Europa krzyczy ws. Strefy Gazy. Szejkowie dziwnie milczą po wizycie Trumpa. "Biznes to biznes"
Po wizycie Donalda Trumpa na Bliskim Wschodzie, która zaowocowała lukratywnymi umowami z USA, wojska izraelskie rozpoczęły nową ofensywę w Strefie Gazy, która zbiera krwawe żniwo. Szejkowie jakby przycichli. - Biznes to biznes. Chcieliby robić interesy z USA i Izraelem. Tymczasem nie wypada - mówi Marcin Krzyżanowski, były konsul w Kabulu.
W połowie maja prezydent USA odbył wizytę w najbogatszych krajach Półwyspu Arabskiego (ominął Izrael). Wizyta zaowocowała umowami wartymi setki miliardów dolarów na zakup broni, samolotów czy inwestycji w sztuczną inteligencję. Sama Arabia Saudyjska ma zainwestować w amerykańską gospodarkę ok. 600 mld dol.
To nie wszystko. Po odwiedzinach Donalda Trumpa u arabskich monarchów Arabii, Kataru oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich, doszło do wznowienia rozmów między Teheranem a Waszyngtonem dotyczących irańskiego porozumienia nuklearnego.
Teheran, choć oficjalnie nie zamierza porzucać planów wzbogacania uranu, ma trudną decyzję do podjęcia. Z jednej strony, Amerykanie oferują złagodzenie sankcji m.in. na irańską ropę, od której wciąż uzależniona jest pogrążona w kryzysie gospodarka islamskiej republiki. Z drugiej, pojawiają się przecieki jakoby Izrael, największy sojusznik USA w regionie, ponownie szykował atak na instalacje nuklearne Iranu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od zera do miliardów złotych. Zdradza swoją żelazną zasadę
- Jest to raczej chwyt negocjacyjny. Scenariusz militarny jest jak najbardziej możliwy, ale nie sądzę, żeby rząd Benjamina Netanjahu zdecydował się na jakiś atak, dopóki prezydent Trump wierzy w możliwość zawarcia korzystnego porozumienia z Iranem -ocenia w rozmowie z money.pl Marcin Krzyżanowski, były konsul Polski w Kabulu oraz ekspert ds. Bliskiego Wschodu w think tanku Warsaw Institute.
Izraelskie wojsko ma teraz inne, ważne z punktu widzenia Tel Awiwu zadanie - nową ofensywę lądową w Strefie Gazy, którą rozpoczęto już po wizycie Trumpa na Bliskim Wschodzie. Krzyżanowski uważa, że nie był to zbieg okoliczności.
Krwawe żniwo Izraela
Przez 10 dni tej ofensywy przymusowo przesiedlono ok. 180 tysięcy mieszkańców tego terytorium. Większość z ok. 2,1 milionów mieszkańców Gazy musiała wiele razy uciekać w trakcie trwającej od jesieni 2023 r. wojny, czyli od ataku palestyńskiego Hamasu na Izrael - poinformowała Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji.
Palestyńczycy przemieszczają się nie tylko z powodu ataków, ale w poszukiwaniu pożywienia i wody.
Nadal mamy do czynienia z kryzysem humanitarnym. Pomimo tego, że Izrael zezwolił na zwiększenie pomocy, która może wjeżdżać do strefy (20 maja pozwolił na wjazd do Strefy Gazy ok. 100 ciężarówek z pomocą - przyp. red.), to nadal jest to kropla w morzu potrzeb. Wciąż jest duży problem np. z zapewnieniem dostępu do żywności, wody pitnej, a służba zdrowia działa w sposób szczątkowy - relacjonuje były konsul w Kabulu.
Europa krzyczy. Dlaczego szejkowie zamilkli?
Działania Izraela w ostatnich dniach spotkały się z falą krytyki Europy. Wicepremier Włoch Antonio Tajani ocenił, że reakcja strony izraelskiej na atak terrorystyczny Hamasu z 2023 r. "przyjmuje absolutnie dramatyczne i niedopuszczalne formy". - Wydalenie Palestyńczyków ze Strefy Gazy nie jest i nigdy nie będzie dopuszczalną opcją - podkreślił.
Francja zapowiedziała, że jest zdeterminowania w dążeniu do uznania państwa palestyńskiego. Emmanuel Macron oświadczył, że UE będzie musiała zaostrzyć swoje stanowisko wobec Izraela, jeżeli to państwo nie poprawi sytuacji cywilów w Strefie Gazy. Od razu zareagowało na to MSZ Izraela, stwierdzając, że prezydent Francji kontynuuje swoją "krucjatę przeciwko państwu żydowskiemu".
Wciąż bardzo ostrożni w wypowiedziach na temat wojny w Gazie są Niemcy. Szef tamtejszego MSZ stwierdził, że "Niemcy stoją po stronie Izraela, ale także mieszkańców Strefy Gazy". Nieco dalej poszedł kanclerz Friedrich Merz, który powiedział, że doprowadzenie do takiego cierpienia ludności cywilnej, jak to miało miejsce w ostatnich dniach, "nie może być dłużej usprawiedliwiane walką z terroryzmem Hamasu".
Krytyka Izraela ze strony przywódców z Bliskiego Wschodu jakby przycichła. Jeszcze w 2024 r. saudyjski książę Mohammed bin Salman ostro potępił działania w Strefie Gazy i stwierdził, że Izrael dopuszcza się tam ludobójstwa.
Z kolei w lutym, gdy Trump i Netanjahu mówili o planach wobec Gazy i przesiedleniach ludności, saudyjskie MSZ wydało stanowcze oświadczenie odrzucające te pomysły. Padły w nim słowa o "ekstremistycznym, okupacyjnym sposobie myślenia, który nie rozumie znaczenia palestyńskiej ziemi dla jej mieszkańców".
Marcin Krzyżanowski potwierdza nasze obserwacje. Podkreśla, że temat Strefy Gazy w arabskich mediach jest bardzo widoczny, ale liczba treści w ostatnich tygodniach zmalała. Zaznacza przy tym, że z reguły przekaz w anglojęzycznych wydaniach różni się od tych w mediach arabsko- czy perskojęzycznych.
Czy wizyta Donalda Trumpa i podpisane umowy stępiły krytykę największych graczy na Bliskim Wschodzie wobec Izraela?
Tak jest. Z jednej strony, kraje arabskie, a mówimy tutaj nie o mitycznej arabskiej ulicy, a o rządach, oczywiście sympatyzują z Palestyńczykami, ale z drugiej strony biznes to biznes. Kwestia palestyńska staje się dla nich problemem. Monarchie Zatoki Perskiej chciałyby robić bez przeszkód interesy z USA i Izraelem. Tymczasem - mówiąc kolokwialnie - nie wypada im tego zrobić, dopóki bomby spadają na Gazę - mówi Krzyżanowski.
Jak mówi ekspert, w ostatnim czasie w Mekce, najświętszym miejscu islamu, dochodzi do aresztowań pielgrzymów, którzy mają ze sobą nawet niewielkie elementy odzieży -np. torebkę - w barwach Palestyny. Dokonywane są przez saudyjską policję. Podobny los nie spotyka pątników z flagami innych krajów.
Do jakiego finału zmierza izraelska ofensywa?
- Oficjalnie rząd Izraela twierdzi, że obecna ofensywa ma na celu ostateczne pokonanie Hamasu, tak żeby nie stanowił już w przyszłości zagrożenia. Aczkolwiek konia z rzędem temu, kto wytłumaczy, czym ta obecna różni się od tej poprzedniej, która Hamasu nie pokonała - komentuje ekspert Warsaw Institute.
Obawiam się, że w najlepszym razie ta operacja jest przeprowadzana po prostu dlatego, że rząd Izraela nie za bardzo ma koncepcję, co innego może zrobić, a coś musi. W najgorszym razie to początek czystki etnicznej. Ministrowie Becalel Smotricz oraz Itamar Ben-Gvir kilkakrotnie publicznie stwierdzali, że mieszkańców Gazy trzeba po prostu wypędzić albo uczynić Strefę niemożliwą do zamieszkania, żeby sami w ten czy inny sposób uciekli - mówi Marcin Krzyżanowski.
Warto przy tym pamiętać, że stanowisko skrajnie prawicowych członków rządu nie jest powszechne w kraju.
- Izraelskie społeczeństwo jest bardzo podzielone. Niestety w zdecydowanej przewadze są grupy opowiadające się za kontynuowaniem operacji wojskowej. Jest pewien promyk nadziei - grupy wzywające do de facto czystki etnicznej są w mniejszości, chociaż też liczba radykałów antyarabskich, antymuzułmańskich w Izraelu rośnie, co właściwie uniemożliwia nawet myślenie o zakończeniu konfliktu w sposób pokojowy - wyjaśnia ekspert.
Rynek ropy niewzruszony
Był taki moment, że na Bliski Wschód, region bogaty w ropę naftową, uważnie patrzyły rynki. Zwykle eskalacja w tej części świata prowadzi do wzrostów cen surowca, a w konsekwencji do podwyżek cen paliw. Jak jest teraz?
- Powiem jasno. To jest bardzo przykre, ale rynek ropy totalnie nie przejmuje się sytuacją w Strefie Gazy, bo nie ma ona wpływu na wydobycie czy transport - mówi money.pl Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ.
Tłumaczy, że skoro przez 1,5 roku żaden kraj produkujący ropę nie zakłócił dostaw surowca w proteście przeciwko działaniom Izraela, to inwestorzy nie spodziewają się, by sytuacja uległa zmianie. Przeciwnie. Kartel naftowy OPEC+ ustalił zwiększenie dostaw ropy na maj i czerwiec - po 411 tys. baryłek ropy dziennie. To samo ma zrobić ws. lipca.
- Moim zdaniem ceny ropy na wakacje utrzymają się na tym poziomie, na którym są dzisiaj, czyli ok. 60 dol. za baryłkę, i to też będzie oznaczało mniej więcej te same ceny paliw, które mamy obecnie, czyli najtańsze stawki 5,50 zł, te droższe bliżej 6 zł, a przeciętne gdzieś w połowie - prognozuje Czopek.
Jacek Losik, dziennikarz i wydawca money.pl