Gospodarcza wojna totalna. Chiny jak UE. Stosują sprytną strategię
To już nie jest potyczka, ale wojna handlowa - mówią eksperci o olbrzymich cłach nałożonych przez USA na Chiny, które nie pozostają dłużne i też podnoszą taryfy. Donald Trump wyciągnął bazookę, ale Pekin nie pozostaje dłużny i z celnością snajpera uderza w czułe punkty Amerykanów.
"W Chinach i USA to nie są już taryfowe 'tańce' jak w ubiegłych latach. To handlowa wojna totalna. Rozstrzygnięcia przyjdą, dopiero jak społeczeństwa poczują ból, bezrobocie" - napisał w serwisie X dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Jakub Jakóbowski.
Prezydent USA w lutym nałożył 20-proc. cła na towary z Chin, a następnie dorzucił kolejne 34 proc. W odwecie Chiny nałożyły łącznie 54 proc. cła na większość amerykańskich towarów, co bardzo nie spodobało się prezydentowi USA. Donald Trump postanowił podnieść stawkę o kolejne 50 proc., co dało łącznie 104 proc. cła na niemal wszystkie produkty importowane z Chin. Pekin znów odpowiedział. W odwecie podniósł taryfy na amerykańskie towary do 84 proc. W środę 9 kwietnia Trump zaskoczył po raz kolejny. Wstrzymał nowe cła na niemal wszystkie kraje świata na trzy miesiące, ale podniósł taryfy na Chiny aż do 125 proc.
Chiny też idą na całość i na razie nie będą patrzeć na konsekwencje. Mamy totalną wojnę handlową. Spodziewam się kolejnej odpowiedzi Trumpa, chociaż liczyłem, że Pekin to wytrzyma i pozostanie przy 54 proc. cłach, jednocześnie punktując wybrane branże. Chiny celują tak, żeby zabolało Amerykanów - potwierdza Łukasz Kobierski z Instytutu Nowej Europy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co z 800 plus dla Ukraińców? "Oczekuję od rządu realizacji"
Chiny punktują rolników
Amerykańskim sektorem, w który z zimną krwią celuje Pekin, jest rolnictwo. W 2024 r. Chiny były trzecim największym rynkiem i odpowiadały za 14 proc. amerykańskiego eksportu rolnego, co daje 27 mld dol. Jeszcze przed ogłoszeniem przez Pekin wzrostu ceł do 84 proc. American Farm Bureau Federation (AFBF) zaznaczało, że "całkowite cła odwetowe wzrosną do 71,5 proc. dla soi, 74 proc. dla bawełny w ramach kontyngentu i 99 proc. dla mrożonych podrobów wieprzowych". Ponadto nałożono 81 proc. taryfy na wieprzowinę i 56 proc. na wołowinę.
"Wraz z jednoczesnym wzrostem cen nakładów i spadkiem popytu, rolnicy, którzy już znajdują się w trudnej sytuacji finansowej, jeszcze bardziej odczują presję" - ocenia AFBF.
Szczególnie boleśnie podwyżki taryf odczują producenci soi - wartość eksportu z USA do Chin sięgnęła 12,8 mld dol. W dalszej kolejności amerykańscy farmerzy wysłali do Chin bawełnę (1,5 mld dol.), sorgo (1,3 mld dol.), mrożone mięso wołowe bez kości (1 mld dol.) i pistacje w łupinach (627 mln dol.).
"The New York Times" podkreśla, że cła nałożone na soję będą znacznie wyższe niż podczas wojny handlowej z 2018 r. Amerykańskie Stowarzyszenie Soi oszacowało, że amerykańscy farmerzy stracą ok. 6 mld dol. Jednak po ogłoszeniu w środę przez Pekin jeszcze wyższych ceł, straty będą bardziej odczuwalne. Zyskać mają rolnicy z Brazylii, którzy zaczęli przejmować rynek siedem lat temu.
AFBF dodaje, że w ciągu ostatnich pięciu lat Chiny odpowiadały za co najmniej 25 proc. eksportu produktów rolnych z USA w 10 przypadkach - wśród nich wspomnianej już soi. Do tego dochodzą m.in. orzechy makadamia (99 proc., 12 mln dol.) czy orzechy laskowe w łupinach (38 proc., 8 mln dol.).
Jeśli taryfy będą przez dłuższy okres, prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z poważnymi zakłóceniami, które raczej będą gorsze niż wojna handlowa z 2018 r. - ocenił prof. David Ortega z Michigan State University, cytowany przez "NYT".
W dodatku chińskie władze celne poinformowały, że zawieszony zostanie import mięsa drobiowego i mączki kostnej z zakładów pięciu amerykańskich firm drobiarskich oraz import sorgo z szóstej. Powodem mają być bakterie oraz wykryte w produktach chemikalia. Jednak producent nawozów i pasz dla zwierząt firma Darling Ingredients tłumaczy "NYT", że nie było wcześniej skarg na jakość towaru, a ostatnia dostawa do Chin wyruszyła na początku kwietnia.
Amerykańska Rada Eksportu Drobiu i Jaj szacuje, że cła zmniejszą eksport kurczaków do Chin o 59 proc., a to oznacza setki milionów dolarów strat.
Prof. Ian Sheldon z Ohio State University dodał, że rolnicy nie tylko stracą udziały na rynku chińskim, ale także "spadną ich przychody, ponieważ spadną ceny towarów", bo farmerzy już teraz mają borykać się z niskimi marżami. W opinii Sheldona Amerykanie nie będą w stanie szybko przekierować eksportu na inne rynki.
Gigant na celowniku
W patowej sytuacji jest również Walmart - największe przedsiębiorstwo detaliczne na świecie. W marcu amerykański gigant musiał tłumaczyć się w Pekinie z żądania obniżek cen od chińskich dostawców. W ten sposób Walmart chciał zrównoważyć cła nałożone przez Trumpa, które miesiąc temu były znacznie niższe niż teraz.
- Walmart ma wielką siłę przetargową, a jego chińscy dostawcy obejmują niezliczone małe i średnie przedsiębiorstwa. Zażądał obniżek cen nawet o 10 proc., ale jak mogłyby się one do tego dostosować? Ich marże są niskie i wynoszą 3 proc., pozostawiając niewiele miejsca na dalsze obniżki - ocenił dla Nikkei Asia Zhang Yansheng, badacz z Chińskiej Akademii Badań Makroekonomicznych.
Pekin uważa, że amerykańskie żądania wpłyną negatywnie na łańcuch dostaw oraz samych konsumentów za oceanem, którzy więcej zapłacą za produkty. W opinii Trumpa to jednak "świetny moment, żeby przenieść swoją firmę do USA" z powodu braku ceł i zapewnionej energii elektrycznej.
Marże chińskich producentów i tak są niskie, więc Walmart zyskiwał. Teraz będą musieli przerzucić koszty na klientów, bo nie ściągną nagle wielu towarów z innych azjatyckich krajów, na które też nałożono cła. Przecież Amerykanie nie zaczną nagle produkować taniej bielizny, czy innych produktów tekstylnych - ocenia Łukasz Kobierski.
Jego zdaniem Trump założył, że nałoży cła i szybko osiągnie swój cel, wymuszając przenoszenie produkcji do USA. - Na to potrzeba miesięcy i lat. W listopadzie i grudniu 2024 r. na chińskim rynku kupowano wiele towarów, żeby zakontraktować je po starej cenie. Eksporterzy się przygotowali, dlatego wzrost cen Amerykanie zaczną odczuwać w drugiej połowie roku. Czy wtedy duży biznes sprzeciwi się Trumpowi? - zastanawia się nasz rozmówca.
Jednocześnie Xi Jinping już zapowiedział zacieśnianie współpracy gospodarczej z sąsiadami. I uderza w kolejne czułe punkty Amerykanów. Pekin rozpoczął dochodzenie antymonopolowe przeciwko Google'owi oraz wprowadził kontrolę eksportu siedmiu rodzajów minerałów ziem rzadkich do USA, w tym samaru, gadolinu i terbu, wykorzystywanych m.in. w produkcji światłowodów, procesorów, laserów czy magnesów. Połowa złóż tych metali znajduje się w Chinach.
Wojna z deficytem handlowym
Trump - jak sygnalizuje - chce walczyć z Chinami i innymi krajami z powodu deficytu handlowego. Pekin rok temu wysłał do USA towary warte 439 mld dol. W drugą stronę eksport sięgnął 144 mld dol. Zwolennicy republikanina oceniają, że to on musi wygrać tę wojnę, bo Chińczycy przecież nie znajdą zastępczego rynku dla swoich towarów.
- Każdy uważa, że wygra w tej rozgrywce. Chiny od początku rządów Xi Jinpinga przygotowywały się do światowych niepokojów i z pewnością rozpatrzyły oraz są gotowe na wiele wariantów. USA grają va bank i albo dopną swego, albo skutki ich decyzji będą bolesne. Chiny jeszcze bardziej wejdą w Globalne Południe, kluczem może być Europa. UE to bogaty rynek, o czym mówiła Ursula von der Leyen w rozmowie z premierem Chin, teraz również znajdujący się pod presją amerykańskich ceł - podkreśla Radosław Pyffel, ekspert Instytutu Sobieskiego.
Pyffel ocenia, że Pekin nie musi używać "ekonomicznej broni atomowej" i diametralnie podnosić ceł razem z Trumpem. Wystarczą "celowe, punktowe uderzenia w produkty codziennego użytku produkowanego w Chinach".
- Do tego cłami objęto między innymi Wietnam, gdzie korporacje z USA sporo produkują na rynek wewnętrzny. To daje możliwości Chinom, żeby uderzać w takie dobra, których Amerykanie szybko nie wyprodukują i nie kupią ich gdzie indziej, nawet jeśli szybko dogadają się z Wietnamem czy innymi producentami - dodaje nasz rozmówca.
Łukasz Kobierski przypomina słowa wiceprezydenta J.D. Vance'a, który uznał, że Chińczycy "to wieśniaki". - Trudno, żeby w tej sytuacji Xi Jinping dzwonił do Trumpa i błagał go litość. Trump wierzy, że wyjdzie na swoim i wszyscy się poddadzą, ale na tej wojnie stracą wszyscy. To będzie długa gra - podsumowuje.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl