"Państwo jest silne, ale ludzie niekoniecznie bogaci". Gorzka diagnoza sytuacji w Tajwanie
Makroekonomiczne wskaźniki szybują w kosmos, a giełda w Tajpej wyprzedza niemiecką. Jednak za fasadą technologicznego sukcesu kryje się frustracja klasy średniej. Płace stoją w miejscu, a ceny mieszkań biją rekordy Londynu. Oto cena bycia globalną fabryką AI - donosi TVN24.pl.
Tajwan przeżywa okres bezprecedensowego rozkwitu na poziomie makroekonomicznym, stając się centralnym punktem globalnej rewolucji sztucznej inteligencji. Najnowsze raporty tamtejszego urzędu statystycznego wskazują na dynamikę, której zazdroszczą największe gospodarki świata. W trzecim kwartale 2025 roku Produkt Krajowy Brutto wyspy wzrósł o imponujące 8,21 proc., co jest bezpośrednim skutkiem gwałtownego zapotrzebowania na technologie. To nie jest jednorazowy skok, lecz kontynuacja trendu, który w poprzednim kwartale przyniósł wzrost na poziomie 7,7 proc.
Październikowe dane o eksporcie są jeszcze bardziej wymowne – wartość towarów wysyłanych z Tajwanu wzrosła o blisko połowę (49,7 proc.) w ujęciu rocznym. To najlepszy miesięczny wynik od półtorej dekady. Inwestorzy na całym świecie, ogarnięci gorączką AI, wpompowali w tajwański parkiet gigantyczny kapitał.
Efekt? We wrześniu kapitalizacja giełdy w Tajpej przewyższyła wartość giełdy we Frankfurcie, windując azjatycki rynek na ósme miejsce w globalnym rankingu. Jason Tuvey z Capital Economics zauważa w swoich analizach, że tajwańska gospodarka należy obecnie do ścisłej światowej czołówki pod względem prosperowania.
Mówi, na co uważać we franczyzie. "Wtedy wiadomo, że to ściema"
– Wielu spodziewało się, że Tajwan skorzysta na boomie sztucznej inteligencji, ale być może nie doceniano skali tego efektu – przyznaje ekonomista cytowany przez TVN24.p.
Fundamentem tego sukcesu jest wieloletnia strategia budowania monopolu w sektorze półprzewodników. Giganci tacy jak Google czy Microsoft, inwestując miliardy dolarów w centra danych, są uzależnieni od procesorów graficznych Nvidii i AMD. Te z kolei nie mogłyby powstać bez tajwańskich linii produkcyjnych. TSMC, największy na świecie kontraktowy producent chipów, stał się de facto "obrońcą narodu", notując rekordowe zamówienia i podnosząc prognozy przychodów o 35 proc.
Dwa światy jednej wyspy
Jednak w cieniu lśniących wieżowców Tajpej i sterylnych fabryk chipów rozgrywa się dramat zwykłych obywateli. Paradoks tajwańskiego sukcesu polega na tym, że rekordowe zyski korporacji nie przekładają się na dobrobyt gospodarstw domowych. Prognozy wskazują, że PKB na mieszkańca przekroczy w tym roku 38 tys. dolarów, wyprzedzając Japonię i Koreę Południową, ale pensje pozostają tam o blisko jedną trzecią niższe.
Wielu mieszkańców wyspy czuje się oszukanych przez narrację o sukcesie. Vivian Chen, pielęgniarka z portowego miasta Kaohsiung, zwraca uwagę na rozziew między statystyką a rzeczywistością portfela.
Cień Trumpa i widmo bańki
Nad tajwańskim cudem gospodarczym zbierają się jednak ciemne chmury, i to nie tylko te związane z wewnętrznymi nierównościami. Analitycy, w tym Wang Jiann-Chyuan z Chung-Hua Institution for Economic Research, ostrzegają przed nieuchronnym ochłodzeniem. Dynamika eksportu w przyszłym roku ma spaść do poziomów jednocyfrowych, co jest naturalną korektą po obecnym, euforycznym skoku.
Znacznie poważniejszym zagrożeniem jest geopolityka. Rekordowy deficyt handlowy USA z Tajwanem może stać się solą w oku Donalda Trumpa. Były i przyszły prezydent USA znany jest z protekcjonistycznego podejścia i wielokrotnie sugerował możliwość nałożenia drakońskich ceł na import półprzewodników.
Cel jest jasny: zmusić azjatyckich gigantów do przeniesienia produkcji na amerykańską ziemię. Choć firmy takie jak TSMC inwestują w fabryki w Arizonie, niepewność co do przyszłych taryf paraliżuje długoterminowe planowanie. Uzależnienie gospodarki od jednego sektora – chipy i elektronika stanowią już 73 proc. eksportu – sprawia, że Tajwan staje się zakładnikiem własnego sukcesu. Tradycyjne gałęzie przemysłu, jak metalurgia czy tworzywa sztuczne, są w stagnacji, co oznacza, że ewentualne załamanie na rynku AI uderzy w wyspę ze zdwojoną siłą.
Historia tajwańskiego sukcesu gospodarczego to fascynujące studium transformacji, często określane mianem "Cudu nad rzeką Tamsui". Jeszcze w latach 50. XX wieku wyspa była rolniczą gospodarką uzależnioną od eksportu cukru i ryżu. Kluczowym momentem zwrotnym była decyzja rządu w latach 70. i 80. o przestawieniu zwrotnicy na zaawansowane technologie, mimo braku zasobów naturalnych. To wtedy powołano do życia Park Naukowy w Hsinchu, nazywany dziś tajwańską Doliną Krzemową.
Co ciekawe, model biznesowy TSMC, polegający na byciu wyłącznie wykonawcą (foundry) dla innych firm, a nie projektantem własnych układów, był początkowo wyśmiewany przez branżowych gigantów jako mało dochodowy. Czas pokazał, że to właśnie ta specjalizacja pozwoliła Tajwanowi stać się nieodzownym elementem globalnego krwioobiegu technologicznego, tworząc tzw. "Krzemową Tarczę" – teorię głoszącą, że znaczenie wyspy dla światowej gospodarki jest jej najlepszą gwarancją bezpieczeństwa militarnego.