Przypomnijmy, że Ministerstwo Aktywów Państwowych ogłosiło pod koniec 2024 r., że rezygnuje z planów budowy polskiej marki samochodów elektrycznych Izera i jej fabryki w Jaworznie. Odpowiedzialna za projekt spółka ElectroMobility Poland na początku marca ogłosiła zwolnienia grupowe. Odejść ma około 40 osób, czyli blisko połowa zatrudnionych. Spółka powstała w 2016 r.
Wokół tematu Izery zaczęło być za dużo polityki i wówczas projekt nie miał już szans. Gdyby nie politycy, to może by powstała. Sam pomysł nie był zły. Jednak droga od pomysłu do produkcji musi być krótka, inaczej rynek ucieka. Pokazują to przykłady Chin i Turcji - mówi Wojciech Drzewiecki w rozmowie z money.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Izera receptą na "milion elektryków" Morawieckiego
ElectroMobility Poland powstała z inicjatywy czterech państwowych koncernów energetycznych: PGE, Energi, Enei i Taurona. Kilka lat później jednak 90,8 proc. akcji nabył Skarb Państwa. "Dziennik Zachodni" przypomniał, że spółka EMP otrzymała od państwa dwie dotacje po 250 mln zł każda oraz 131 mln zł pożyczki z Agencji Rozwoju Przemysłu. "Prokuratura bada obecnie, w jaki sposób wykorzystano te środki" - informowała niedawno gazeta.
- Od początku mówiłem, że władowane w projekt Izery pieniądze powinny pójść na infrastrukturę. Zarówno infrastrukturę ładowania, jak i w zakłady pracujące na rzecz jej rozwoju. A nie w sam model, który dziś miałby już tylko niewielkie szanse, żeby podbić rynek. Turkom auto elektryczne się udało. I była to decyzja polityczna, ale później pracowali nad tym już tylko biznesowo - dodaje ekspert.
Chodzi o markę Togg, czyli turecki samochód elektryczny, który wystartował później niż Polska Izera, ale już od dwóch lat jest w seryjnej produkcji.
Izera miała być odpowiedzią na wówczas ograniczoną ofertę samochodów elektrycznych, które były wyraźnie droższe od ich spalinowych odpowiedników, oferowały stosunkowo niewielkie zasięgi na jednym ładowaniu. Samochód elektryczny polskiej produkcji miał być tani, dostępny i atrakcyjny dla przeciętnego Polaka. Dziś jednak rynek elektromobilności wygląda inaczej, a konkurencja na nim jest spora.
W Polsce idea budowy własnej marki aut elektrycznych była mocno związana z tzw. milionem "elektryków" Mateusza Morawieckiego. Tyle bowiem - jak prognozował w 2016 r. - miało ich jeździć po polskich drogach już w 2025 r.
- To jest perspektywa pewnie 10 lat od uruchomienia produkcji, aby dojść do tej wielkości samochodów - mówił w czerwcu 2023 r. Piotr Zaremba, prezes ElectroMobility Poland w programie Money.pl.
Chińczycy byli szansą dla Izery? "To było najlepsze rozwiązanie"
W listopadzie 2022 r. spółka ElectroMobility Poland ogłosiła, że wybrała chiński koncern Geely na partnera technologicznego i dostawcę platformy. To główny (i najdroższy) komponent samochodu elektrycznego. Rok później ujawniono, że Chińczycy w fabryce w Jaworznie chcą produkować również swoje modele. Ówczesny prezes EMP Piotr Zaremba mówił o współdzieleniu mocy produkcyjnych i tym samym lepszym wykorzystaniu fabryki.
Już w momencie, gdy podjęliśmy rozmowy z Geely, powinniśmy zrobić wszystko, żeby tego inwestora przyciągnąć. Bo wtedy inwestycja w fabrykę w Jaworznie naprawdę mogła się rozwinąć, a Izerę produkowalibyśmy przy okazji - ocenia Drzewiecki.
Jego zdaniem wariant, w którym Chińczycy montowaliby swoje samochody w fabryce na Śląsku, która przy okazji byłaby "montownią" Izery wcale nie był zły.
- Nie był, bo mielibyśmy w Polsce producenta z gotowym produktem, rozpoznawalnego na świecie, z ugruntowaną pozycją na rynku. A Izera? Nową markę trzeba spopularyzować, zbudować sieć sprzedaży, która nie istniała. A sam produkt nie był znany. Od 2016 r. rynek elektromobilności bardzo przyspieszył i Izera byłaby dziś spóźniona - mówi prezes Samaru w rozmowie z nami.
Izera na drogi nie wyjechała. Co z niej zostanie?
Pomysł na markę Izera oraz jej dwa pierwsze koncepcyjne modele zaprezentowano z pompą w lipcu 2020 r. Piotr Zaremba zapowiadał wówczas, że pierwsze polskie auta elektryczne zjadą z taśmy produkcyjnej w III kwartale 2023 r. Fabryka miała być gotowa już w 2021 r. W ostatnim czasie spółka ElectroMobility Poland deklarowała, że Izery wyjadą na drogi w 2026 r.
Izera stała się obiektem kpin, dołączając do wielkich inwestycji z czasów rządów PiS, które spaliły na panewce albo mimo że powstały, to nie przyniosły zapowiadanych efektów. Tak jak budowa elektrowni w Ostrołęce, przekop Mierzei Wiślanej czy nowe lotnisko w Radomiu.
Pod koniec marca 2024 r. minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski opublikował nagranie z terenu, na którym miała już działać fabryka Izery. "W tym roku po polskich drogach miało już jeździć milion samochodów elektrycznych Izera. Jestem w Jaworznie. Wycięli 300 hektarów lasu, przepalili pół miliarda zł, a nawet nie ma zaczętej inwestycji" - pisał polityk Platformy Obywatelskiej.
"Jest ściernisko". Radosław Sikorski uderza w Izerę
Dziś firma z nowym zarządem mówi już nie o produkcji Izery, ale o o rozwijaniu "klastra elektromobilności", który ma zapewnić solidne podstawy dla rozwoju sektora samochodów elektrycznych w Polsce, a także centrum badawczo-rozwojowego. Według Drzewieckiego taka zmiana założeń projektu jest spóźniona o prawie 10 lat.
- To właśnie wejście firmy Geely mogło być katalizatorem dla różnych projektów dotyczących elektromobilności w Polsce, nie tylko wokół produkcji naszego samochodu. I to było najlepsze rozwiązanie, które schrzanili politycy. Polityka w takich projektach jest potrzebna, ale do działania gdzieś w kuluarach, ma pomagać biznesowi, żeby się rozwijał, a nie przeszkadzać - podkreśla Drzewiecki.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl