Ministerstwo Cyfryzacji jest za wprowadzeniem podatku cyfrowego od przychodów lub zysków dużych firm technologicznych działających w Polsce. Szef resortu Krzysztof Gawkowski zwraca uwagę, że podobne rozwiązania funkcjonują już w 35 krajach, w tym we Francji i Wielkiej Brytanii. W Polsce pieniądze pozyskane z tego podatku miałyby zostać przeznaczone na rozwój sektora cyfrowo-technologicznego, rodzime start-upy oraz wsparcie dla polskich firm.
Ministerstwo Finansów zajęło jednak odmienne stanowisko, informując, że "nie prowadzi obecnie prac nad podatkiem cyfrowym" i podkreśliło, że wyłącznie minister właściwy do spraw finansów publicznych odpowiada za polską politykę podatkową.
Zapowiedź wprowadzenia podatku cyfrowego wywołała natychmiastową reakcję ze strony USA. Thomas Rose, nominowany na ambasadora USA w Polsce, ostrzegł przed konsekwencjami takiej decyzji, sugerując możliwe działania odwetowe ze strony administracji prezydenta Trumpa. Wicepremier Gawkowski odpowiedział jednak stanowczo, że nie zamierza wycofywać się z prac nad podatkiem, podkreślając, że "czas, w którym jakiekolwiek państwo uważa, że ktoś będzie lennem innego państwa, skończył się".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert: Czas na podatek cyfrowy
Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający Fundacji Digital Poland, w rozmowie z money.pl przyznaje, że wprowadzenie podatku cyfrowego w Polsce nie byłoby szczególnie zaskakujące.
Podatek cyfrowy został już wdrożony w ponad 30 państwach na całym świecie, a giganci technologiczni, choć początkowo robili wszystko, by opóźnić jego wprowadzenie, ostatecznie dostosowują się do nowych regulacji. Płacą, choć zapewne można powiedzieć, że nieco przy tym płaczą - stwierdził.
Mieczkowski tłumaczy, że podatek cyfrowy początkowo wynosił 2-3 proc. w krajach takich jak Francja czy Austria. Później pojawił się pomysł, by stawkę ujednolicić w ramach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Blokada tego pomysłu ze strony USA spowodowała, że kraje europejskie muszą w tej materii działać niezależnie - zwłaszcza w kontekście nastawienia prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Donald Trump prawdopodobnie będzie traktował podatek cyfrowy jako rodzaj cła - wyjaśnił Mieczkowski.
Przedstawiciel Fundacji wyjaśnia, że nowa danina nie dotyczy wszystkich usług internetowych, ale koncentruje się głównie na działalności reklamowej największych platform. - Nie jest nakładana na wszystkie usługi, jak niektórzy próbują straszyć. Głównie chodzi o to, żeby nałożyć podatek na działalność reklamową - zaznacza Mieczkowski. Wskazuje przy tym, że powodem jest odpływ reklam z tradycyjnych mediów do mediów społecznościowych, co negatywnie wpływa na jakość dziennikarstwa i walkę z dezinformacją.
Ekspert podkreśla, że w Polsce dyskutuje się obecnie o nałożeniu podatku na platformy reklamy programatycznej, przede wszystkim gigantów branży reklamowej. - Mowa jest o tym, aby na przykład nałożyć podatek na tak zwane platformy reklamy programatik, czyli tak naprawdę dwie platformy, Google Ads i Meta - wyjaśnia Mieczkowski. Środki z tego podatku mogłyby zostać przekierowane na wsparcie wydawców, lokalnej prasy, walkę z fake newsami oraz polskie start-upy technologiczne - wymienia.
Polityczne aspekty debaty o podatku cyfrowym
Mieczkowski zwraca uwagę na kontekst polityczny związany z wprowadzeniem podatku cyfrowego w Polsce. Według niego istnieje pewien rozdźwięk między Ministerstwem Finansów a Ministerstwem Cyfryzacji. - Minister Domański (Andrzej Domański - szef MF - przyp. red.) jest między innymi jednym z głównych inicjatorów dyskusji o sztucznej inteligencji. Zapowiedział powołanie funduszu Deep Tech, przebijając początkowe ustalenia ministra Gawkowskiego - podkreśla.
Podatek cyfrowy to realizacja zapowiedzi programowych
Mieczkowski dodaje, że wprowadzenie podatku cyfrowego było elementem programu wyborczego Lewicy.
Podatek cyfrowy był wpisany w program Krzysztofa Gawkowskiego jeszcze przed wyborami. Lewica jako jedyna partia opublikowała taki 30-kratkowy dokument, w którym określiła, jak wyobraża sobie cyfryzację w naszym kraju - zaznacza ekspert.
- W 2025 roku Ministerstwo Cyfryzacji miało zająć się realizacją zapowiedzi programowych, w tym właśnie podatkiem cyfrowym. Moment pojawienia się zapowiedzi nie jest więc przypadkowy - mówi.
Podatek cyfrowy na świecie. Jak wprowadziły go inne kraje?
Podatki cyfrowe funkcjonują w wielu krajach europejskich, choć różnią się stawkami i progami. Francja, Hiszpania i Wielka Brytania wprowadziły DST (ang. digital services tax - podatek od usług cyfrowych) w wysokości odpowiednio 2-3 proc., Austria nakłada 5 proc., podczas gdy Węgry ustanowiły stawkę 7,5 proc. Podatki te zazwyczaj dotyczą dużych firm technologicznych z globalnymi przychodami przekraczającymi 750 mln euro, choć progi przychodów krajowych różnią się znacząco - od 25 mln euro we Francji po 3 mln euro w Hiszpanii.
Włochy w ostatnim czasie dokonały istotnej zmiany w swoim DST, usuwając jeden z dwóch progów kwalifikacyjnych. Zgodnie z ustawą budżetową na 2025 rok, zniesiono wymóg osiągania minimum 5,5 mln euro rocznego dochodu z kwalifikowanych usług cyfrowych we Włoszech. Pozostał jedynie próg 750 mln euro przychodów światowych z usług cyfrowych. Włoski DST nakłada 3 proc. podatek głównie na przychody z reklamy internetowej.
Podatek cyfrowy obowiązuje też poza Europą. Wprowadziła go m.in. Australia, gdzie sięga 10 proc. i dotyczy nie tylko reklam, ale i platform streamingowych. Danina obowiązuje również w Turcji, Indiach i Indonezji.
Wprowadzanie krajowych podatków cyfrowych jest odpowiedzią na opóźnienia w globalnej reformie podatkowej. Projekt OECD Filar 1, mający na celu alokację części przychodów z usług cyfrowych do krajów, w których usługi są świadczone, a nie tylko tam, gdzie dostawca ma siedzibę, rozwija się powoli. Proponowany podatek cyfrowy UE został zawieszony w oczekiwaniu na postępy OECD.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl