Wniosek o postawienie prezesa NBP Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu zostanie złożony do świąt - poinformował szef klubu KO Zbigniew Konwiński. Czy prezes NBP faktycznie powinien stanąć przed Trybunałem?
- To nie jest proste pytanie i nie ma prostej odpowiedzi. Stawianie szefa banku centralnego przed Trybunałem to jest precedens i sytuacja nadzwyczajna - powiedział w programie "Newsroom" WP prof. Witold Orłowski z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. - Sformułowano we wniosku osiem zarzutów, spośród których większość nie powinna być formułowana. To że prezes sobie wypłacał premie kwartalne, to jest niegospodarność, być może pasuje tu zarzut prokuratorski, ale to można zrobić po zakończeniu kadencji. To są poważne zarzuty, ale one nie są powodem do odwołania prezesa banku centralnego. Natomiast są we wniosku dwa fundamentalne zarzuty: jeden, z którym się nie zgadzam oraz jeden, z którym się zgadzam. Jest zarzut nr 1, który piszący uznali za najważniejszy. On mówi o tym, że NBP pomógł sfinansować deficyt budżetowy poprzez skup obligacji. To faktycznie miało miejsce, ale jest kilka „ale”. Mieliśmy sytuacje nadzwyczajną: pandemię, która wstrzymała gospodarkę. Prezes Glapiński może uważać, że to upoważniło go do działań, które w normalnych warunkach nie byłyby podejmowane. I tu wielu ekonomistów się z nim zgodzi. Konstytucja mówi: NBP nie może finansować deficytu, ale nie wiem, czy byłby jakikolwiek inny bank centralny, który nie zrobiłby tego, co zrobił NBP w roku 2020. Czyli mówimy tu o pewnych działaniach banku centralnego, które na świecie są standardem. I tak będą mówić prawnicy Adama Glapińskiego, bo to jest mocny argument. We wniosku na ostatnim miejscu jest zarzut najpoważniejszy, który mówi o złamaniu polityczności. Prezes NBP nie ma prawa prowadzić działalności politycznej - tak mówi Konstytucja. I tu jest oskarżenie o fundamentalne złamanie prawa. To może być powodem odwołania. Pamiętamy prezesa jeżdżącego na zebrania PiS na ul. Nowogrodzką. Wspomagał propagandowo rząd. I za ten punkt powinien stanąć przed Trybunałem. Ale czy prawnicy uznają, że dowody na to, że złamał apolityczność, są wystarczające - tego nie wiem - stwierdził ekspert.
rozwiń