Znaleźli sposób na nowe fotoradary. GITD mierzy się z metodą "na Ukraińca"
Motocykliści do niedawna czuli się bezkarni, bo fotoradary mierzyły prędkość i robiły zdjęcia wyłącznie pojazdom jadącym w kierunku obiektywu. Nowe urządzenia GITD nie mają już jednak tego ograniczenia. Miłośnicy jednośladów, których mocno uwierają przepisy ruchu drogowego, znaleźli jednak sposób.
Główny Inspektorat Transportu Drogowego rozbudowuje swoją sieć urządzeń do kontroli stosowania się do przepisów przez uczestników ruchu drogowego. Chodzi oczywiście o odcinkowe pomiary prędkości, fotoradary, ale i m.in. systemy wyłapujące ignorowanie czerwonego światła.
Kierowcy samochodów są coraz baczniej obserwowani przez nowe urządzenia GITD, ale motocyklistom udało się znaleźć lukę, pozwalającą wymigać od płacenia mandatu, o czym informuje serwis moto.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polak buduje giganta w USA - cel to 100 mld dolarów. Stefan Batory w Biznes Klasie
"Problem" dla fanów jednośladów, których filozofią drogową jest unikanie jak ognia jazdy w granicach przepisów, polega na tym, że nowe urządzenia mogą też zrobić zdjęcie pojazdowi od tyłu, a tam jest tablica rejestracyjna jednośladu. Problemem GITD - wciąż nierozwiązanym - jest natomiast to, że kask uniemożliwia identyfikację kierującego. Coś, z czym w przypadku samochodowych piratów udało się już załatwić.
Przepisy w takiej sytuacji pozwalają pytać właściciela pojazdu, kto dysponował motocyklem w momencie, gdy zrobiono zdjęcie. Uchylanie się od odpowiedzi oznacza karę od 800 do nawet 8 tys. zł. Rzecz w tym, że można podać dane, które zwiążą ręce GITD.
Motocykliści, którzy oszukują metodą "na Ukraińca", mogą iść za kraty
"Nieuczciwi motocykliści i w sytuacji wskazania osoby kierującej jednośladem znaleźli sposób, aby wyjść z obronną ręką i uniknąć mandatu. Metoda 'na Ukraińca' polega na wpisaniu w piśmie od Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym danych osoby, pochodzącej z Ukrainy. Najlepiej takiej, która nie mieszka w Polsce" - wyjaśnia serwis moto.pl.
Portal podaje, że organy ścigania są w takiej sytuacji bezsilne, ponieważ nie dysponują systemem wymiany danych osobowych i informacji o kierowcach pomiędzy służbami państw Unii Europejskiej i np. Ukrainy, Białorusi czy Rosji. A jeśli nie mogą przez to zidentyfikować sprawcę, to sprawa zostaje umorzona.
"Wielu kierowców zapomina jednak, że w przypadku podania fałszywych danych popełniają przestępstwo, które podlega karze pozbawienia wolności (art. 233 KK)" - podkreśla jednak serwis. Do więzienia za taką próbę uniknięcia mandatu można iść maksymalnie na trzy lata.