80 tysięcy kilogramów na sekundę. W Polsce problem jest głównie w domach
- W Polsce mamy dwa oznaczenia na żywności: "najlepiej spożyć przed" oraz "należy spożyć do". Wielu ludzi, na wszelki wypadek, wyrzuca produkty zaraz po dacie "najlepiej spożyć przed". To zazwyczaj nie jest prawidłowe zachowanie - mówi w rozmowie z money.pl Mette Lykke, CEO firmy Too Good To Go, która swoją aplikacją przeciwdziała marnowaniu jedzenia.
Michał Wąsowski, money.pl: Pomagacie zmniejszać skalę marnowania jedzenia. W jaki sposób to przekłada się na biznes? Mówiąc wprost: jak mierzycie swój sukces?
Mette Lykke, CEO Too Good To Go: Łączymy konsumentów z firmami, które mają nadwyżki jedzenia – to nasz model działalności. Mogą to być supermarkety, piekarnie, restauracje, hotele i inne tego typu miejsca. Konsumenci kupują to jedzenie w korzystnej cenie, a my pobieramy opłatę za każdy uratowany posiłek – działa to na zasadzie "no cure, no pay" (zaplata wynagrodzenia jest uzależniona od skuteczności działania – przyp. red.). Jeśli jedzenia nie uratujemy, nie otrzymujemy dochodu. Od samego początku mierzymy sukces poprzez liczbę uratowanych posiłków. Właśnie tak definiujemy nasz wpływ – ilością jedzenia, które udało się uchować przed wyrzuceniem.
Ile jedzenia udało się wam do tej pory uratować łącznie?
Ponad 500 milionów posiłków na wszystkich 19 rynkach, na których działamy. W tym zawierało się 450 mln tzw. paczek niespodzianek i 4 mln tzw. boksów.
Posiłków, nie kilogramów lub ton?
W naszym języku to jest to samo. Średnio jeden posiłek, czyli paczka niespodzianka, to około jednego kilograma. Z kolei boksy to ok. 5,8 kg. Razem daje nam to ponad 500 milionów kilogramów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poważne problemy Niemiec. "Czegoś takiego nie spotkałem od 35 lat"
To sporo. Ciekawi mnie, na ile ten model jest możliwy do utrzymania w długiej perspektywie? Czy w pewnym momencie np. nie zaczniecie podnosić swoich opłat, by biznes pozostawał zyskowny?
Dokładna wysokość opłaty zależy od kraju i waluty. Ale jeśli pytasz o dalszą skalowalność modelu, to na bieżąco przyglądamy się kolejnym rynkom. Mamy globalnie 120 mln zarejestrowanych użytkowników i widzimy ich duże zainteresowanie. Badamy również inne sposoby przeciwdziałania marnowaniu żywności na naszej platformie. W niektórych krajach uruchomiliśmy model wysyłkowy, w którym skupujemy żywność od producentów. Konsumenci nabywają ją poprzez aplikację, a my wysyłamy ją bezpośrednio do nich, odciążając partnerów z logistyki. W Polsce uruchomiliśmy tę usługę w kwietniu tego roku i do tej pory "uratowaliśmy" w ten sposób ponad 10 tys. boksów. Dodatkowo dużym sieciom udostępniamy narzędzie oparte na AI, które pomaga w lepszym zarządzaniu produktami na półkach. Fundament naszej działalności pozostaje niezmieniony, ale rozszerzamy nasz model biznesowy o kolejne obszary, aby nie tylko odpowiadać na potrzeby gastronomii czy handlu, ale także producentów.
Czy spotkaliście firmy, które nie chciały korzystać z waszej aplikacji?
Tak. Najczęściej firmy twierdzą, że nie mają żadnych odpadów żywnościowych. Czasem to prawda, ale częściej okazuje się, że firmy nie do końca zdają sobie sprawę z tego, ile żywności się u nich marnuje.
Polska różni się w jakiś sposób od innych krajów, jeśli chodzi o podejście do oszczędzania jedzenia?
Ogólnie rzecz biorąc, różnice są zaskakująco niewielkie. Francja jest liderem, jeśli chodzi o regulacje i mają ciekawą ustawę o marnowaniu żywności. Skandynawowie mogą być nieco bardziej ekologicznie świadomi niż typowi konsumenci w Europie Środkowej. Jednak polscy konsumenci są jednymi z najbardziej zaangażowanych. Gdy już wypróbują aplikację, korzystają z niej częściej niż konsumenci z innych krajów.
Czy może być to związane z tym, że jesteśmy wciąż krajem "na dorobku", postkomunistycznym?
Myślę, że te czynniki odgrywają rolę. Podczas szczytu inflacji w Europie zauważyliśmy, że dla wielu rodzin nasza aplikacja stała się sposobem na zdobycie dobrego i przystępnego cenowo jedzenia. Inflacja w Polsce przewyższała tę w innych krajach, co prawdopodobnie wpływa na takie zachowania. Nasi partnerzy zauważyli też, że wielu konsumentów wybiera teraz produkty marek własnych zamiast tych markowych, ponieważ są tańsze. Nie płaci się wtedy za markę, a jakość jest zbliżona.
Wspomniałaś wcześniej, że większość marnowanej żywności pochodzi z gospodarstw domowych. Restauracje i sklepy również marnują wiele jedzenia, ale największy problem jest w domach. Czy jest coś, co możecie z tym zrobić?
Zdecydowanie. W Polsce aż 55 proc. marnowanej żywności pochodzi właśnie z gospodarstw domowych, taka też jest średnia europejska.
To smutne. Dlaczego w Polsce i Europie mamy aż taki problem?
Kilka lat temu ustaliliśmy, że jedną z przyczyn tego problemu jest nieprawidłowe rozumienie oznaczeń dat na produktach. W Polsce mamy dwa oznaczenia: "najlepiej spożyć przed" oraz "należy spożyć do". Wielu ludzi, na wszelki wypadek, wyrzuca produkty zaraz po dacie "najlepiej spożyć przed". To zazwyczaj nie jest prawidłowe zachowanie. Oznacza to jedynie gwarancję najwyższej jakości w tym dniu. Nie oznacza to, że produkt nie nadaje się do spożycia dzień później lub nawet tydzień czy miesiąc później. Prowadzimy kampanię "Często Dobre Dłużej: Popatrz, Powąchaj, Posmakuj. Sprawdź, zanim wyrzucisz", która ma to tłumaczyć.
Stworzyliśmy koalicję z producentami, m.in. Unileverem, Danonem, Nestlé, Arlą czy Kellogg’sem, którzy umieszczają to oznaczenie na swoich produktach. Obecnie znajduje się ono na 6 miliardach produktów rocznie, edukując konsumentów. Regularnie badamy, czy zmienia to zachowania, bo tylko wtedy osiągamy realny wpływ. Z badań wynika, że konsumenci lepiej to rozumieją i mniej wyrzucają. To przykład tego, jak próbujemy wpływać na ilość odpadów w domach. Ogólnie rzecz biorąc, idea Too Good To Go polega na tym, że zaczynasz od ratowania jedzenia poprzez aplikację, następnie śledzisz nas w mediach społecznościowych, gdzie staramy się inspirować, jak wykorzystać resztki chleba, co zrobić z bananami lub jak prawidłowo przechowywać żywność. Te drobne wskazówki mają duże znaczenie.
Czy jesteśmy rozpieszczeni przez zbyt duży wybór jedzenia? Ludzie często kupują sporo rzeczy, by mieć rano wybór: różne płatki, pieczywo itd. Ostatecznie tego nie zjadamy i wyrzucamy do śmieci.
Zdecydowanie traktujemy jedzenie jako coś oczywistego. Z biegiem lat jedzenie zaczęło pochłaniać coraz mniejszą część naszych dochodów. Nie jest już tak drogie, co również wpływa na nasze podejście do niego.
Jak było w twoim przypadku? Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jest to problem zarówno osobisty, jak i biznesowy, którym warto się zająć?
Już jako dziecko obserwowałam swoje babcie, które przeżyły II wojnę światową i czasy niedoboru jedzenia. Inspiruje mnie szczególnie jedna z nich, która w grudniu skończyła 100 lat. Ona dokładnie wie, co ma w lodówce, odpowiednio przechowuje nawet połówkę surowego jajka, bo dla niej każda ilość jedzenia ma znaczenie. Zawodowo, gdy po raz pierwszy dowiedziałam się o Too Good To Go, był to przypadek. Pewna kobieta pokazała mi aplikację w autobusie. Pomysł od razu do mnie przemówił – zamiast marnować zasoby, można stworzyć sytuację, w której zyskują wszyscy: konsumenci, biznesy i planeta. Gdy wróciłam do domu i dowiedziałam się, że globalnie prawie 40 proc. jedzenia się marnuje, pomyślałam, że to szaleństwo.
Zwłaszcza że nadal są regiony na świecie, gdzie ludzie masowo głodują.
W Afryce również wyrzuca się mnóstwo żywności, tylko dzieje się to na wcześniejszym etapie łańcucha dostaw, ponieważ brakuje odpowiednich metod przechowywania. Niektórzy myślą, że w krajach mniej rozwiniętych nie marnuje się jedzenia, ale jest tego bardzo dużo, tylko z innych powodów.
Czy firmy powinny być zmuszane do mierzenia ilości marnowanego jedzenia?
Firmy spożywcze powinny być zobowiązane do mierzenia strat. Najlepszą praktyką jest także ustalanie celów i planów ich realizacji. Francja poszła jeszcze dalej – supermarkety o powierzchni powyżej 400 metrów kwadratowych mają obowiązek wprowadzenia kontroli i mechanizmów zapobiegających marnowaniu żywności. Kraj ten zresztą jest dla nas największym rynkiem. Co jednak ważne, naszym głównym konkurentem jest śmietnik. Skupiamy się na dotarciu do wszystkich, którzy dziś wyrzucają jedzenie i zachęcamy do korzystania z naszego rozwiązania. Co sekundę marnuje się 80 tysięcy kilogramów żywności – jest więc jeszcze dużo do zrobienia.
Czy powinniśmy mierzyć skalę marnowania jedzenia także w gospodarstwach domowych?
W niektórych krajach segregacja odpadów jest już obowiązkowa. Na przykład w Danii sortujemy śmieci do dziesięciu różnych pojemników. Jeśli mieszkasz w mieszkaniu, jest to wyzwanie, ale pomaga zwiększyć świadomość. Dopiero gdy ludzie zobaczą, ile naprawdę wyrzucają żywności, zmieniają zachowania.
Rozmawiał Michał Wąsowski, zastępca redaktora naczelnego money.pl