Rząd szykuje strategię rozwoju kraju do 2035 r. Wiemy, co ma zakładać
Ministerstwo funduszy szykuje strategię rozwoju Polski do 2035 roku, a jego szefowa Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz krytykuje pomysł Lewicy na ustawowe skrócenie czasu pracy. - Istnieje granica opowiadania ludziom rzeczy niestworzonych - stwierdza w rozmowie z money.pl.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl: Pani resort przygotował projekt "Strategii rozwoju kraju do 2035 roku". Czym będzie się różniła Polska roku 2035 od tej, którą znamy obecnie?
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej: Polska w 2035 roku będzie znacząco inna. Będzie więcej seniorów, mniej ludzi młodych. Nasza gospodarka musi zarabiać więcej za jedną godzinę pracy. Zarówno z powodu demograficznego, jak i dlatego, że nie mamy już - i nie chcemy mieć - taniej siły roboczej. Jeśli chcemy dalej mieć rozwijającą się gospodarkę, musimy ją tak przebudować, żeby każda godzina pracy przynosiła więcej pieniędzy. Dodatkowo ta strategia dotyczy najbliższej dekady, która już nie będzie czasem przewidywalności w każdym aspekcie.
Strategie rządowe mają czasem to do siebie, że nie przestrzega ich sam rząd.
Dlatego my zakładamy w tej strategii, że w trakcie jej wdrażania będzie się musiała zmieniać. Dlaczego politycy boją się dokumentów strategicznych? Bo istnieje obecnie pewna patologika. Zamiast rozumieć, że strategia to wyznaczenie azymutu, który, w miarę jak świat się zmienia, trzeba ciągle regulować, traktuje się ją jak zobowiązanie do rozliczenia - niezależnie od tego, co się w międzyczasie wydarzy. W tej strategii z jednej strony są bardzo jednoznaczne, sprecyzowane cele, a z drugiej mechanizmy jej ciągłej ewaluacji i aktualizacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zbudował 100 firm - od staników i krów po wojskowe samoloty - Piotr Beaupré w Biznes Klasie
Jakie konkretnie cele zakłada strategia?
Mamy trzy kierunkowe cele i jeden horyzontalny. Pierwszy cel kierunkowy to cel gospodarczy. Jeżeli mamy się rozwijać gospodarczo, to musimy postawić na zaawansowane technologie, wysoką wydajność pracy oraz biznesy, które mają ośrodki zarządzania i zaawansowane usługi w Polsce, ponieważ to jest ta najbardziej dochodowa część. Nie możemy być tylko podwykonawcami światowych biznesów. To oznacza, że musimy mieć dużo więcej prywatnych, polskich, rozwiniętych firm - co wpisuje się w temat polonizacji, o której mówił premier Tusk.
Tu przewidujemy zresztą konkretny wskaźnik: dzisiaj w pierwszych dziesięciu największych firmach w Polsce nie ma ani jednej polskiej prywatnej firmy. Są państwowe albo zagraniczne. W pierwszej setce jest 27 polskich prywatnych firm. Chcielibyśmy, żeby za dziesięć lat w "Top 10" było 5 polskich prywatnych firm, a w "Top 100" – przynajmniej 50. Musimy rozwijać polskie prywatne firmy, żeby były duże. To nie może być wyłącznie gospodarka małych i średnich przedsiębiorstw, choć są one ważne i nikt nie zamierza ich znaczenia umniejszać.
Wspomniała pani o trzech celach kierunkowych. Jaki jest drugi?
Drugi to bezpieczeństwo - rozumiane nie wyłącznie jako armia, ale także jako odporność na poziomie obywatelskim i odporność instytucji państwa w sytuacjach kryzysowych. Żeby były mocne i cyberbezpieczne.
A trzeci?
Trzecim celem jest utrzymanie spójności społecznej w warunkach zmian demograficznych. W procesie transformacji nasze społeczeństwo rozjechało się ekonomicznie, o czym świadczą różne wskaźniki. Z powodu kryzysu demograficznego istnieje ogromne ryzyko, że to się jeszcze pogłębi.
To znaczy?
Młodzi ludzie pojadą do dużych miast i metropolii. W mniejszych ośrodkach zostaną głównie seniorzy - to już zresztą widać, np. na Podkarpaciu, gdzie ostatnio byłam. Zostaną seniorzy - sami, bez dzieci, bez usług, z wykluczeniem komunikacyjnym, w biednych gminach. Jeśli ten problem z punktowego stanie się dominujący, nasze społeczeństwo rozjedzie się ekonomicznie i geograficznie.
To jak zamierzacie walczyć z tym zjawiskiem?
Wspomniany cel horyzontalny strategii to policentryczny rozwój, czyli Polska, która ma wiele biegunów wzrostu. To nie tylko sześć największych metropolii, które w twardej rynkowej grze i tak ciągną najwięcej do siebie. Polska jest ewenementem na tle Europy - żaden powiat przez ostatnie 30 lat "nie poszedł w dół". Wszyscy się rozwijali - wolniej, szybciej, ale żaden powiat nie poszedł w dół.
Uzyskaliśmy równomierny, choć niejednakowy rozwój całego kraju. Jest wiele ośrodków wzrostu i są one różnorodne. Nie mamy monokultury, jednego rodzaju przemysłu. Utrzymanie tego jest ważne z dwóch powodów. Po pierwsze, to metoda na to, żeby społeczeństwo i kraj nie rozjechały się całkowicie. Po drugie, ze względów bezpieczeństwa - takie kraje są dużo bardziej odporne. Dla przykładu: jeśli w jakimś regionie przyjdzie powódź, to pomimo tego reszta kraju funkcjonuje względnie normalnie. Także w przypadku cyberataku czy blackoutu taki kraj jest dużo odporniejszy.
Strategie zawsze zawierają jakieś czynniki ryzyka czy zagrożenia.
One są dosyć oczywiste - to ryzyka demograficzne, bezpieczeństwa, klimatyczne. Zmienią się też realia gospodarcze. Rozwijaliśmy się dzięki taniej i licznej sile roboczej, niskim cenom energii, w warunkach globalizacji. To wszystko się wyczerpało. Tego nie będzie. Jeśli nie przeskoczymy piętro wyżej, jeśli nie przestawimy polskich firm prywatnych na zarabianie wysokimi technologiami, zaawansowanymi produktami i usługami, jeśli nie będą rosły w siłę, to się nie uda.
Tylko jak osiągnąć te cele?
Na trudne problemy nie ma jednego rozwiązania. Jeśli chodzi o demografię, polityka musi być dwojaka: z jednej strony próbować oddziaływać na wzrost dzietności, z drugiej przystosowywać system usług publicznych do rosnącej liczby osób starszych. W tym pierwszym wymiarze mamy świadomość, że działania muszą być zróżnicowane, obejmować wiele obszarów.
Trzeba wspierać dostępność żłobków, dostępność mieszkań - te rzeczy, które motywują do większej dzietności. Ale w strategii pojawia się też rekomendacja, która była dotychczas pomijana, a moim zdaniem jest kluczowa - potrzebujemy pozytywnego obrazu rodzicielstwa w przestrzeni publicznej. W ostatnich latach nacisk został położony na wsparcie materialne dla rodzin, co jest słuszne, ale bardzo duża część problemu leży gdzie indziej. Cała narracja wokół rodzicielstwa została przejęta z zupełnie innego punktu widzenia. Jak się wejdzie dzisiaj w media społecznościowe, to naprawdę człowiekowi odechciewa się być rodzicem.
Kto miałby przeprowadzić takie zmiany wizerunkowe. Rząd? To przecież kwestia zmian stylu życia.
Nie chodzi o tanią propagandę. Jeżeli są ludzie, jest państwo, są formacje, które wierzą, że rodzicielstwo jest wartością, to nie ma powodu, żeby nie zrobić kampanii informacyjno-promującej czy debaty na ten temat. Inaczej zaczynają dominować narracje: "lepiej dzieci nie mieć, bo to tylko koszmar i obciążenie, a poza tym planeta uschnie i nasze dzieci razem z nią". Szanuję takie poglądy, ale osobiście mam zupełnie inne zdanie w tej sprawie.
A co z imigracją jako rozwiązaniem problemów demograficznych?
Jeśli chodzi o migrację, strategia będzie zbieżna ze strategią migracyjną przyjętą przez rząd pod koniec poprzedniego roku. Absolutnie wskazana jest potrzeba przyjmowania w Polsce ludzi z innych krajów, ale w zakresie tych specjalizacji, zawodów i obszarów pracy, w których nam i naszej gospodarce się to opłaca. To się zresztą, mimo emocjonalnej narracji wokół migracji, cały czas dzieje. Ale warto także podnosić aktywność zawodową osób starszych.
Obecnie mamy tak ustawione algorytmy wyliczania emerytur i cały system, że nie zawsze opłaca się dłużej pracować - a musi się opłacać. Trzeba zrobić tak, żeby ludzi do dłuższej pracy zachęcić. Oni sami zdecydują, czy chcą, czy nie, ale to musi zacząć się opłacać.
Jest przecież ulga w PIT dla seniorów. Jest pomysł na inne instrumenty?
Ale widzimy, że ulga nie wystarczy. Strategia zawiera pakiet instrumentów w tym obszarze, między innymi zachęty do pracy na część etatu, mechanizmy podnoszenia kompetencji przez osoby starsze, wzmocnienie roli urzędów pracy w aktywizacji osób starszych czy dbanie o profilaktykę zdrowotną. Pamiętajmy, że dzisiaj osoby starsze wypycha z rynku pracy często słaby stan zdrowia czy niskie kompetencje cyfrowe. To chcemy zmienić.
Na pewno potrzebujemy nowego algorytmu wyliczania emerytur, który dawałby realną korzyść osobom pracującym dłużej. Obecnie mamy problem, szczególnie wśród kobiet, które mają bardzo niską składkę, ale mają odpowiedni staż, że w ich przypadku bez względu na to, czy przejdą na emeryturę w wieku 60, czy 65 lat, to dostaną minimalne świadczenie.
Czy koncepcja krótszego o 20 proc. czasu pracy, z którą wyszła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, wpisuje się w waszą strategię?
Zgadzam się z podejściem, że trzeba pracować, żeby żyć, a nie żyć, żeby pracować. Natomiast żeby Polacy mogli mniej pracować, a tyle samo zarabiać, każda godzina ich pracy musi być warta więcej. Mówienie ludziom, że możemy dzisiaj wyjąć z gospodarki 20 proc. pracy i jednocześnie zapewnić te same pensje i emerytury, to zwyczajnie nieprawda. Mówię to z pełną odpowiedzialnością - istnieje granica opowiadania ludziom rzeczy niestworzonych.
Jakie są mierniki sukcesu, z których będzie można rozliczyć strategię w 2035 roku?
Tak, strategia będzie stawiała konkretne cele w formie wskaźników oraz planów działania. Ale twardym wymiarem będzie też mapa obszarów strategicznej interwencji (OSI), które tą strategią wprowadzamy. Istota OSI polega na selektywnym wskazaniu, gdzie powinny pójść środki na rozwój regionalny. Polska musi prowadzić swoją politykę regionalną. Przez dwie dekady polityka regionalna była efektem funduszy europejskich. To za nimi szła agenda korzystna dla nas i tak budowała się polska polityka regionalna.
To na czym ma polegać zmiana kursu?
Stawiamy diagnozę, że trzeba skoncentrować wsparcie na kilkudziesięciu miastach, które nazywamy subregionalnymi. To zazwyczaj miasta o średniej wielkości, często byłe miasta wojewódzkie. Nie mówię, że metropolie mają nie dostać wsparcia, ale mają je dostać na takie rzeczy, które spowodują, że będą konkurować z metropoliami europejskimi.
Warszawa ma dostawać wsparcie na to, co czyni ją bardziej konkurencyjną metropolią europejską, a nie po to, żeby konkurowała z Łodzią czy Płockiem. Natomiast właśnie takie miasta jak Płock, Słupsk czy Jelenia Góra to te średnie miasta, które muszą dostać najwięcej strategicznej interwencji. Dlaczego? Jeżeli utrzymamy w tych kilkudziesięciu miastach równo rozłożonych po całej Polsce pewien standard usług publicznych oraz zainwestujemy w komunikację publiczną wokół nich, to zapewnimy równy dostęp do usług w obliczu starzejącego się społeczeństwa.
Kiedy możemy spodziewać się przyjęcia tego dokumentu?
Chciałabym, żeby został wpisany do wykazu prac rządu w połowie roku i wtedy zaczną się konsultacje publiczne, obecnie trwają międzyresortowe na poziomie roboczym i samorządowe. Intencja jest taka, żeby nie zatracić tych strategicznych, trudnych decyzji – czyli nie dogodzić każdemu - ale równocześnie inkorporować na tyle dużo różnych wrażliwości, żeby strategia była akceptowalna dla szerokiego grona.
Jest pani usatysfakcjonowana decyzją RPP o obniżce stóp procentowych o 0,5 proc.?
To ruch w dobrym kierunku. Teraz chciałabym zobaczyć spadek cen kredytów w dużo większym stopniu, niż to wynika z tej korekty. Banki mają przestrzeń do obniżek np. marży, więc liczę, że z niej skorzystają.
Napotkała pani na silny opór, gdy wyszła z postulatem kolejnego podatku dla banków.
Niczego innego się nie spodziewałam. No bo kto zrezygnuje dobrowolnie z zysku?
W rządzie również był opór.
To prawda, że mamy różne zdanie w tej sprawie z ministrem finansów Andrzejem Domańskim, niemniej uważam, że kropla kamień drąży. Ale podobnie było z kredytem 0 proc. Początkowo był duży opór w rządzie, a teraz mogę powiedzieć, że tego nie będzie. Pewne rzeczy zmieniają się powoli.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl