Waloryzacja świadczeń emerytalnych odbywa się co roku. Inaczej jest w przypadku flagowego programu Prawa i Sprawiedliwości – Rodzina 500+. Dlaczego? – Badania, które przeprowadziliśmy wokół 500+, pokazują, że Polacy nie chcą zmian w tym świadczeniu. Przede wszystkim jest ono powszechne, a więc nie ma kryterium dochodowego, gdybyśmy to wprowadzili, to nie byłoby zadowolenia Polaków. 500+ gwarantuje podniesienie godności i poprawę sytuacji finansowej rodzin – mówiła niemal równo rok temu w programie "Money. To się liczy" minister rodziny Marlena Maląg.
Innego zdania jest prof. Julian Auleytner. To on w 2011 r. jako pierwszy przedstawił założenia tego świadczenia (gdy pomagał opracować program socjalny nowej wówczas partii Polska Jest Najważniejsza), które skopiował później PiS. W rozmowie z money.pl wprost mówi o konieczności zmian w 500+ i przeprowadzenia reformy finansowania pomocy społecznej z prawdziwego zdarzenia.
Weronika Szkwarek, money.pl: Czy w pana opinii świadczenie przyznawane w ramach programu "Rodzina 500+" powinno być waloryzowane?
Prof. Julian Auleytner, były prezes Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej i rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Warszawie: Tak, ta kwota powinna być bezwzględnie waloryzowana ze względu na godność dzieci. Należy wziąć pod uwagę, że waloryzuje się świadczenia emerytalne, waloryzuje się 14. emeryturę dla wybranej grupy biedniejszych emerytów, a nie waloryzuje się sumy, która pod nazwą "zasiłek wychowawczy" była przeznaczona jako z jednej strony asekuracja przed ubóstwem, z drugiej jako pewnego rodzaju inwestycja w dzieci. Można powiedzieć, że rząd kieruje się bardziej rachunkiem poparcia wyborców starszych, aniżeli potrzebami, które są związane z edukacją przyszłych pokoleń. Dzisiaj dzieci i młodzież szczególnie wymagają troski. Obserwujemy, jakie są problemy w szkołach, jakie trudności sprawiają egzaminy – czy to ósmoklasisty, czy maturalne. Korepetycje to tylko skrót myślowy przedegzaminacyjnych problemów.
W takim razie jakie zmiany, jako pomysłodawca, wprowadziłby pan w świadczeniu wychowawczym?
Uważam, że powinny być finansowanie wyłącznie dzieci z rodzin pracujących. A tam, gdzie mamy do czynienia z rodzinami objętymi pomocą społeczną, powinno się zreformować ten system. Mamy w nim kilkanaście zasiłków, które kwotowo nic nie znaczą i które też przeszły przez proces inflacyjny.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę takie zasiłki, niesięgające nawet 100 zł, to zauważamy, że potrzebna jest reforma finansowania pomocy społecznej. Po przeprowadzeniu reformy można byłoby bardziej racjonalnie, czyli z sensem dysponować pieniędzmi na rzecz tej grupy społeczeństwa.
Obecnie "500 zł" należy zapisać w cudzysłowie, bo nie jest to realna wartość, to tylko symbol. Zostało to tak zaprojektowane, aby efektem była inwestycja w dzieci, dlatego powinno to być waloryzowane przynajmniej na poziomie 20-25 proc., do kwoty 620-650 zł. Natomiast powinno się to oddzielić od pomocy społecznej, aby korzystający nie mieszali tych świadczeń.
Dlaczego tylko dla dzieci w rodzinach pracujących?
To dlatego, że rodziny pracujące potrafią lepiej zagospodarować te środki niż rodziny wśród grupy, którą nazywamy tzw. polską biedą. Ta część społeczeństwa jest objęta wsparciem – funkcjonuje system asystentów rodziny i pracowników socjalnych, ale środki finansowe są niezwykle rozproszone. Podkreślam – obecnie funkcjonuje około 10 różnego rodzaju zasiłków socjalnych. Gdybyśmy to skumulowali i na nowo pomyśleli o systemie finansowania pomocy społecznej, to te pieniądze mogłyby być celowo lepiej wykorzystane.
Rodziny pracujące nie mają problemu z wydawaniem pieniędzy z programu na np. laptopy – w przeciwieństwie do rodzin, które w okresie pandemii nie chciały lub nie potrafiły ich zakupić dla swoich dzieci. Przypominam, że na każde dziecko z naszych podatków rocznie transferujemy 6 tys. zł. Jak ta suma jest wykorzystywana w rodzinach pracujących, a jak w rodzinach objętych pomocą społeczną? Od 2016 do 2022 r. niektórzy rodzice otrzymali 36 tys. zł. Zadajmy jeszcze i takie pytanie: jak te środki zostały wykorzystane? Czy ministerstwo ma jakieś badania na ten temat?
Realnie patrząc, co dla rodziny pracującej oznacza suma 375 zł miesięcznie? Jeśli na to popatrzymy pod kątem rzeczywistej wartości tego świadczenia, to powinno być ono zdecydowanie zwaloryzowane. I ta grupa (otrzymująca świadczenie – przyp. red.) powinna być szczególnie wspierana, bo to grupa przyszłych podatników. Emeryci i renciści mają jakieś zasoby, a dzieci jeszcze nie – dlatego trzeba je wspierać.
Czy świadczenie wychowawcze wpłynęło i czy nadal wpływa realnie na redukcję ubóstwa?
Częściowo ten program na to wpłynął. Jednak częściowo, bo z uwagi na obecną inflację już nie pełni takiej funkcji. Program wprowadzono w okresie deflacji, która trwała od 2014 do 2016 r. przez 28 miesięcy. Deflację mógł wykorzystać rząd PO, ale tego nie zrobił, dopiero PiS wprowadził ten ważny i akceptowany program socjalny zresztą bardzo ostro krytykowany ze względu na koszty.
W czasie deflacji wprowadza się jednak programy socjalne, aby pobudzić koniunkturę gospodarczą. W okresie inflacji koniunkturę się schładza. Dzisiaj mamy sytuację ekonomiczną odwrotną do czasu, kiedy ten program powstał, a zaistniał w momencie, kiedy realia ekonomiczne do tego służyły. Dzisiaj tych okresów nie możemy porównywać.
Jednym ze sloganów związanym z programem było to, że "Rodzina 500+" miała podnieść wskaźnik dzietności w Polsce. Tymczasem tak się nie stało. Czy świadczenie to miało wpłynąć na krajową demografię?
Ten argument "dodano" do programu ze względów politycznych. Proszę porównać dziś liczbę dzieci z Ukrainy, które do nas przyjechały bez programu 500+. Mamy jednorazowe silne pchnięcie demograficzne bez tego świadczenia, które w tym zakresie nie zdało w ogóle egzaminu. Lepiej zapomnieć o efekcie demograficznym 500+. On został sztucznie dodany do narracji.
Niewielkie drgnięcie zaobserwowano w 2016 r., ale to było jedynie przejściowe. Sytuacja Ukrainy pokazuje jak duże znaczenie dla demografii ma imigracja. Powinniśmy postudiować doświadczenia krajów mających dodatni przyrost naturalny, np. Francji czy Argentyny. Przekonamy się, że dzietność zależy nie tylko od pieniędzy, ale od wielu innych czynników.
Powiedział pan, że już przyjazd uchodźców z Ukrainy spowodował jednorazowe "pchnięcie demograficzne". Jak ocenia pan przyznawanie świadczenia wychowawczego rodzinom przybywającym do Polski z Ukrainy?
To jest też swojego rodzaju inwestycja w osoby, które być może w Polsce zostaną. To jest opłacalne, ponieważ są to pieniądze, które finansują przyszłych podatników. Gdy dorosną, będą nam je w postaci podatków zwracać. Zauważa się prawidłowość, że im więcej inwestujemy w młodego człowieka, tym więcej on zwróci za kilka, kilkanaście lat i nie będzie miało znaczenia, czy to Polak czy Ukrainiec.
Przy okazji, wykształcenie polskiego lekarza przez sześć lat studiów kosztuje podatnika bardzo wiele, a często młody lekarz potem znika z kraju i pracuje za granicą. Czy to nie marnowanie pieniędzy? Chodzi o to, że nie doceniamy związków pomiędzy nakładami na edukację a efektami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z pana punktu widzenia – ważniejsze jest finansowanie młodych czy starszych pokoleń? W końcu w odpowiedzi na inflację zadecydowano o wypłacie 14. emerytury również w tym roku.
Oczywiście, świadczenia emerytalne należy waloryzować, ale nie możemy ograniczać w tym zakresie praw dzieci, których realizacja zależy w dużej mierze od pieniędzy. Chodzi o sprawiedliwość generacyjną, a dzieci są naszą przyszłością i trzeba o tym mówić. Dzieci i młodzież to kwalifikowane zasoby pracy, które będą służyły konkurencyjności gospodarki. Jak pobudzać konkurencyjność kraju przy zwiększającej się fali seniorów?
Tę kwestię trzeba widzieć w kontekście dzieci i młodzieży, gdy młode pokolenie zdobywa wiedzę. Nic nie ujmując seniorom, pamiętać należy, że współcześnie to młodzi potrzebują – zwłaszcza w warunkach inflacji – wszechstronnego wsparcia. Wsparcie seniorów i wsparcie młodszego pokolenia trzeba widzieć przez pryzmat sprawiedliwości generacyjnej. Nie może być tak, że dziś zadłużamy się, zostawiając obowiązek spłaty długów młodzieży i wnukom.
Obserwuję niską konkurencyjność polskiego szkolnictwa wyższego, czemu towarzyszą w dużych miastach indywidualne strategie wielu młodych ludzi ucieczki na studia zagraniczne. Problemem jest brak wsparcia dla aspiracji młodzieży w kraju, o tym się publicznie głośno nie mówi. A najlepsi emigrują.
Dlatego powinniśmy skupić się również na pomocy młodym, nie tylko dzieciom?
Tak. Zapytajmy, jakie są warunki awansu młodych w wieku od 19. do 30. roku życia. Jak wykorzystujemy najbardziej dynamiczny potencjał demograficzny? Kiedy ponosi się największe koszty założenia rodziny i gospodarstwa domowego, gdy jednocześnie kredyty są niezwykle drogie? Zarówno partie opozycyjne, jak i rządzący pomijają milczeniem egzystencjalne problemy dwudziestoparolatków, grupy najbardziej dynamicznej życiowo.
Mamy politykę senioralną, ale nie mamy polityki młodzieżowej. PiS operuje jedynie kalkulacją, kto będzie na tę partię głosował, ponieważ może liczyć na osoby starsze i niezamożne łatwiejsze do przekonania dodatkową emeryturą. A młodzież nie jest brana pod uwagę jako potencjalny elektorat, wobec tego dla nich prawie nic nie robi. Wspomnę tylko o programie "Mieszkanie dla Młodych". Dlatego o polityce senioralnej mówi się bardzo dużo, a o polityce wsparcia młodzieży nie mówi się wcale.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl