Niemcy ruszyli po polskie paliwo. "Kanistry, kanistry i jeszcze raz kanistry"
Niemcy tankują, ile się da, do czego się da - mówi nam pracownik stacji benzynowej w Słubicach, tuż przy granicy z naszymi zachodnimi sąsiadami. Powodem jest niska cena. - To pół euro różnicy - wylicza niemiecki kierowca lejący paliwo do baku.
Paliwo w Polsce wciąż tanieje. Już przed tygodniem ceny przekroczyły psychologiczną granicę: na niektórych stacjach litr benzyny kosztuje mniej niż sześć złotych za litr.
O zjawisku piszemy od tygodni. Gdy u naszych sąsiadów ceny idą w górę, u nas wyraźnie spadają. To sprawia, że po paliwo do Polski masowo przyjeżdżają Czesi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ceny na stacjach przebiją magiczną granicę. "To się już dzieje"
Niemcy na potęgę tankują w Polsce. "Z Berlina się zjadą"
Ale nie tylko. Przyjeżdżają też Niemcy. By zapytać, czy różnica naprawdę jest tak korzystna, pojechaliśmy do znajdujących się przy granicy Słubic. I faktycznie, na pylonie stacji Orlen cena diesla to 5,99 zł, a benzyny 95-oktanowej 5,94 zł.
W Niemczech wieść o tanim paliwie w Polsce roznosi się lotem błyskawicy. My jeździmy tam do pracy, oni przyjeżdżają tu na zakupy. Nie potrzeba więc żadnej akcji informacyjnej. Takie rzeczy rozchodzą się pocztą pantoflową - tłumaczy mieszkaniec miasta.
Niemal każdy samochód podjeżdżający na stacje ma niemiecką rejestrację. Kolejek nie ma, ale ruch jest spory. Samochody podjeżdżają co dwie-trzy minuty.
- Przyjedzie pan w weekend, to zobaczy kolejki. Zjadą się Niemcy nawet z Berlina. Specjalnie po tanie paliwo przyjadą. Zobaczy pan. W środku tygodnia zawsze jest tutaj mniejszy ruch, ale to nie znaczy, że Niemców nie ma. Niech pan sam zobaczy - przekonuje nasz rozmówca.
Mężczyzna pomagający tankować na stacji przyznaje, że zainteresowanie ze strony niemieckich klientów jest spore. W ostatnim czasie zmieniło się jednak jedno.
Kanistry, kanistry i jeszcze raz kanistry. Niemcy tankują, ile się da, do czego się da. Zawsze tankowali dużo, no ale ostatnio to robią tak wielkie zapasy, jak tylko są w stanie - przekonuje.
W Niemczech 1,90, w Polsce 1,39 euro
Niemiec lejący paliwo do baku przyznaje, że do Polski przyciąga go cena. - Różnica to pół euro na litrze. U nas paliwo kosztuje 1,90 euro, tutaj 1,39. Niech pan sobie to przemnoży razy bak, zaraz pan zrozumie, dlaczego jest tak tanio - mówi.
Nie wszyscy podjeżdżający na stację są aż tak oszczędni. Ukrainiec, który wysiadł z samochodu na niemieckiej rejestracji, aż takiej różnicy w cenie nie widzi. - Tankuję, bo jest taniej, sporo taniej. Nie powiem, że to pół euro, wedle mnie to jakieś 30 centów. Ale przecież to wciąż taniej - tłumaczy.
Tanie polskie paliwo to dla Niemców temat wyłącznie ekonomiczny. Większość z nich nie ma pojęcia, że za kilka tygodni w Polsce odbywają się wybory.
Jeśli wasz rząd obniża cenę paliwa, bo zaraz macie wybory, to co ja mogę powiedzieć. Dla nas to dobrze, my narzekać nie będziemy - śmieje się niemiecki klient.
Polak pytany o tę samą kwestię również nie chce dyskutować. - Ja nie będę się wypowiadał na ten temat. Nie będę komentował, czy to przez wybory - mówi. Pytany o to, czy nie boi się, że paliwo podrożeje po 15 października, odpowiada krótko: zobaczymy.
Benzyna i papierosy
Niemców przyciąga nie tylko tanie paliwo. Drugim towarem pierwszej potrzeby są papierosy. Szyldy oferujące je w języku niemieckim są na każdej ulicy. Pracownik Ziggaretten Centrum przyznaje, że zachodni sąsiedzi wciąż do Polski przyjeżdżają, jednak coś zaczyna się zmieniać.
Niemcom najbardziej opłaca się kupować drogie papierosy. Te w Polsce są wciąż tańsze o 30-40 proc. Te tańsze w Polsce strasznie jednak drożeją. Różnica robi się coraz mniejsza. Ale wciąż jest - mówi.
Składy z papierosami i tytoniem są w Słubicach liczne, wypełnione paczkami przeróżnych marek od podłogi po sufit.
Kolejny z rozmówców pytany o tanie papierosy i benzynę przyznaje, że właśnie głównie one przyciągają Niemców do Polski. Szybko tłumaczy, że Polacy na bliskości granicy też korzystają. - Bardzo wielu Polaków nadal pracuje w Niemczech. Nie można się dziwić. Praca w Niemczech to jest zupełnie inna para kaloszy. Człowiek jest szanowany, a firma wie, że lojalny pracownik to dla niej skarb. Dlatego Polacy jeżdżą - do Tesli, do magazynów odzieży, wielu innych firm - tłumaczy.
- Oni tam żyją spokojniej. Mają więcej pieniędzy, znacznie mniej żyją polityką. Tam o wyborach się myśli tydzień czy dwa przed pójściem do urn, u nas o nowych wyborach zaczyna się myśleć, jak tylko podadzą wyniki głosowania. Tam nikt się nie boi, że polityk oszuka, że od niego będzie wszystko zależeć. U nas wciąż nas robią na szaro - tłumaczy. - Żyjemy tu jak jedna wielka rodzina - podkreśla.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl