Pokazali wzór na cła. "Matematyka jest prosta", ale nie o takiej mówił Trump
Amerykańskie cła miały być zaledwie połową stawki, którą dany kraj obciążył dobra importowane z USA. Jednak ujawniona formuła stawia to pod znakiem zapytania. Okazuje się, że kluczem do ustalenia stawki taryfy był deficyt handlowy.
Podstawowa stawka ogłoszonych przez Donalda Trumpa ceł wzajemnych wynosi 10 proc. Jednak wobec wielu krajów zastosowano wyższą wartość taryf. Na przykład, państwa Unii Europejskiej obłożono cłami w wysokości 20 proc., a import z Chin - aż 54 proc. Na Kanadę i Meksyk przypadło zaś po 25 proc. Również samochody i części motoryzacyjne obłożono 25-proc. cłami. Z czego wynikały te różnice w wysokości?
Donald Trump twierdził, że jako cło wzajemne nałożyły zaledwie połowę stawki, która w danym kraju obowiązuje wobec dóbr importowanych z USA. Później Biały Dom opublikował matematyczny wzór, którym posługiwała się amerykańska administracja. I - jak się okazało - ma niewiele wspólnego z wcześniejszą deklaracją Trumpa.
"Matematyka jest prosta: weź deficyt w handlu towarami USA z danym krajem, podziel go przez eksport tego kraju do USA i przekształć w wartość procentową; następnie zmniejsz tę liczbę o połowę, aby uzyskać amerykańską "wzajemną" taryfę celną, z dolną granicą 10 proc." - tłumaczył Reuters.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump wprowadza cła na cały świat. "Zapłacą za to zwykli obywatele"
"Nikt nie ma pojęcia"
Na ten rozdźwięk zwrócił uwagę amerykański dziennikarz w mediach społecznościowych.
"Administracja Trumpa nie 'dosłownie obliczyła bariery taryfowe i pozataryfowe' w celu ustalenia stawek celnych, które nakłada na inne kraje. Podzieliła nasz deficyt handlowy z danym krajem przez nasz import z tym krajem, a następnie pomnożyła przez 0,5 (ponieważ Trump był "łagodny"). Acha, a jeśli nasz deficyt handlowy lub import z danym krajem jest mniejszy niż 10 proc. lub mamy nadwyżkę handlową z danym krajem, Trump nałożył na ten kraj stałą taryfę w wysokości 10 proc." - napisał James Surowiecki na platformie X.
- Prezydent Trump nie ujawnił, w jaki sposób jego doradcy oszacowali ich wysokość. Cła europejskie wynoszą kilka procent, a oni doszli do wniosku, że to jest odpowiednik 40 proc., tłumacząc, że liczyli inne opłaty, które nie są cłami, a faktycznie taką rolę pełnią. Można się domyślać, dlatego że parokrotnie padło coś na temat VAT-u, że mógł on zostać doliczony. Rzeczywiście, VAT jest podatkiem nakładanym na amerykański import. Jest nakładany na wszystkie sprzedawane towary. Ale to mogłoby być wyjaśnieniem, w jaki sposób można było dojść do 40 proc. obciążeń. Jednak metoda jest absolutnie nieznana, nikt nie ma pojęcia, w jaki sposób zostało to obliczone - powiedział portalowi PolskieRadio24.pl ekonomista prof. Witold Orłowski.
Wzór nie ma ekonomicznego sensu
"Formuła taryf celnych, pierwotnie przypisywana Radzie Doradców Ekonomicznych i opublikowana przez Biuro Przedstawiciela Handlowego Stanów Zjednoczonych, nie ma sensu ekonomicznego. Deficyt handlowy z danym krajem nie jest determinowany wyłącznie przez cła i pozataryfowe bariery handlowe, ale także przez międzynarodowe przepływy kapitałowe, łańcuchy dostaw, przewagę komparatywną, geografię itp." - napisali Kevin Corinth i Stan Veuger z think-tanku American Enterprise Institute.
"Ale nawet gdyby poważnie potraktować formułę taryfową administracji Trumpa, popełnia ona błąd, który czterokrotnie zawyża taryfy nakładane przez zagraniczne kraje. W rezultacie "wzajemne" cła nałożone przez prezydenta Trumpa są również bardzo zawyżone" - dodali.
"Amerykańska mania ceł"
Przypomnijmy, że decyzja Trumpa wzbudziła kontrowersje i ostrą reakcję krajów na całym świecie: część zadeklarowała chęć negocjacji, a część zagroziła odwetem i zapowiedziała rozwijanie relacji z innymi partnerami handlowymi.
Minister gospodarki Niemiec Robert Habeck ostrzegł, że "amerykańska mania ceł" może spowodować ogromne szkody na całym świecie, natomiast dla konsumentów w USA "ten dzień nie będzie dniem wyzwolenia, ale dniem inflacji". Zaznaczył, że gdyby USA nie chciały negocjowanego rozwiązania, UE udzieli "wyważonej, jasnej i zdecydowanej odpowiedzi".
W ostrzejszym tonie wypowiedziała się Francja, deklarując gotowość do wojny handlowej. "Donald Trump myśli, że jest panem świata" – oświadczyła rzeczniczka rządu Sophie Primas w rozmowie z nadawcą RTL. Wyjaśniła, że należy spodziewać się dwóch fal reakcji na amerykańskie cła - pierwsza, stanowiąca odpowiedź na taryfy nałożone na stal i aluminium, pojawi się w połowie kwietnia, a druga nastąpi najprawdopodobniej w końcu miesiąca i będzie dotyczyć szerszego zakresu dóbr i usług. Możliwy jest "atak na amerykańskie usługi cyfrowe" - zapowiedziała Primas.
Szefowa KE Ursula von der Leyen podkreśliła, że cła są "poważnym ciosem dla światowej gospodarki", ponieważ skutkują wzrostem inflacji i podniosą koszty życia milionów konsumentów. Przypomniała, że UE kończy pracę nad cłami o wartości 25 mld euro, ogłoszonymi w odpowiedzi na wcześniejsze podniesienie stawek na stal i aluminium. Jak podkreśliła, nie jest jednak jeszcze za późno, by rozwiązać problemy poprzez negocjacje. Gotowość do dialogu wyraził komisarz ds. handlu Marosz Szefczovicz.
Z kolei szef Rady Europejskiej Antonio Costa oznajmił, że nadszedł czas na ratyfikację porozumień z Mercosurem i Meksykiem. "Handel jest potężnym motorem globalnego dobrobytu. UE pozostanie zagorzałą orędowniczką wolnego i uczciwego handlu" - podkreślił Costa.
Rząd Szwajcarii określił w czwartek amerykańskie cła na produkty z tego kraju mianem "niezrozumiałych". Prezydentka kraju, a zarazem szefowa resortu finansów Karin Keller-Sutter zapowiedziała, że na razie Berno nie będzie podejmować działań odwetowych.
Trump liczy na "boom" w USA
Niespełna dobę po ogłoszeniu decyzji ws. ceł Donald Trump po raz pierwszy rozmawiał z dziennikarzami na ich temat. Przed wylotem śmigłowcem Marine One z Białego Domu był pytany o reakcje rynków i rządów na całym świecie. Stwierdził, że jego plan taryfowy "idzie bardzo dobrze".
Rynki przeżyją boom, akcje przeżyją boom, kraj przeżyje boom - powiedział Trump.
Trump podkreślił, że w ostatnich tygodniach niektóre firmy złożyły zobowiązania inwestycyjne o łącznej wartości prawie 7 bilionów dolarów, które mają napłynąć do Stanów Zjednoczonych. - Zobaczycie, jak to się potoczy. Nasz kraj czeka boom - powiedział prezydent USA.
Jak pisaliśmy w money.pl, optymizmu Trumpa nie podzielili w czwartek inwestorzy na Wall Street. Na niecałą godzinę przed zamknięciem sesji na nowojorskiej giełdzie, wskaźnik S&P500 notował ponad czteroprocentowy spadek i może osiągnąć najwyższy jednodniowy spadek od marca 2020 r. i pandemii Covid-19. Podobnie wysokie spadki notują indeksy Dow Jones Industrial Average (ponad -3 proc.) i Nasdaq Composite (ponad -5 proc.). Szczególnie dotkliwe przeceny dotknęły cen akcji koncernów odzieżowych i producentów elektroniki (w tym m.in. Apple'a), polegających na zagranicznej produkcji i komponentac