysłu, który zdaniem naszych rozmówców okazał się nieudanym eksperymentem. - To o tyle łatwe, że Marzenę Czarnecką wspierał Borys Budka, którego wpływy są teraz dużo mniejsze – mówi koalicyjny rozmówca.
Lewica zgłasza aspiracje do sfery budownictwa, chciałaby odrębnego resortu. - Ten temat stanie na agendzie. Wiemy, co zrobić z tą sferą. Obecnie mieszkalnictwo jest problemem cywilizacyjnym w Polsce – brakuje 2 mln mieszkań, a dziś definitywnie zwyciężyła koncepcja budownictwa społecznego i na wynajem. Wiemy, jak to robić i mamy ludzi – mówi nam polityk Lewicy. Argumentem "za" jest to, że kampania wyborcza pokazała, iż jest to problem postrzegany jako jeden z najważniejszych.
Tyle że to wymagałoby odebrania budownictwa z resortu rozwoju, którym kieruje Krzysztof Paszyk. - Paszyka trudno będzie obronić, zobaczymy, co z Czesławem Siekierskim (ministrem rolnictwa - przyp. red.). Reszta zostaje – mówi nasz rozmówca z PSL. I dodaje, że rozmowy o kształcie rekonstrukcji dopiero przed tą formacją.
Gdyby nastąpił taki ruch, ludowcy chcieliby rekompensaty w innym miejscu. Zdaniem naszego rozmówcy z KO, to mogłoby oznaczać, że część resortu rozwoju zajmująca się regulacjami mogłaby trafić do innego ministerstwa obsadzonego przez PSL, czyli resortu infrastruktury, ale jednocześnie reszta, razem z departamentami resortu przemysłu, dostałaby się KO. W ten sposób mogłoby powstać gospodarcze centrum rządu razem z resortem finansów.
Jeśli chodzi o inne ruchy konsolidacyjne, to nasi rozmówcy wskazują, że może dojść do połączenia resortów nauki i edukacji lub edukacji i sportu. Przeciwko temu pierwszemu jest Lewica, która ma obecnie szefa tego resortu Marcina Kulaska, choć argumenty dotyczą tego, że resort nauki powinien być jednak samodzielny, ponieważ wspieranie nauki i innowacyjności powinno być priorytetem rządu.
W kontekście ministrów do wymiany słychać krytyczne głosy o minister klimatu i środowiska Paulinie Henning-Klosce – to wręcz tradycja przy każdej informacji o rekonstrukcji, łącznie z tym, że sama zainteresowana nie przywiązuje do tego większej wagi. Ale słychać też o Krzysztofie Paszyku, minister kultury Hannie Wróblewskiej, ale także o szefie MAP Jakubie Jaworowskim.
- Jaworowski nie panuje nad resortem – mówi nam polityk PSL. Podobną ocenę ma Lewica, ale taki głos słyszymy też z PO. - Tyle że za Wróblewską nie stoi nikt, a za Jaworowskim stoi Jan Krzysztof Bielecki – zauważa inny rozmówca z KO. Jego zdaniem, choć w pakiecie "do wymiany" w mediach wymieniano także Izabelę Leszczynę, minister zdrowia, to ona "zachowała się sprytnie". – Powiedziała w mediach, że sama odejdzie pod koniec roku, jak nie wejdzie w życie ustawa o szpitalach – zwraca uwagę.
Na razie w sprawach szczegółów strategii rekonstrukcji partie trzymają karty przy orderach i czekają z rozpoczęciem rozmów na wotum zaufania.
Grzegorz Osiecki, dziennikarz money.pl