"Czarny dzień" dla Europy. Przemysł motoryzacyjny traci miliardy przez cła Trumpa
Nowa umowa handlowa Unii Europejskiej z USA to pyrrusowe zwycięstwo. Wprawdzie uniknięto 30-proc. ceł na eksport, ale przyjęta 15-proc. stawka jest i tak sześciokrotnie wyższa niż wcześniej obowiązująca. To duży cios w europejski przemysł motoryzacyjny. W Niemczech już liczą straty. Skutki odczujemy też w Polsce.
Europejscy producenci motoryzacyjni odetchnęli z ulgą, gdy dzięki porozumieniu handlowemu Unii Europejskiej i USA uniknęli obłożenia eksportu samochodów osobowych do Stanów Zjednoczonych cłem w wysokości 30 proc. Ale to nie koniec ich problemów.
Michael Dean, analityk Bloomberg Intelligence, tuż przed osiągnięciem porozumienia wyliczył, że "łagodniejsza" umowa między USA i UE w sektorze motoryzacyjnym może zwiększyć tegoroczne zyski przed odliczeniem podatków i odsetek o 1,6 mld euro dla Mercedesa i Porsche, a także w pełni zrównoważyłaby ekspozycję BMW. "Niemniej jednak nawet obniżenie stawki celnej do 15 proc. nadal stanowiłoby znaczny wzrost w porównaniu ze stawką 2,5 proc., którą USA stosowały do importowanych samochodów przed kwietniem" - napisał.
Już dziś giganci europejskiej motoryzacji ponoszą liczone w miliardach euro koszty wojny handlowej. I obniżają swoje prognozy na ten rok. Największy cios przyjął na siebie koncern z Wolfsburga.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie miał nic. Dziś prowadzi miliardowy biznes i Widzew Łódź - Robert Dobrzycki w Biznes Klasie
Grupa Volkswagena zapłaciła ponad miliard euro za cła Trumpa
Największe straty ponosi Grupa Volkswagena, czyli największy koncern motoryzacyjny w Europie. Tylko w pierwszym półroczu z powodu amerykańskich ceł na samochody tracił 14 mln euro każdego dnia. Dotychczasowe koszty wojny handlowej VW wyliczył na 1,3 mld euro. W jego grupie amerykańskie cła najbardziej uderzyły w Audi i Porsche, czyli marki w USA polegające wyłącznie na imporcie aut. Porsche sprowadza do Stanów auta z Europy, a bestseller Audi na tym rynku, czyli model Q5, produkowany jest w Meksyku.
Dla porównania, Stellantis, czyli właściciel takich marek jak Peugeot, Opel, Jeep czy Alfa Romeo, pierwsze półrocze zakończył ze stratą netto w wysokości 2,3 mld euro. Koncern zrewidował szacunkowy wpływ taryf na wynik w całym 2025 r. do około 1,5 mld euro, z czego 0,3 mld euro odnotowano w pierwszych sześciu miesiącach.
W pierwszym półroczu sprzedaż Volvo Cars spadła o 9 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. W połowie lipca koncern ogłosił, że "aby zwiększyć wykorzystanie fabryki w Charleston i zmniejszyć skutki ceł importowych, wprowadzi lokalny montaż najlepiej sprzedającego się SUV-a XC60 w USA". W Stanach koncern ma tylko jedną fabrykę. Większość jego produkcji odbywa się w Europie i w Chinach.
Na ich tle "zwycięzcą" może wydawać się Renault. Tylko dlatego, że francuski koncern motoryzacyjny praktycznie nie prowadzi sprzedaży aut na amerykańskim rynku.
Z kolei BMW i Mercedes-Benz, które posiadają już swoje fabryki w USA, zwiększają ich wykorzystanie, aby w ten sposób uniknąć ceł. Ponadto - jak podkreśla agencja Bloomberga - skorzystają na braku ceł odwetowych na samochody ze strony UE.
"Czarny dzień" dla Europy
Tylko w 2024 r. niemiecki przemysł motoryzacyjny wyeksportował 3,4 mln samochodów, z czego 13,1 proc. popłynęło statkami do USA - to około 450 tys. aut. Wartość tego eksportu wyceniono na blisko 24,5 mld dol.
W Unii Europejskiej nie brakuje głosów krytyki wobec nowej umowy handlowej w USA. Oceny w ostrych słowach płyną z najwyższych szczebli rządowych. "To czarny dzień, w którym sojusz wolnych narodów, zebranych w celu potwierdzenia wspólnych wartości i obrony wspólnych interesów, poddaje się" - napisał w poniedziałek francuski premier Bayrou na platformie X.
Kanclerz Niemiec Friedrich Merz obawia się ceny, jaką zapłaci niemiecki przemysł. - Niemiecka gospodarka poniesie znaczne straty z powodu tych ceł - powiedział w Berlinie. I dodał, że skutki nie ograniczą się do Niemiec i Europy, bo "konsekwencje tej polityki handlowej zobaczymy również w Ameryce".
Miliardy euro rocznie
W podobnym tonie wypowiada się Europejskie Stowarzyszenia Producentów Pojazdów ACEA. "Porozumienie stanowi ważny krok w kierunku złagodzenia intensywnej niepewności otaczającej transatlantyckie stosunki handlowe w ostatnich miesiącach, a ACEA zasadniczo z zadowoleniem przyjmuje ten rozwój sytuacji. Niemniej jednak Stany Zjednoczone utrzymają wyższe cła na samochody i części samochodowe, co nadal będzie miało negatywny wpływ nie tylko na przemysł w UE, ale także w USA" -napisał w komunikacie Sigrid de Vries, dyrektor generalny ACEA.
Federalny Związek Niemieckiego Przemysłu (BDI) bije na alarm, że umowa z USA będzie miała "znaczące negatywne reperkusje dla niemieckiego przemysłu". Z kolei Hildegard Müller, prezes Niemieckiego Stowarzyszenia Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA), stwierdziła, że co do zasady zapobieżenie "dalszej eskalacji sporu handlowego" jest dobre.
Jednak jest również jasne: amerykańska stawka celna w wysokości 15 proc., również na produkty motoryzacyjne, będzie kosztować firmy z niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego miliardy rocznie i obciąży je w trakcie transformacji - dodała, cytowana przez tagesschau.de.
Największą cenę zapłacą Niemcy, cła uderzą też w polską motoryzację
- Cło w wysokości 15 proc. na pewno jest lepsze niż cło w wysokości 30 proc. Bo wtedy mielibyśmy bardzo, ale to bardzo poważny problem. Nie podzielam jednak entuzjazmu prezydenta Donalda Trumpa, który mówi, że to wspaniała umowa dla sektora motoryzacyjnego. Problem zostaje - mówi money.pl Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, były przewodniczący Liaison Committe w ACEA.
Zgadza się z tym, że cła najbardziej uderzą w niemiecki przemysł motoryzacyjny. Jednak ich wpływ będzie pośrednio odczuwalny także w Polsce.
- Nie dostarczamy do USA dużej liczby części i podzespołów, a samochodów to w ogóle, niemniej jednak polskie firmy zaopatrują w części do produkcji pojazdów fabryki za granicą, głównie w Niemczech, ale też w Czechach i na Słowacji - dodaje Faryś.
Wylicza, że eksport samochodów do USA to statystycznie kilka procent całego eksportu z Unii Europejskiej. - Ale jeśli potraktujemy go jako kolejne z wielu wyzwań, to już robi się kłopot. Mamy przecież przechodzenie motoryzacji na zeroemisyjność, , cały czas trwającą wojnę w Ukrainie. Poza tym nie znamy szczegółów tego porozumienia, a to one będą bardzo istotne - podkreśla prezes PZPM w rozmowie z nami.
Jest sceptyczny wobec zapowiedzi, że cła będą pozytywnym bodźcem dla rozwoju amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego. Mówi, że fabryki wprawdzie będą otwierane w Stanach Zjednoczonych, choć niekoniecznie przez producentów europejskich, a pochodzących z Dalekiego Wschodu. Część z nich miała takie plany już wcześniej, na długo przed decyzjami o cłach.
Największym problemem dla przemysłu w USA jest dziś brak siły roboczej. Po prostu nie ma pracowników. Już istniejące fabryki, które mogą zacząć pracować na trzecią zmianę, będą mogły zwiększyć moce produkcyjne. Ale nie jest możliwe postawienie nowej fabryki i zbudowanie całego łańcucha dostaw w ciągu kilku miesięcy. To proces, który trwa całe lata - podkreśla Jakub Faryś.
"Trump nigdy całkowicie nie zlikwiduje zagrożenia cłami"
Porozumienie handlowe UE i USA zawiera też zobowiązanie Unii Europejskiej do zakupów broni w Stanach Zjednoczonych oraz zainwestowania tam 600 mld euro. Michael Hüther, dyrektor Niemieckiego Instytutu Ekonomicznego, ostrzega, że dalszej ingerencji Waszyngtonu wykluczyć nie można.
- Nie można teraz liczyć na spokój, zwłaszcza że zobowiązania dotyczące zakupów i inwestycji są trudne do precyzyjnego dotrzymania. Trump nigdy całkowicie nie zlikwiduje zagrożenia cłami - powiedział Hüther gazetom Funke Media Group.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl